• 16 marca 2023
    • Paradygmat rozwoju

    Zmiany w kraju trzeba zacząć od reformy sądów i nowej organizacji banków

    • By krakauer
    • |
    • 17 października 2013
    • |
    • 2 minuty czytania

    Można wiele mówić o naszej transformacji, wyszło jak wyszło – 23 lata nie poszło na marne, albowiem ten kto twierdzi że dzisiaj jest gorzej niż wówczas było – po prostu nie docenia różnicy. Oczywiście zmarnowaliśmy sporo szans, ale mogliśmy zmarnować więcej, więc jest się z czego cieszyć, ponieważ przy naszych zdolnościach nie trzeba wiele, żeby nie było niczego. Są jednak w kraju takie dziedziny życia społeczno-gospodarczego i państwowego, które albo zostały takie jakie były i żyją własnym życiem, albo zostały w pełni zepsute, stracone i stanowią jedynie zewnętrzne wydmuszki nie pełniące w istocie tych funkcji jakie powinny.

    Oczywiście pierwsze to sądy a drugie to banki. Sądy w Polsce w istocie pod pewnymi względami np. następstwa kadrowego pamiętają doskonale jeszcze korzeniami czasy okupacji niemieckiej i na pewno głęboki PRL, w niektórych miastach – nawet czasy zaborów sprzed I Wojny Światowej. Taka jest siła szlachetnej tradycji przekazywania wygodnego zawodu z ojca na syna, czy córkę. Niestety sądownictwo niedomaga i jest piętą achillesową naszego systemu społeczno-gospodarczego. Jeżeli nawet zgodzimy się z faktem, że świadomość prawna społeczeństwa jest minimalna lub prawie żadna, to nie zmienia faktu, że to jak działa wymiar sprawiedliwości jest skandalem. Nie chodzi tylko o czas postępowań, chodzi przede wszystkim o zupełną nieskuteczność w sprawach gospodarczych, feminizację i afirmację feminizmu w sprawach rodzinnych, zupełne rozmijanie się ze społecznym poczuciem sprawiedliwości w sprawach karnych, czy też ogólny kult statystyki, która jest niewidzialnym guru – prawdziwym rakiem, który krępuje polskie sądownictwo wiążąc ręce orzecznikom – no bo wiadomo jak to jest ze statystyką! Najlepiej byłoby jej zakazać! Po prostu po co nam informacja zbiorcza ile sąd w X wydał wyroków cywilnych i ile karnych z podziałem na paragrafy w danym roku? Jakie to ma znaczenie? Liczy się przede wszystkim takie załatwianie spraw, żeby rodziny wychodziły z sądów pogodzone (wiadomo spadki – zmora i horror), pracownicy i pracodawcy osiągali konsensus, a obywatel nie był z definicji stroną przegraną wobec zeznań policjantów, którzy niestety często działają poza prawem i mają zbyt duże przywileje.

    Problem polega na tym, że o efektywności pracy sądów decydują ludzie, oni są tacy jacy są – nie da się zmienić sądownictwa bez złamania tego środowiska. Niezależność sędziego to jedno, ale w zamian za to i dożywotnie dochody – państwu należy się posłuszeństwo. Oznacza to, że coś takiego jak samorząd sędziowski należy zlikwidować, środowisko nie może samo ustalać dla siebie zasad – ponieważ nie płaci sobie samo pensji. Proste? Wymaga ten kto płaci, a płacą obywatele, więc mogą wymagać w ich imieniu politycy i nie jest to zamach na prawa sędziowskie, ale po prostu wyprostowanie patologii – gdzie samorząd oznacza wszystko a minister praktycznie niewiele. Dowiodła tego niedawna niemoc reformy – w sumie asystemowej, jaką zaaplikował pan Gowin. Środowiska się zbuntowały, Gowin przestał być ministrem. Im szybciej się weźmiemy za zmiany tutaj – tym lepiej, można wprowadzić wiele zagadnień jak np. powołanie sędziego do orzekania przez radę gminy – na kadencję. No bo dlaczego nie? Państwo kształci prawników, państwo ich egzaminuje, odbywają praktyki – ale to samorząd decyduje z woli mieszkańców kto ma być sędzią na jego terenie – żeby nie było bałaganu i nepotyzmu – nominację mógłby zatwierdzać wojewoda. Kadencja mija – jest ocena, jeżeli będzie zła i zgodzi się z nią wojewoda – można sobie być sędzią, ale bez przydziału do orzekania w terenie. To czyściłoby system, przepychając nieudolnych do innych zawodów prawniczych lub nawet poza system. Niestety takie zmiany u nas są niewyobrażalne – środowiska zainteresowane spadły by z krzeseł po przeczytaniu projektu ustawy opartego o ww. założenia.

    Co do banków – sytuacja jest o wiele trudniejsza niż w przypadku sądów. Tutaj mamy bowiem do czynienia z potężnymi międzynarodowymi, czasami nawet globalnymi instytucjami finansowymi, które mają więcej pieniędzy niż nasze państwo i mogłyby nas zatopić jakby bardzo chciały. Poza tym o funkcjonowaniu sektora bankowości decyduje Unia Europejska, podpisaliśmy zobowiązania, które wymuszają na nas standaryzację sektora wedle przepisów unijnych. Ma to oczywiście dobre i gorsze strony, a w ogóle sam stan sektora jest przecież doskonały – wszystko działa i szumi, jest nawet konkurencja. Naprawdę banki się nam udały, jedynie jest jeden problem – banki nie są zainteresowane poważnym kredytowaniem gospodarki, badań i rozwoju oraz prowadzić polityki kredytowej, dywersyfikującej ryzyko na równi pomiędzy bank a klientów – a nie przerzucającej jak obecnie całe ryzyko na człowieka.

    W pierwszej kolejności należy doprowadzić do konsolidacji. Na rynku nie trzeba więcej niż 3-5 banków ogólnopolskich, z których 2 lub 4 byłyby i tak filiami banków zagranicznych. Do tego jeden duży bank o charakterze narodowym. Dzięki porozumieniu i lekkiej stymulacji ze strony państwa – przede wszystkim ograniczającego akcję pożyczkową, mogłoby nastąpić zachęcenie banków do udzielania kredytów. W tym także dla dużego biznesu, który już w Polsce jest, jednakże potrzebuje kapitału. Poza tym niezbędne są zmiany prawne, takie jak zlikwidowanie symbolu niewolnictwa – bankowego tytułu egzekucyjnego, czegoś niesamowitego w relacjach z klientami w krajach rozwiniętych. Podobnie musimy wymusić dywersyfikację ryzyka, albowiem szalone lata transformacji już mamy za sobą, jeżeli bank udziela kredytu na nieruchomość – może ocenić jej cenę, jeżeli udzieli jej w „górce” a potem spadnie cena – nie może mieć prawa żądać przewartościowania zabezpieczenia. Podobnie windykacja – jeżeli bank zabiera komuś mieszkanie w wyniku niewypłacalności kredytowej – to oznacza, że dana osoba jest zwolniona z kredytu – do ostatniego grosza w opcji zero. Tymczasem u nas można stracić mieszkanie na licytacji – a równolegle mieć dalej kredyt. To nie może tak dłużej działać, ponieważ naprawdę w tym kraju przestaną się rodzić polskie dzieci. To właśnie takim regulacjom zawdzięczamy spadek dzietności – większy niż za okupacji niemieckiej! Sami sobie zgotowaliśmy ten los!

    Zmiany muszą się dziać już, teraz – tutaj! Są potrzebne ustawy a nie sraczka legislacyjna wymuszana przez kolejne lobby. Jeżeli nie jesteśmy w stanie opracować sami prawa – przeszczepmy prawo niemieckie lub francuskie – wystarczy przetłumaczyć i implementować. Uwaga – zarówno przepisy dotyczące wymiaru sprawiedliwości jak i bankowości.