• 17 marca 2023
    • Ogólna

    Zmierzchło się 06

    • By Adam Grzelązka
    • |
    • 10 grudnia 2016
    • |
    • 2 minuty czytania

    Osiedle Przemysława

    Kontynuujmy naszą opowieść. Po kilku ujęciach początków ulicy, na której mieszkam, wkraczam na teren Osiedla. Bloki tutaj są niewysokie, ledwo czteropiętrowe. Są nowe, ale nie na tyle, by nie zdążyły się już zaaklimatyzować, wkomponować w okolicę. Budynki ustawione są ciekawie, tworzą wewnątrz place, które czasem posiadają place zabaw. Tych ostatnich jest tutaj bardzo wiele. Każdy nieco inny. Jest w czym wybierać. Można – jeśli jeden kryje się akurat w cieniu, przenieść się na inny, który będzie w pełnym słońcu. Albo na którym będzie inny zestaw zabawników dla dzieci. Place są ogrodzone, dzięki temu nie sikają tam psy i koty. Na noc zaś są zamykane, co czyni je niedostępnymi dla lokalesów, którzy szybko zarzuciliby je butelkami po alkoholu. Lokalni zresztą nie mają tu łatwego życia. Brakuje tu lokali, w którym można by przesiadywać do późnej nocy sącząc alkohole. Jeśli ktoś ma ochotę na bar czy pub, musi jechać poza osiedle, dalej, w miasto. Brakuje też ławeczek, na których można by sobie latem, w nocy posiedzieć do późna. Dzięki temu jest nocą spokojniej. Z drugiej strony za dnia brakuje miejsc, gdzie można by sobie spokojnie przysiąść.

    Robię kilka ujęć w różnych miejscach osiedla. Krok po kroku zbliżam się do terenów Browaru Lecha. Osiedle graniczy z nim. W pobliżu jest wiele garaży i niewielki jednopiętrowy budynek administracji. Mieści siew nim pizzeria. Jakoś tam jeszcze nigdy nie dotarłem. Do pizzerii – znaczy. I sklep mięsny. Chyba nadal czynny. Też nie kupowałem w nim jeszcze nic. Sklepów spożywczych czy raczej spożywczo-monopolowych jest tu kilka. Poza tym poczta, piekarnia, dwa mięsne, i kilka innych drobiazgów. W sumie nie ma tego wiele. Cokolwiek chce się więcej – trzeba jechać dalej. Jest warzywniak, ale brakuje ryneczku. Nie miałby tu zresztą racji bytu, bo osiedle niewielkie i pewnie by się nie utrzymał na dłuższą metę. Widać to zresztą po tych sklepach, które już tu są. Niektóre towary w nich zalegają i słabo schodzą. Starzeją się. To z kolei zniechęca do zakupu i koło się zamyka.

    Okolice browaru są rzęsiście oświetlone. Niedawno powiększono jego teren od naszej strony. Wycięto drzewa, zagospodarowano nieużytki. Jeszcze latem trwały roboty budowlane. Zakopywano system kanalizacji. Dookoła wzniesiono nowe ogrodzenie. Wysoki płot z pionowymi żebrowaniami. Metalowy, pomalowany na zielono. Jest jeszcze furtka z kołowrotkiem. I wideofonem. Kto ma bliżej, może iść do pracy z tej strony, a nie przez oficjalne wejście po drugiej stronie browaru. Trzeba objechać kawał drogi, aby tam się dostać. Można iść pieszo, przez okoliczną dziko zarośniętą łąkę. Wtedy jest bliżej. W nocy teren wygląda dużo ciekawiej, niż za dnia. Kolory się zmieniają. Dochodzi gra cieni niemożliwa do uzyskania za dnia.

    Folwarczna

    Kolejne swoje kroki kieruję ponownie w stronę starych zabudowań. Po drodze fotografuję jeszcze kapliczkę. Ocalały tu dwie kamienice. Też z czasów prawdopodobnie okołowojennych. To musiały być budynki typowo kolejowe. Niekoniecznie nawet mieszkalne. W tej chwili trudno mi to określić. Nie byłem w ich wnętrzu ani nie znam ich historii. Sądząc jednak po zewnętrznej architekturze, noszą one właśnie rys budowli charakterystycznych dla kolejowych zabudowań.

    Na marginesie wspomnę jeszcze o jednym, niewielkim budyneczku. Wygląda jak miniaturowa stacja kolejowa. Budynek ten jest jednopiętrowy. Niestety jest niedostępny. Teren, na którym stoi, jest terenem prywatnym, ogrodzony. Można go jedynie podziwiać z zewnątrz, z ulicy. Budynek jest odnowiony, bardzo piękny. Tuż obok przebiegają tory kolejowe. W głębi, za nim stoi wspomniana już w tej historii hala kolejowa, ta zamurowana z walącym się dachem.

    Ale wróćmy do naszych dwu kamienic. To inna ulica. Jest bardzo długa, wije się przez osiedle, aby potem skręcić i pobiec wzdłuż torów kolejowych. Można nią dojechać do wieży ciśnień w okolicach Giełdy Warzywnej. W tamtej okolicy, bliżej tej wieży ciśnień, niż mojej kamienicy, jest kolejny ciekawy budynek pokolejowy. Od zawsze był on magazynem. Bryła wyraźnie mówi, że właśnie dla potrzeb kolei go zbudowano. Teraz mieszczą się tam jakieś magazyny. Ale to dość daleko i nie przynależy do naszej historii.

    Zamierzam zrobić kilka ujęć tym dwóm kamienicom. To budynki dwupiętrowe. Stare, dobrze zachowane. Za nimi, od podwórza mieszczą się stare, bardzo charakterystyczne komórki. Te komórki są murowane, dwupiętrowe. Aby dostać się do górnych drzwi, trzeba najpierw do nich przystawić drabinki. Kiedyś musiały to być jakieś niewielkie magazyny kolejowe. Jakie było ich pierwotne przeznaczenie, można jedynie dziś zgadywać. Lub popytać mieszkających tutaj ludzi. Może kiedyś znajdę na to czas…

    Jest już późno w nocy. Ruch niemal zamarł. Ale niezupełnie do końca. Czasem przejedzie jakieś pojedyncze auto. Głównie, co ciekawe, taksówki. Fotografuję budynki z różnych punktów. Między innymi z ulicy. Zamierzałem też od podwórza. Niestety stoi tam kilka aut, które zupełnie uniemożliwiają mi realizacje moich zamierzeń. Trzaby powrócić za dnia, ale wtedy pewnie mieszkańcy mnie przegonią i nic z tego nie wyjdzie. A szkoda, bo jest bardzo ciekawie. Może innym razem będzie luźniej. Pożyjemy, zobaczymy.

    Kończę z kamienicami i idę dalej, do skrzyżowania. Kilka ujęć i dalej, przez dziki park, powracam ku osiedlowi. Szkoda tego parku. Gdyby o niego zadać, zagospodarować go, poprzecinać alejkami, doposażyć w ławeczki i oświetlić, byłoby tu bardzo pięknie. A tak jedynie dziko wydeptane ścieżki i ciemno po zmroku.

    Powracam na osiedle. Na jego koniec. Szukam interesujących motywów. W sumie ich nie brakuje tutaj. Napotykam tej nocy kilka osób spacerujących z psami. Pewnie jestem dla nich jakąś sensacją. Pewnie teraz zastanawiają się, o co tu chodzi, czemu robię te zdjęcia w ich okolicy i to nocą, ubrany w kamizelkę przeciwodblaskową. Ale skoro nikt nie pytał…

    Ech to zasilanie…

    Jakiś czas temu zmieniłem jedną baterię na drugą. Teraz kończy mi się ta druga. Moje baterie są już nieco zużyte. O ile oryginał trzyma się nieźle, o tyle zamiennik wyraźnie zaczyna szwankować i dość szybko siada. Ale zamiennik kosztuje niecałe 30 zł, a oryginał ponad 400 zł. Zamiennik za rok pewnie wyląduje w koszu recyklingowym, a oryginał służyć będzie nadal. Idzie zima, a ja zamierzam jeszcze wielokrotnie wybierać się na nocne przechadzki fotograficzne. Czeka mnie więc kolejny wydatek. Musze dokupić ze dwa zamienniki. Najlepiej, gdyby jeszcze wystarczyło mi funduszy na dokupienie gripa do mojego aparatu. Mógłbym dłużej wykonywać zdjęcia bez konieczności zmieniania baterii w aparacie. Bardzo zmyślne urządzonko. Nie dość, że pozwala załadować dodatkową baterię, to jeszcze niesie wygodę przy robieniu zdjęć w pionie. Grip dubluje część przycisków i pokręteł, więc po zmianie orientacji aparatu mamy do nich nadal dostęp, tak, jakbyśmy robili zdjęcia normalnie, poziomo.

    Padła bateria. Cóż, trudno. Kiedyś musiał ten moment nadejść. Jest bardzo późna godzina lub może raczej bardzo wczesna. Mógłbym przerzucić się na drugi aparat i próbować robić zdjęcia tam, gdzie jest dość światła, by zadziałały tryby programowe. Decyduję się jednak już zakończyć ten wypad. Mam wystarczająco zdjęć, by uznać ten spacer za owocny i udany. Jest tu wiele ciekawych miejsc. Będzie na wiele jeszcze spacerów. Oczywiście każdy następny będzie trudniejszy, będzie trzeba szukać tego, co jeszcze nie zostało obfotografowane. Lub szukać innych punktów widzenia. Albo zmienić obiektyw.

    Zapraszam: http://foto-po-zmierzchu.blogspot.com/

    Poznań, 2016.11.08
    Autor: Adam Gabriel Grzelązka