• 16 marca 2023
    • Wojskowość

    Za dużo wodzów za mało Indian?

    • By krakauer
    • |
    • 04 maja 2013
    • |
    • 2 minuty czytania

    Porównywanie stanu osobowego naszej armii do szczepu Indian ma jeden zasadniczy cel – chodzi o wykazanie nieprawidłowych proporcji kadrowych pomiędzy różnymi szczeblami tej struktury. Jednakże prawidłowo to odniesienie powinno brzmieć – za dużo wodzów – za mało wojowników. Innymi słowy nasza dzisiejsza armia jest bardziej tworem biurokratycznym i urzędniczym niż wysoce sprawną maszyną do zabijania. Nie miejmy żadnych złudzeń, nawet jeżeli główny strateg naszego państwa nazwie nas pożytecznymi idiotami na smyczy sąsiedniego imperium lub wprost jego tubą informacyjno-propagandową – nie uwierzymy, że ta armia jest w stanie nas obronić przed kimkolwiek.

    Problemem nie jest nawet brak odpowiedniego uzbrojenia, z tym można sobie jeszcze jakoś dzięki odpowiednim inwestycjom poradzić. Problemem jest ilość żołnierzy, ich wyszkolenie i rzeczywista przydatność bojowa. Nasza armia ekspedycyjna, czyli sama wojskowa elita wysyłana na misje to jedynie czubek całej armii – najlepsza część ludzi w mundurach. Nie znaczy to oczywiście, że inni są gorsi – można się jednak zapytać o proporcje tych, którzy zdolni są do walki – przyjmując polecenia względem tych, którzy w ramach wysiłku zbrojnego mogą co najwyżej stworzyć ładną prezentację w najnowszym Microsoft Power Point? Już pobieżna analiza stanów etatowych i szarż spowoduje szok (pod warunkiem że się znajdzie odpowiednie dane), albowiem oficerów i podoficerów jest więcej niż żołnierzy szeregowych, oczywiście należy przyjmować argument, że wraz z informatyzacją armii i jej unowocześnieniem potrzeba więcej ludzi z wyższymi kwalifikacjami do jego obsługi, no ale gdzie jest ten sprzęt?

    Do bardzo ciekawych wniosków na temat profesjonalizacji doszła Najwyższa Izba Kontroli pod koniec 2012 roku. Pieniądze na szczęście na wojsko są, jednakże czy są wydawane w sposób adekwatny do naszych potrzeb obronnych? To na pewno pokaże najbliższa wojna, ale nie w odległym Mali lub Afganistanie tylko tutaj, tocząca się siłą rzeczy na naszym terytorium.

    Próba ratowania proporcji stanów etatowych w naszej armii, czyli Narodowe Siły Rezerwowe skończyła się żałośnie. Nie ma chętnych do bycia mięsem armatnim, czy też wołami roboczymi w zamian za poklepanie po plecach. Idea wojska drugiej kategorii po prostu się nie przyjęła. Klęska tej koncepcji pokazuje, że jesteśmy zbyt biedni na pełną profesjonalizację służby wojskowej, ponieważ koszty utrzymania stanów etatowych przerastają nasze możliwości finansowe, a w efekcie rozwoju wojska jako struktury biurokratycznej – etaty bojowe znikają i ulegają roztopieniu w morzu dostawianych biurek. Pomysł na uzawodowienie był doskonały – ten rdzeń armii jaki został wypracowany to jest nasz największy skarb – jednakże ci ludzie muszą mieć kim i czym dowodzić!

    Trudno orzec, czy powrót do idei poboru wojskowego – Zasadniczej Służby Wojskowej jest uzasadniony naszymi potrzebami obronnymi. Z powodów politycznych jest on raczej już nie możliwy, ponieważ będzie oznaczał dla wprowadzających go polityków śmierć polityczną – tysiące matek, ojców, rozgniewanych młodych ludzi i ich dziewczyn zagłosuje przeciwko takim pomysłom – więc nie może być mowy o przymusie, to w naszym przyzwyczajonym do wolności społeczeństwie nie przejdzie. Należy się zastanowić nad masowym rozwiązaniem dobrowolnym, które powodowałoby, że znaczna ilość ludzi – dobrowolnie i ochotniczo poddawała by się pod władzę wojskową.

    Takim mechanizmem mogą być zwolnienia podatkowe oraz możliwość dobrowolnej służby w jednostkach obrony terytorialnej – dla wszystkich chętnych, połączona z udzielaniem pozwolenia na broń oraz – co powinno być szczególnie ważne – mechanizmem promocji państwowej przy przyznawaniu uprawnień publicznych jak np. służby na etatach państwowych w administracji, policji, strażach itp. A także co powinno być zasadniczą zachętą – pierwszeństwo w przypadku ubiegania się o miejsce na studiach dziennych na państwowej uczelni! Mechanizm powinien być banalny – na dany kierunek na dane miejsce na danej uczelni – najpierw przyjmowani powinni być ci spośród zgłaszających się, którzy wykażą się np. 1 rocznym stażem w oddziałach obrony terytorialnej i 3 letnim w oddziałach obrony cywilnej. System zachęt można odpowiednio przygotować, w taki sposób, żeby dotyczył on także kobiet – w ramach równouprawnienia naszych pań – nie można ich pominąć, albowiem inaczej zjedzą nas feministki. Oczywiście w ich przypadku można odstąpić od warunku służby w obronie terytorialnej na rzecz jedynie obrony cywilnej, w tym znaczeniu, że służba w tej pierwszej powinna być ochotnicza. Takie postawienie spraw powinno w sposób wystarczający zapewnić odpowiednią ilość ochotników, a jeżeli powiązalibyśmy to z obniżeniem stawki podatkowej np. o 1-5% dla osoby uczestniczącej we wszystkich dobrowolnych zajęciach i szkoleniach, to system byłby także w części pozytywny. Trzeba mieć świadomość, że przymusem nie osiągniemy niczego, a na patriotyzm nie ma co dzisiaj liczyć – nie ma frajerów.