• 16 marca 2023
    • Paradygmat rozwoju

    Zachód i wschód – polska trauma

    • By krakauer
    • |
    • 10 września 2013
    • |
    • 2 minuty czytania

    Od czasu kiedy „zboże nie płaci” a kopia i szabla husarska nie są w stanie zwyciężyć w polu nie tylko 10-krotnie liczniejszego nieprzyjaciela, ale nawet w stosunku 1:1 nasz kraj i nasze społeczeństwo ma problem z potężnymi sąsiadami. Niestety nasi sąsiedzi urządzili sobie swego czasu na truchle konającej Rzeczpospolitej ucztę i tak bardzo się rozsmakowali, że po latach postanowili sięgnąć po tą prawie darmową możliwość posilenia się. Ta lekcja historii bardzo silnie odbiła się na naszej świadomości narodowej, niestety będąc Polakami musimy oglądać się na zachód i na wschód, nie ma zmiłuj się – sekunda nieuwagi, uśpienie czujności i problemy będą na rogatkach Warszawy.

    Przyjęty model orientacji na struktury zachodnie właśnie sypie się jak domek z kart. Nawet ślepy głupiec widzi, że nic we wspólnej Europie nie jest w stanie wydarzyć się bez woli potężnych Niemiec, które mają się dobrze jak dawno się nie miały. W tym znaczeniu coś takiego jak partnerska Europa ojczyzn jest niemożliwa, to fikcja i mrzonka, przynajmniej dla tych biedniejszych, którzy sami wybrali rolę zaplecza wielkich Niemiec jako Mitteleuropa. Z pewnością wspaniała Francja, czy też absolutnie odmienne kulturowo Włochy lub Hiszpania – będą przez Niemców zaakceptowane jako partnerzy, natomiast my – nie mamy takich gwarancji, ponieważ od wieków jesteśmy faktycznymi konsumentami i użytkownikami ich kultury, o czym świadczy także ich historiografia. Brak dialogu kulturowego, przy pełnym nieuznawaniu naszej narodowej kultury w zasadzie w pełni utożsamianej z chrześcijaństwem – musi zrodzić stosunek podległości i dominacji. Nawet jeżeli tego dzisiaj nie widać, to za dziesięć a na pewno dwadzieścia lat będzie to namacalne – widoczne gołym okiem, wręcz odczuwalne. Jedynie od kultury i wrażliwości naszych niemieckich przyjaciół zależy w jaki sposób tą nową porcję pangermańskiego sosu nam podadzą, jak również pod warunkiem, że sami wcześniej nie upadną pod zalewem islamu i ateizmu – dwóch wielkich żywiołów powoli zmieniających oblicze niemieckiego społeczeństwa i niemieckiej kultury. Z polskiej perspektywy możemy te dwa nurty degermanizacji (bo w istocie o to tutaj chodzi) bagatelizować, jednakże to jak zmienia się niemiecka rzeczywistość przeraża już nie tylko tamtejszą konserwatywną inteligencję, zaczyna docierać do „zdrowych” warstw Narodu. Co się okaże – zobaczymy, warto stawiać na niemieckie przebudzenie narodowo-kulturowe, które z jednej strony będzie oznaczać otrząśnięcie się z islamizacji i wyrzucenie obcych kulturowo emigrantów a po drugie może odrodzić w części demony przeszłości. Na to musimy być gotowi, bo o ile za sprawą pewnego Norwega, którego nazwiska lepiej nie wymieniać Polski Król Jan III Sobieski stał się bohaterem i autentycznym wzorcem odniesienia, wręcz ikoną dla radykalizującej się europejskiej prawicy, to jednakże nie zmienimy faktu, że pod polską władzą jest niezły kawałek terytorium Rzeszy Niemieckiej.

    Jeżeli komuś się wydaje, że nie ma zagrożeń – niech sięgnie do historii. Kto w 1933 roku spodziewał się – poza Józefem Piłsudzkim, że sprawiający wrażenie ograniczonego w rozwoju Austriak – wywoła globalny konflikt, który zmieni porządek świata na resztę stulecia? Sześć lat potrzebował Adolf i jego przemysłowcy, żeby z pogrążonych w strajkach i bójkach komunistycznych i faszystowskich bojówek Niemiec – zrobić najbardziej przerażającą machinę wojenną do czasów kiedy Związek Radziecki pokazał swoje stalowe oblicze? Czymże przy dzisiejszej logistyce i potędze zrobotyzowanego przemysłu jest przestawienie produkcji na wojskową? To drobiazg, po prostu kwestia decyzji i zagwarantowania zbytu, a tak się akurat składa że jakoś dziwnym trafem wszystkie składowe przemysłu wojennego w Niemczech doskonale funkcjonują.

    Nasz problem może polegać na tym, że w momencie krytycznym nie będziemy zmuszeni walczyć z dwoma głównymi kierunkami zagrożeń, ale być może wspólnie z jednym uderzyć na drugi. Co, w razie powodzenia będzie prawdopodobnie jeszcze większym przekleństwem dla świata niż nasza indywidualna krzywda.