- Paradygmat rozwoju
Zmieńmy strategię negocjacyjną!
- By krakauer
- |
- 25 stycznia 2013
- |
- 2 minuty czytania
Czeka nas nowa runda negocjacji unijnych w sprawie budżetu Wspólnoty na lata 2014-2020. Ze względów politycznych powinniśmy przemyśleć na nowo strategię, naszą postawę i cele, do jakich dążymy. Po słynnej już wypowiedzi Davida Camerona, nie możemy zachować się biernie udając, że nic się nie stało i sprawa nas nie dotyczy. Unia Europejska jest w totalnym kryzysie swoich wartości i jako twór polityczno-gospodarczy wyczerpała swoją formułę. Bogaci nie zamierzają już dłużej finansować biedniejszych, reguły gry się zmieniły bardzo szybko i brutalnie – na naszą niekorzyść krótko i średnio terminową, ale miejmy nadzieję dla zysku wszystkich w stabilnej długiej perspektywie.
Zadajmy, zatem jeszcze raz pytanie, – po co jesteśmy w Unii Europejskiej? Odpowiedź: w Unii Europejskiej jesteśmy po to, żeby pokojowo współistnieć z innymi krajami kontynentu – wyznającymi te same wartości. Dodatkowym powodem jest paradygmat budowy dobrobytu, jaki jest wpisany w Unię Europejską od jej zarania. Te dwa motywy trzymają nas przy tej wspólnocie i powodują, że opłaca się poświęcić dla niej własne ambicje, niepodległość a nawet kulturę, (której nie ma) lub tożsamość, (która wygasa). W zamian za przymioty państwa narodowego – Unia Europejska oferuje nam stabilność, korzyści skali – synergię i dobrobyt. Nie jest łatwo, nie jest różowo i nie ma nic za darmo, ale półki naszych sklepów uginają się od towarów, mieszkania są dostępne na rynku od ręki, w dobrym stanie samochód można kupić za trzy przeciętne pensje. Naprawdę poszliśmy mocno do przodu w ogólnym rozwoju cywilizacyjnym, standardy unijne zmieniają nasz zacofany kraj i wymuszają na ludziach o mentalności oderwanej od spłuczki w toalecie – myślenie kategoriami ogółu. To jest wartością samą w sobie – to jest piękne, wydaje dobre owoce, niech to trwa – będziemy wspierać ten proces tak jak przez lata wspieraliśmy ideę niepodległości Polski. Jak będzie trzeba będziemy za Unię Europejską walczyć. Alternatywą jest nasycanie się dumą z niepodległości i słuchanie bzdur lokalnego kacyka, któremu się będzie wydawać, że ratuje Naród przed nim samym. Innymi słowy – nie ma alternatywy dla Unii Europejskiej, w naszym położeniu geograficznym – zwłaszcza przy rosnącej z dnia na dzień potędze Rosji – Unia Europejska jest dla nas bez alternatywna. Jeżeli się komuś wydaje, że jest inaczej – warto mu najpierw zaproponować zwiedzanie Kamczatki zimą, ewentualnie odwiedziny kazachskiego stepu – pojedzie, pożyje z przyrodą i bezkresem „Wszechrusi” – nabierze pokory i zrozumie, dlaczego warto wspierać wspólną europejską ideę. Tytułem uzupełnienia, warto też mieć świadomość, że Amerykanie nie będą umierać „za Gdańsk”, jeżeli ktoś myśli tymi kategoriami – powinien sam wyjąc sobie mózg i go zjeść, bo nie ma z niego żadnego pożytku! A już na pewno – nie przyjmą nas, jako kolejny Stan, nawet o statusie pięknego Puerto Rico! Sami natomiast to sobie możemy… napłakać w poduszki…, ale to i tak, tylko jak nie ma mrozu, bo jak by było zimno, to łzy zamarzają i się płakać nie da!
Jakie są, zatem nasze cele w Unii Europejskiej, – jeżeli uznajemy jej istnienie za „nadstrategię” bezalternatywną? Podstawowym musi być wspieranie idei politycznej Unii – a w konsekwencji zacieśniania współpracy, albowiem jest to strategia gwarantująca nie tylko przetrwanie, ale dająca szansę na rozwój ogółu w ramach przyjętego paradygmatu społeczno-gospodarczego. Jeżeli już sami siebie przekonamy, że mamy wspierać ideę europejską, to znaczy, że nie powinniśmy jej torpedować, opluwać, niszczyć, zawieszać na kołku, udawać obrażonych, nadymać się sztucznie, unosić honorem. Te wszystkie cechy musimy odrzucić – mamy być pragmatyczni, skłonni do kompromisu, rozumieć potrzeby partnerów, wspierać wszelkie inicjatywy wzmacniające Wspólnotę i dogodne dla innych, a dodatkowo – nigdy nie być problemem. Chodzi dokładnie o to, żeby jakaś sprawa nie wisiała na „kwestii polskiej”, albowiem całościowo mamy w Unii do wygrania więcej niż na dowolnej pojedynczej sprawie – nawet nieodżałowanych stoczni, (które zresztą powoli chyba się podniosą – w nieco innej formule, ale będą).
Reasumując powyższe – musimy liczyć się z tym, że trzeba wspomóc zachodzące aktualnie w Unii procesy polityczne. Możemy to zrobić najskuteczniej, jeżeli nie będziemy piszczeć jak głodne pisklaki w gnieździe, że chcemy nasze tyle a tyle miliardów Euro i ani jednego euro centa mniej, – bo się rozpłaczemy i będziemy ryczeć głośno i dostojnie! Na taką politykę nie możemy sobie pozwolić, albowiem byłaby sprzeczna z duchem kompromisu, stanowiłaby banalną pożywkę dla eurosceptyków i w istocie była przeciwko naszym interesom w dłuższej perspektywie.
Musimy sobie, bowiem zdawać z tego sprawę, że o ile protestanckie społeczeństwa północnej Europy przełkną nasze miliardy i zacisną zęby ograniczając pomoc socjalną dla swoich napływowych mniejszości etnicznych – to zapamiętają nam każde z tych poświęceń i to na długie lata. Nie chodzi tu, bowiem o to, żeby wyszarpać z kasy unijnej obiecane przez naiwność wyborczą Platformy Obywatelskiej 300 mld zł – to w istocie nie ma znaczenia! Chodzi o coś o wiele ważniejszego – jest moment próby i mamy szansę zachować się tak jak tego oczekują nasi przyjaciele – zasługując tym samym poprzez wyrażenie zgody na kompromis – na szacunek i zaufanie, albowiem nagle się okaże, że Polska nie tylko nie protestowała krzykiem w momencie jak cięto dla niej pieniądze, ale sama proponowała te cięcia. W przełożeniu na język Holenderskiej lub Północno-niemieckiej ulicy oznacza to, że Polacy – oszczędzają i szanują ich pieniądze – pomagają im w kryzysie. W praktyce dla nas oznaczałoby to stratę kilku – może dziesięciu miliardów Euro. Owszem to dużo pieniędzy, ale bardziej liczy się zaufanie – pewność, że gramy po partnersku w jednej drużynie i do jednej bramki. Właśnie w ten sposób przestaniemy być w ich odbiorze – „ciekawą Polską”, a zaczniemy być po prostu Europą, może biedniejszą, dziwniejszą, nadal zaściankową i zacofaną, ale umiejącą się zachować na salonie!
Lepiej jest mieć mniej środków – a wydać je mądrzej niż znowu mieć górę pieniędzy, które wsiąkną w nie wiadomo do końca, co, bo wiadomo, że na wszystko ciągle potrzeba. Dlatego bądźmy, choć raz mądrzejsi! Zmieńmy strategię negocjacyjną na koncyliacyjną i pragmatyczną. Zawsze tak jest w Unii, że coś nam wpadnie jak ślepemu ryba w zęby! Możemy być pewni, tak jak poprzednim razem – Niemcy zaproponowali nam dodatkowe środki na regiony wschodnie, teraz jak się trochę odkują – na pewno coś nam dodadzą, albowiem w ich interesie jest i będzie wzmacnianie bufora na wschodzie. To nastąpi – to tylko kwestia czasu. Poza tym, w realiach krajów bogatej Europy zachodniej – zawsze wyskrobanie dla nas jakiś 10-20 mld Euro w ciągu kilku lat nie będzie jakimś szczególnym dramatem! Tutaj naprawdę nie chodzi o pieniądze! Trzeba to jednak najpierw zrozumieć, potem zacisnąć zęby i nauczyć się z zachodnimi partnerami współpracować. Jak opanujemy tą trudną sztukę – to zaczną nas zapraszać do wspólnych interesów, na czym wyjdziemy o wiele lepiej niż na otrzymywaniu jałmużny – eufemistycznie nazywanej pomocą bezpośrednią!