• 16 marca 2023
    • Paradygmat rozwoju

    Zielona księga dot. obszarów metropolitalnych

    • By krakauer
    • |
    • 02 maja 2012
    • |
    • 2 minuty czytania

    Rząd Rzeczypospolitej nie próżnuje, w Ministerstwie Administracji i Cyfryzacji powstał jeden z najważniejszych dokumentów programowania strategicznego, jaki wydała z siebie polska administracja w ciągu ostatnich 10 lat. „Zielona księga dot. obszarów metropolitalnych”, to dokument precyzujący kluczowe orientacje strategiczne do dyskusji metropolitalnej. Pani Magdalena Wilamowska Podsekretarz Stanu w Ministerstwie zaprosiła wszystkich chętnych do wyrażenia opinii w przedmiocie poruszanych w Księdze zagadnień. Każdy zainteresowany, w tym osoby fizyczne może składać propozycje do końca maja 2012 roku, dla ułatwienia procedury ministerstwo przygotowało nawet specjalne formularze internetowe.

    Zielona księga zawiera 17 pytań odnoszących się do wydzielonych obszarów problemowych, odpowiedzi na te pytania mają być rozstrzygające w dalszej dyskusji o kierunkach rozwoju polskich metropolii. Na podstawie uzyskanych odpowiedzi zostanie przygotowana biała księga, której elementem będą konkretne rozwiązania prawne.

    Na marginesie można się zastanowić, dlaczego w Polsce metropoliami zajmuje się ministerstwo pana Boniego, a nie pani Bieńkowskiej?

    Sam dokument ma bardzo przyzwoitą strukturę jak na stosunkowo niewielką objętość (29 stron), można mieć wrażenie, że jest w istocie streszczeniem czegoś większego, co albo już powstało i autor uchylił nam jedynie rąbka tajemnicy, albo dopiero powstanie – na podstawie przedstawionego tutaj schematu. Rozdział 1 dotyczy znaczenia obszarów metropolitalnych, postawiono tam pytanie o sam problem metropolitalny. W rozdziale drugim autorzy dotykają zadań wykonywanych w obszarach metropolitalnych, w trzecim mamy małą projekcję ustrojową, co samo w sobie jest bardzo wartościowe. Rozdział 4 dotyczy demokracji w nowym metropolitalnym wymiarze, rozdział 5 zestawia obszary metropolitalne z dotychczasowym trójstopniowym podziałem terytorialnym kraju a rozdział 6 dotyczy kwestii fundamentalnej, czyli koncepcji finansowania obszarów metropolitalnych. Dwa ostatnie rozdziały 7 i 8 to wyznaczenie samych obszarów oraz konkluzje.

    Analizę naprawdę bardzo ciekawych treści zawartych w poszczególnych rozdziałach pozostawimy czytelnikom, a tutaj skoncentrujemy się na zasugerowaniu odpowiedzi na 17 pytań postawionych w Księdze. Warto zaznaczyć, że wszyscy, którzy nie mają – a pragną zdobyć wiedzę podstawową na temat dyskusji metropolitalnej w Polsce, powinni te 29 stron dokładnie przeczytać. Nie ma tam niestety rozdziału historycznego, aczkolwiek sam pan minister Michał Boni wspomina we wstępie o porażce dyskusji metropolitalnej w Polsce – jednakże wiele uzupełnień można znaleźć w sieci.

    W podsumowaniu rozdziału pierwszego „Znaczenie obszarów metropolitalnych” zadano następujące pytania:

    Pytanie 1: Jakie są najważniejsze problemy związane z funkcjonowaniem obszarów metropolitalnych?

    Najpierw odpowiedzmy sobie na podstawowe pytanie ile mamy w Polsce metropolii? Odpowiedź: jedną – Warszawę. Mamy szansę na drugą: Trójmiasto, a przy odrobinie zdrowego rozsądku i minimum otwarcia umysłowego trzecią – ale EUROPOLIĘ – Kraków-Górny Śląsk-Ostrava w Republice czeskiej. KPZK 2030 zakłada metropolię centralną w oparciu o największe miasta kraju doskonale skomunikowane z Warszawą. Jest to wariant, który byłby możliwy przy dobrze działającym transporcie kolejowym umożliwiającym codzienną podróż i powrót w ramach dowolnego układu dwóch miast metropolii centralnej – w cenie umożliwiającej realizację 25 takich podróży miesięcznie za nie więcej niż równowartość połowy średniej pensji.

    Problemy obszarów miejskich, które rząd Polski usilnie nazywa metropoliami w swoich dokumentach strategicznych to typowe problemy dla miast średniej wielkości w okresie rozwoju. Wszystkie polskie duże miasta mają dwa rodzaje problemów: wynikające z utraty potencjału lub z niewykorzystanych szans. Problemy związane z utraty potencjału to wszelkie zagadnienia, gdzie wiemy, że moglibyśmy coś zrobić lepiej, ale się nie udało, lub się nie da, bo taka jest Polska właśnie. Natomiast problemy wynikające z niewykorzystanych szans to wszystko to, co moglibyśmy zrobić, gdybyśmy byli wstanie być odrobinę bardziej pracowici, zorganizowani, porządni i solidni. W sensie bezpośrednim najważniejsze problemy miast rozumianych w kategoriach polskich dokumentów strategicznych za potencjalne metropolie należy zaliczyć: problem suburbiów, komunikację publiczną, planowanie przestrzenne i urbanistyczne, jakość środowiska naturalnego, brak kompetencji do systemowego zarządzania. W zasadzie wszystkie duże polskie miasta przeszły przez fazę rozbudowy przedmieść, głównie na terenach gmin przylegających. Deweloperzy zrobili epokowe interesy, rolnicy zabezpieczyli się na dwa pokolenia, a mieszkańcy miast mają 30 letnie kredyty hipoteczne. Wszystkie powyższe problemy zazębiają się ze sobą, suburbia blokują rozwój miast, wymuszając ich gwałtowny ekstensywny rozwój, infrastruktura miejska nie nadąża za rozlewaniem się miast – codzienna fala samochodów wjeżdżających do Warszawy jest najlepszym dowodem na klęskę polskiego planowania przestrzennego. Komunikacja publiczna to nic innego jak parametr czasu. Jeżeli dany środek komunikacji zbiorowej na odcinku swojej trasy, na którym podróżuje np. 100 osób (wsiada – wysiada pomiędzy przystankami) traci np. 20 minut w korku, jadąc 30 zamiast 10 minut to oznacza to stratę prawie 34 [roboczogodzin/godzin czasu wolnego] dla lokalnej społeczności. Jeżeli policzymy ile pieniędzy tracimy przez stanie w korkach, albowiem ulice są źle zaprojektowane lub nieadekwatnie do nasilenia ruchu, to można zadać pytanie o efektywność planowania polskiej przestrzeni publicznej? Planowanie przestrzenne i urbanistyczne to problem rangi strategicznej. Nie wiadomo, dlaczego w polskich miastach (i nie tylko) unika się planów zagospodarowania przestrzennego, nie można wszystkiego tłumaczyć zaszłościami ostatniej wojny. Straty obniżające efektywność funkcjonowania lokalnych przestrzeni społeczno-gospodarczych w wyniku braku planowania lub złego planowania są nie do powetowania. Jakość środowiska naturalnego to przede wszystkim, jakość powietrza w miastach i hałas. |Cudów nie wymagajmy, ale po wskaźnikach przeciętnej długości życia widać ile kosztuje nas cywilizacja. Brak kompetencji do systemowego zarządzania to największa bolączka metropolii, władza metropolitalna powinna być „małym władcą absolutnym” na swoim terenie. Wszystkie inspekcje, straże, administracje, policje, wszystko, co jest publiczne i działa jawnie dla dobra publicznego (z uwzględnieniem cywilnej obecności wojska w miastach) – muszą w swoich działaniach, co najmniej brać pod uwagę wytyczne władzy metropolitalnej. Bez jednego, centralnego i nadrzędnego punktu odniesienia – nie może być mowy o organizacji metropolii.

    Pytanie 2: Które z zaproponowanych 13 rozwiązań jest najlepsze w polskich warunkach?

    Autorom opracowania chodzi o rozwiązania organizacyjne w obszarach metropolitalnych zgodnie z wytycznymi OECD (s. 8 Zielonej księgi). Zaprezentowano tam 13 rozwiązań organizacyjnych metropolii na skali gradacji trudności utworzenia – od nieformalnej współpracy po konsolidację terytorialną.

    Odpowiedź na to pytanie na pierwszy rzut oka wyda się śmieszna, albo głupia. Natomiast prawidłowa odpowiedź brzmi: WSZSYTKIE. Nic nie stoi na przeszkodzie, żeby skonstruować ustawę metropolitalną w taki sposób, żeby dopuszczała funkcjonowanie wielu równoległych modeli, które samorządowcy mogliby wybrać i dostosować wedle własnych potrzeb, np. drogą ewolucji – przechodząc, co kilka lat na inne poziomy współpracy. Inne rozwiązania będą potrzebne dla skłóconego Górnego Śląska, jeszcze inne dla Trójmiasta z obrażonym Sopotem, a jeszcze inne będą optymalne dla pewnego swojej doskonałości Krakowa! Sama Warszawa jest wyzwaniem, na którym może wywalić się każda reforma metropolitalna w kraju, dobrze wiedzą, o co chodzi, wszyscy, którzy mają cokolwiek wspólnego z „branżą samorządową”. Ten raj etatów dla samorządowców to fenomen nie tylko w skali Polski, ale także Europy. Jeżeli zdecydujemy się wybrać jeden model, to prawdopodobnie będzie on silnie kompromisowy, i to podwójnie – po pierwsze ze względu na naciski samorządów województw, a po drugie ze względu na ambicje lokalnych polityków. NIE MOŻNA REFORMĄ METROPOLITALNĄ ZNIWECZYĆ OSIĄGNIĘĆ POLSKIEJ SAMORZĄDNOŚCI – największym dorobkiem i jedyną w pełni udaną reformą w tym kraju ostatnich 22 lat było utworzenie gmin ustawą z 8 marca 1990 roku! To dużo więcej niż nawet przed wojną, albowiem za sanacji nasze samorządy nie były tym czym są dzisiaj. Nie chodzi tutaj o obronę ich niepodległości, ale można stworzyć takie mechanizmy skłaniające do współpracy, żeby zgodnie z zasadą „duży może więcej” bardziej się opłacało samorządowcom rezygnować z własnej autonomii i w imię własnych interesów i presję dążących do najbardziej lukratywnych rozwiązań – mieszkańców – zmierzać w kierunku najbardziej optymalnym dla danej społeczności. Z pewnością dla połowy samorządów konsolidacja terytorialna będzie rozwiązaniem idealnym. Po co tyle samodzielnych miast na Śląsku? Po co mnożyć etaty? Po co trzy samorządy w trójmieście? Po co wszędzie n+1 straż pożarnych, komendantów inspekcji – służb i straży? Upraszczać, łączyć, konsolidować. Wszędzie gdzie się tylko da – nagrodą premia finansowa od rządu. Można postulować, żeby tylko i wyłącznie obszary metropolitalne skonsolidowane – powyżej 1 mln mieszkańców (i określonej gęstości) mogły same decydować o opodatkowaniu VAT powyżej stawki 20% na swoim terenie, posiadały zwiększony udział w podatkach CIT i PIT, a także żeby miały przywilej ściągania podatku „pogłównego”, który powinien zastąpić abonament radiowo-telewizyjny. Dodatkowo, tylko taka metropolia – „13 tka” powinna mieć prawo na używanie w nazwie słowa metropolia. Prestiż wiele znaczy dla samorządowców. W ten sposób, można by było mówić o trwałych podstawach rozwoju metropolii dzięki zapewnieniu im finansowania a zarazem stymulowaniu chęci stałej współpracy. Sposobem na wymuszenie ciągłości terytorialnej w przypadku gmin „niepokornych” mogą być konsultacje a w skrajnie nielogicznych przypadkach administracyjne rozwiązywanie problemu.

    Pytanie 3: Czy potrzebne są rozwiązania uniwersalne określające sposób funkcjonowania wszystkich obszarów metropolitalnych w kraju, czy rozwiązania dopasowane do określonej metropolii?

     

    Na to pytanie odpowiedziano w pytaniu drugim. Przy czym należy pamiętać o zasadzie unitarności państwa polskiego, która zmusza nas do zapewnienia wszystkim obywatelom równych praw i obowiązków. Jednakże z wszelkimi konsekwencjami, należy podejść możliwie elastycznie do budowania fundamentów modelu funkcjonowania metropolii.

    Rozdział drugi „Zadania publiczne realizowane w ramach obszarów metropolitalnych” zadano dwa następujące pytania:

    Pytanie 4: Jakie zadania publiczne powinny być realizowane przez jednostki metropolitalne, które powstałyby na podstawie ustawy metropolitalnej? a. Zaspokajanie zbiorowych potrzeb mieszkańców; b. Planowanie strategiczne; c. Ochrona środowiska.”

    Metropolia to zmiana filozofii zarządzania przestrzenią, odchodzimy tu od paradygmatu terytorialnego – a wchodzimy w niezrozumiały dla znacznej części Polaków paradygmat funkcjonalny! W zależności od modelu, na jaki zdecydowalibyśmy się utworzyć daną „metropolię”, powinniśmy przyjąć na siebie określone kompetencje – zgodnie z zasadami: efektywności, celowości i powszechnej dostępności – działania władz publicznych. Przecież nic nie stoi na przeszkodzie, żeby „udziałowcem” metropolii w sensie ustrojowym był także samorząd powiatowy i wojewódzki! Wówczas w modelu „13tym” można połączyć w ramach jednej władzy metropolitalnej wszystkie kompetencje i świadczyć usługi metropolitalne nie tylko dla przestrzeni metropolii, – ale dla całego regionu, który ona obsługuje. Bez względu na wszystko, nadrzędnym zadaniem metropolii powinno być zarządzanie wartością dodaną, czyli tym czymś, co pojawia się w regionie wraz z metropolią. Dotyczy to głównie powiązań ponad terytorialnych metropolii, albowiem prawidłowo rozwijająca się metropolia czerpie zasoby ze sfery lokalnej/regionalnej, przetwarza je i współpracuje z innymi metropoliami – globalnie – na takim poziomie, na jakim jest w stanie. Jeżeli nie jest w stanie nawiązać takiej współpracy, to nie jest to metropolia.

    „Pytanie 5: Jakie narzędzia koordynacji powinny zostać wprowadzone w zakresie planowania przestrzennego?”

    Brutalny przymus, centralizacja metropolitalna i zmuszanie wszystkich opornych samorządów, do co najmniej nadrzędności umieszczania na planach stref dla pasów komunikacji liniowej i obiektów obszarowych rangi metropolitalnej – jak lotnisko, spalarnia odpadów, port rzeczny/morski, itp. Bez planowania przestrzennego nie ma metropolii. Dlatego pamiętając o autonomii planistycznej gmin, wynikającej z ich niezależności, należy w taki sposób zmienić prawo o planowaniu przestrzennym, żeby prymat unitarności państwa – wymuszał współpracę lub ją narzucał wszędzie tam, gdzie w ustawowym terminie takowa nie zaistnieje. Tu nie ma miejsca na kompromisy.

    W rozdziale trzecim „Struktura organizacyjna obszarów metropolitalnych/ ustrój obszarów metropolitalnych” zadano cztery pytania.

    Pytanie 6: Które z zaprezentowanych rozwiązań jest najbardziej przystające do polskich realiów metropolitalnych?

    Chodzi o zaprezentowane twarde i miękkie rozwiązania ustrojowe (od s.13 w Zielonej księdze). To pytanie nie ma sensu, jeżeli przyjmiemy model zaproponowany w pytaniu drugim. Naprawdę nic nie stoi na przeszkodzie, żeby polska ustawa metropolitalna umożliwiała wiele rozwiązań ustrojowych!!! Możliwe są i twarde i miękkie i mieszane, a nawet takie lub takie z elementami jednych i drugich. Kwestia ustrojowa jest najmniej ważna w przypadku metropolii funkcjonalnych, powtórzmy – konieczna jest zmiana paradygmatu myślenia o metropoliach w ogóle!

    Pytanie 7: Po jakim czasie należy dokonać ewaluacji wprowadzonych rozwiązań metropolitalnych?

    Pozostawmy to poszczególnym „metropoliom”, niech same ewoluują – jednakże system musi być skonstruowany tak, żeby promował postawy aspiracyjne, tj. żeby nie opłacało się nikomu podejmować działań secesyjnych – rozsadzających raz ustanowione metropolie.

    „Pytanie 8: Jakie powinny być wskaźniki, za pomocą których oceniana będzie skuteczność przeprowadzonych zmian?”

    Nawet nasze uniwersytety potrafią mierzyć, jakość życia. Dodatkowo najbardziej liczy się efektywność, tą jest najłatwiej zweryfikować poprzez możliwość wykazania się ogólnymi nakładami na sferę publiczną. Każdy mieszkaniec metropolii – powinien, co roku widzieć ile kosztuje go utrzymanie „metropolii” lub ile kosztuje go pozostawanie poza nią!

    Pytanie 9: Jakie są możliwe zachęty dotyczące dobrowolnej współpracy jednostek samorządu terytorialnego (finansowe i pozafinansowe)?

    W pytaniu 2 wskazano rozwiązania podatkowe i prestiżowe. Docelowo, warto pomyśleć o specjalnym programie rządowym, rozdzielającym granty finansowe, co pięć lat dla największych miast – oczywiście tylko mających status metropolii. Powinno mieć to inny wymiar niż dotychczasowe rozdawnictwo środków unijnych przez władze regionalne. Z tych środków, państwo mogłoby wymagać realizacji własnych priorytetów w zakresie polityki miejskiej.

    Równolegle w ramach dosłownie rozumianej decentralizacji, warto pomyśleć o przeniesieniu części z urzędów centralnych z Warszawy do innych miast, – jako nagroda za np. najwyższy wkład danej społeczności do PKB?

    W rozdziale czwartym „Demokracja miejska – nowe narzędzia komunikacji i partycypacji społecznej” zadano trzy pytania:

    Pytanie 10: Jakie rozwiązania prawne są istotne z punktu widzenia jednostek samorządu terytorialnego oraz przedstawicieli innych sektorów w celu zwiększenia udziału obywateli w procesie sprawowania władzy?

    Samorząd terytorialny jest wspólnotą wszystkich osób mieszkających na jego terenie. Samorząd nie może być rzecznikiem interesów np. przedsiębiorców, uczelni lub innych podmiotów. Istotą samorządu jest przekazanie legitymacji demokratycznej do zarządzania przez ludzi i w imię ludzi. Sztuczne dodawanie do tego na zasadzie partycypacji np. głównych graczy na danym terenie będzie sprzeczne z zasadą demokratycznego sprawowania władzy. Można postawić tezę, że na obecnym poziomie demokracji przedstawicielskiej – udział obywateli w sprawowaniu władzy jest adekwatny do interesów państwa unitarnego, aczkolwiek korekty systemu jak np. wprowadzenie zasady wybierania radnych z jednej listy przez wszystkich mieszkańców w danej metropolii – z pewnością ułatwiłoby funkcjonowanie systemu.

    Pytanie 11: Czy rozszerzenia działania funduszu sołeckiego na tereny miejskie, bądź wprowadzenie budżetu partycypacyjnego może istotnie pomóc w zwiększeniu partycypacji mieszkańców dot. funkcjonowania miast?

    Tak, to oczywiste. Jednakże czy to czas na zajmowanie się w istocie tak drobnymi sprawami, które wyjdą „same” z przyjętego modelu? Ustawa metropolitalna powinna rozstrzygać takie kwestie wraz ze stopniem przyjętego modelu budowy metropolii. To się powinno dziać automatycznie.

    Pytanie 12: Czy idea Town Centre Management ma szansę na wykorzystanie w polskich miastach?

    Nie, ponieważ w polskich realiach o rozwoju miast decydują deweloperzy i banki. To oni podejmują wysiłek inwestycyjny i ryzykują pieniądze. Bez ich woli nic się nie udaje. Dlatego w praktyce idea TCM w polskim wydaniu uległaby skrzywieniu na rzecz uwzględnienia interesów wąskiej grupy prywatnych przedsiębiorców dysponujących olbrzymią władzą ekonomiczną. Nasze metropolie muszą mieć stosowną władze planistyczną, żeby – dosłownie – wymuszać na deweloperach odpowiednie zachowania. Jak pokazała praktyka, nie są oni skłonni do samodzielnego inwestowania np. w przestrzeń publiczną. Dlatego nie można mieć złudzeń i oczekiwać poszanowania przez podmioty prywatne – często „na dorobku”, prymatu interesu publicznego. Ich interesuje głównie zysk.

    Równolegle należy w sposób realny traktować tzw. trzeci sektor, który w naszych realiach stanowi wyjątkowo zróżnicowaną mozaikę. Nie wszyscy mogą być partnerami opiniotwórczymi dla samorządu. Podkreślmy ponownie – to samorząd ma władztwo z mandatu demokratycznego i przez to jest gwarancją przestrzegania interesu publicznego na swoim terenie.

    W rozdziale piątym „Obszary metropolitalne a jednostki samorządu terytorialnego” zadano trzy pytania:

    „Pytanie 13: Czy co do zasady sposób koordynacji powinien polegać na konsultacjach przygotowywanych dokumentów, czy konieczne jest zastosowanie procedury uzgodnieniowej?”

    Ponownie nawiązując do modelu zaproponowanego w odpowiedzi na pytanie 2 można odpowiedzieć – i tak i tak! Nie ma żadnych przeszkód, żeby ustawa metropolitalna dopuszczała oba rozwiązania, jako zasady, albo jedno, jako zasadę w określonych sprawach z odstępstwem na rzecz drugiego rozwiązania w enumeratywnie wymienionych przypadkach. Dodatkowo, należy silnie promować w ustawie – rozwiązania wspierającego sprawność działania władzy metropolitalnej, tak, żeby samorządom opłacało się takie rozwiązania przyjąć.

    „Pytanie 14: Jakie powinny być narzędzia koordynacji zadań w przypadku ewentualnego wprowadzenia jednostek ogólnometropolitalnych?”

    Przede wszystkim należy zostawić poszczególnym gminom maksimum samodzielności, zgodnie z zasadami pomocniczości, – przy czym, dobrowolnie powinny mieć możliwość cedowania kompetencji (oraz związanego z nimi władztwa). Ustawa powinna silnie promować model uznany za optymalny przez ustawodawcę dla większości miast ze względów efektywnościowych. Docelowo w pełnym modelu metropolitalności, władza metropolitalna powinna mieć obowiązek jedynie konsultować rozwiązania z poszczególnymi gminami, jej wytyczne muszą być wiążące. Bez centrum koordynacji funkcjonalnej nie ma metropolii.

    „Pytanie 15: Jakie są obecnie problemy związane z koordynacją zadań o charakterze metropolitalnym w ramach istniejących obecnie możliwości dobrowolnej współpracy (tj. zrzeszeń, stowarzyszeń lub porozumień)?”

    Podstawowym problemem, jaki można zauważyć po funkcjonowaniu np. porozumień komunalnych organizujących np. transport publiczny – jest mechanizm „wszyscy chcemy korzystać, ale chcemy mało płacić.” Obecne rozwiązania ustawowe w kwestii współpracy samorządów uniemożliwiają podejmowanie współpracy horyzontalnej – tj. dla więcej niż jednego celu! To musi się zmienić, albowiem istotą metropolii jest reagowanie przez nią w sposób funkcjonalny – na zachodzące problemy i zdolność do adekwatnej odpowiedzi na problemy metropolitalne. Dlatego nie bójmy się władzy metropolitalnej nawet, jeżeli miałaby skonsumować znaczną część zakresu władztwa władzy regionalnej!

    W rozdziale szóstym „Finansowanie obszarów metropolitalnych” zadano tylko jedno pytanie:

    Pytanie 16: Które z wyżej wymienionych narzędzi finansowych byłoby najlepszym wsparciem dla obszarów metropolitalnych? Czy istnieją jeszcze jakieś inne możliwości?

    Wszystkie trzy zaproponowane, albowiem pod pewnymi warunkami mogą być komplementarne. Ponownie należy wrócić do odpowiedzi na pytanie drugie. Władza metropolitalna powinna czerpać z następujących źródeł:

    1. Z odprowadzanego na swoim terenie podatku VAT (powyżej 20%)

    2. Z podatku CIT – wedle zmodyfikowanych ustaleń ustawowych

    3. Z podatku PIT – wedle zmodyfikowanych ustaleń ustawowych

    4. Z podatku „pogłównego”, który powinien zastąpić abonament radiowo-telewizyjny. Najlepiej, żeby był dwu lub „trój liniowy” – dla osób pracujących, zarabiających powyżej średniej (dla danej metropolii) i dla emerytów.

    Dodatkowo metropolie – w zależności od przyjętej konstrukcji ustrojowej – powinny przejąć część lub całość dochodów poszczególnych gmin. Powinna o tym rozstrzygać ustawa metropolitalna. W ujęciu modelowym, w przypadku „13 – tki”, czyli metropolii pełnej, gdzie samorządy zdecydują o połączeniu się – powinno dojść do połączenia administracji i budżetów. To jedyna skuteczna droga do rozwoju funkcjonalnego. Oczywiście kwestia gwarancji dla „włączanych” społeczności – bycia niepomijanymi przy rozdziale środków to już zagadnienie do ujęcia w ustawie/statucie metropolii. Jednakże bądźmy na stanowisku, że o tym wszystkim można elastycznie zdecydować, dostosowując poszczególne rozwiązania.

    W rozdziale siódmym „Wyznaczenie obszarów metropolitalnych” zadano jedno pytanie:

    Pytanie 17: Które z zaproponowanych rozwiązań jest najlepsze uwzględniając specyfikę polskiej sieci miast?

    Mając na uwadze zastrzeżenia zawarte w odpowiedzi na pytanie pierwsze, co do nomenklatury przyjętej przez rząd Rzeczpospolitej w dokumentach strategicznych – w tym w szczególności w KPZK 2030 i metodologii „ujawnienia obszarów metropolitalnych” – pod hasłem metropolia nie mamy, co ukrywać własnej biedy. Globalnie zgodnie z ESPON może za jakiś czas będzie się liczył jeden ośrodek – Warszawa. Dlatego tylko mądra polityka wspierania rozwoju polskich miast może stan istniejący poprawić.

    Zaproponowane trzy warianty delimitacji, których de facto dokonują regiony, to skandal – albowiem przy znanym nastawieniu samorządów województw, przynajmniej niektóre obszary metropolitalne zostałyby upośledzone przez samorząd regionalny – bojący się o swoją własną przydatność (np. w woj. śląskim metropolia zajmuje około 20-30% województwa).

    Metropolie powinny mieć prawo tworzyć samorządy terytorialne zainteresowanych podmiotów, zawsze z inicjatywy miasta rdzeniowego – albowiem jak dotąd nikt nie zapytał, czy miastom tak rozumiana metropolia jest potrzebna? Więc inicjatorem tworzenia metropolii powinien być samorząd miasta rdzeniowego! A do tego procesu mogą dołączyć wszystkie inne szczeble – tj. zainteresowane gminy, powiaty i województwo. Całość procedury powinna ściśle normować ustawa metropolitalna, zakładająca ścisły rygor – poza samą dobrowolnością kreacji! W taki sposób, aby gwarantować budowę metropolii z zachowaniem zasad: spójności terytorialnej, kompetencji funkcjonalnej i wyboru określonej ścieżki rozwoju – po wybraniu jednego z 13 wariantów funkcjonalno-ustrojowych. Inaczej nie ma to żadnego sensu, albowiem, jeżeli ustanowimy obligatoryjność tworzenia metropolii i to z łaski samorządów regionalnych, to łamiemy konstytucyjną niezależność samorządów! To wszystko jest dla ludzi i od ludzi powinno pochodzić!

    Reasumując całość należy stwierdzić, że nikt nie ma większego prawa do konstruowania metropolii niż samorząd największego miasta, – który jest zobowiązany troszczyć się przede wszystkim o los swoich mieszkańców. Jeżeli metropolia miałaby wyglądać w ten sposób, że bogata metropolia ma łożyć z pieniędzy mieszkańców blokowisk – na wygodne domy mieszkańców suburbiów. Samorząd regionalny nie przerzuci odpowiedzialności i nie będzie demiurgiem kreującym podmiot, który po paru latach ze względu na swój dynamizm powinien przesłonić go swoim potencjałem! Metropolie to coś więcej niż miasta! Oderwijmy się od paradygmatu terytorialnego. Takie myślenie o rozwoju jest staroświeckie. Oczywiście metropolia nie może istnieć bez terytorium, jednakże istotne jest tutaj podejście funkcjonalne, – które zawiera się w odpowiedzi na pytanie: co chcemy, możemy i jesteśmy w stanie wspólnie zrobić, żeby wykreować metropolitalną wartość dodaną?

    Należy podziękować panu ministrowi Michałowi Boniemu i pani Magdalenie Wilamowskiej – podsekretarz stanu w Ministerstwie, za zwięzłe, niezwykle trafne i bardzo rzeczowe ujęcie tematu. Zaproponowana dyskusja jest nastawiona na silną merytorykę, sprawia wrażenie „części czegoś większego” – jednakże jest to na pewno adekwatny wstęp do ogólnej dyskusji metropolitalnej w państwie.

    Musimy mieć świadomość, że siła lobby samorządowego i jego opór na zmiany, w tym w szczególności na ograniczanie przywilejów – jest nie do przezwyciężenia w naszym państwie, chociażby na ryzyko polityczne (Premier musiałby w części sprzeciwić się własnym ludziom). Dlatego zaproponowane powyżej „elastyczne” podejście, zakładające skonstruowanie ustawy metropolitalnej, jako wiązki celów, – które można osiągnąć dzięki wielu elastycznym rozwiązaniom, powinno odpowiadać postulatom środowiska. Jest oczywistym, że rdzeniem ustawy powinien być model wzorcowy – zwany „metropolitalnym” tak, żeby już samym nazewnictwem zachęcać do jego przyjęcia – a inne pośledniejsze z odpowiednimi nazwami nadążającymi za modelem wzorcowym np. „związkowy”, „stowarzyszeniowy”. W ten sposób państwo (rząd) mogłoby zachęcić samorządy do przyjęcia – lub do maksymalnego zbliżenia się do przyjęcia modelu najbardziej pożądanego z punktu widzenia interesów unitarnego państwa.

    Oczywiście wszystko w praktyce rozbije się o pieniądze i ambicje. Z dużą dozą prawdopodobieństwa można przypuszczać, że cały problem po zakończeniu konsultacji zostanie przekazany do Ministerstwa Rozwoju Regionalnego, co jeżeli nastąpi, powinno oznaczać także zmianę miejsca pracy dla pani Wilamowskiej, – co zapewni przynajmniej w części kontynuację tak otwartego sposobu myślenia. Jednakże ze wszystkim można sobie poradzić, tak jak z pozytywnym sporem kompetencyjnym ministerstw na pewno poradzi sobie pan premier, tak też można systemowo zabezpieczyć ambicje samorządowców – korzystając z doświadczeń np. tworzenia Wielkiego Krakowa na początku XX wieku – jeszcze pod austriackim zaborem… A o finansach zawsze jest trudno rozmawiać, jednakże być może jest już czas, żeby rząd zdecydował się na prawdziwą decentralizację i zamiast rozdzielać subsydia i dotacje – pozwolił samorządom na samofinansowanie się. Kwestia „janosikowego” – nabrałaby w tych realiach nowego znaczenia.


    Przejdź na samą górę