• 16 marca 2023
    • Polityka

    Za ambicje polityczne liderów związków zawodowych zapłacą związkowcy

    • By krakauer
    • |
    • 04 lipca 2013
    • |
    • 2 minuty czytania

    Za ambicje polityczne liderów związków zawodowych wyrażające się w coraz większym uwielbieniu politycznym dla lidera opozycji zapłacą związkowcy. Jeżeli dojdzie jesienią do rozruchów, to rząd postara się o taką zmianę prawa pozycjonującego rolę związków zawodowych w państwie i ich uprawnienia w zakładach pracy, że słodkie życie liderów związkowych się skończy. W efekcie stracą na tym wszyscy, to znaczy liderzy (ale tylko ci co się nie załapią do wielkiej polityki), pracownicy i generalnie cała gospodarka, ponieważ wraz z kryzysem ruchu związkowego nastąpi jego formalna likwidacja. Nie jest tajemnicą dla nikogo, że dotychczasowa formuła funkcjonowania związków zawodowych się po prostu wyczerpała i jest na tyle nie efektywna, że nie jest w stanie zabezpieczyć interesów pracowniczych nie tylko ludzi obecnych na rynku pracy, ale w ogóle nie wyraża interesu społecznego.

    Tutaj jest pogrzebany problem, albowiem związki rezerwują sobie prawo do wypowiadania się w imieniu społeczeństwa, tj. mają aspirację wypowiadania się wobec rządzących jako przedstawiciele społeczeństwa, podczas gdy jest to pewna fikcja. Co prawda statut największego związku zawodowego pozwala rencistom i emerytom należeć, ale czy to powinno być uznawane przez państwo? Przecież rolą związków zawodowych powinno być reprezentowanie ludzi świadczących pracę wobec osób i podmiotów wypłacających im pensję i państwa – nic ponadto. Trzeba o tym pamiętać oceniając potencjał związków zawodowych – w których część etatowych protestujących to w istocie przedstawiciele innej grupy społecznej – głównie emerytów, którzy mają pieniądze i przede wszystkim czas na uczestniczenie w zorganizowanych formach protestów, zwłaszcza że za organizację płacą ze swoich składek głównie ci pracujący.

    Uwaga nie oznacza to, że emeryci nie powinni mieć prawa zrzeszania się w związkach zawodowych, jednakże warto to co do zasady przemyśleć, ponieważ można zgubić orientację i zatracić właściwą miarę rzeczy – kogo w istocie bowiem reprezentują związki zawodowe?

    Jeżeli na te i inne – często bardzo zasadnicze argumenty przeciwko dotychczasowej konstrukcji związków a zwłaszcza części ich uprawnień w zakładach pracy (za samo to określenie ktoś kto wprowadził je do języka publicznego powinien stracić emeryturę) – nałożą się obrazki podpalonej Warszawy i ostrych demonstracji związkowców walczących z Policją. To nie będzie ulegać wątpliwości, że banalną kampanią medialną będzie można zrobić ze związków zawodowych wroga publicznego nr 1. Wystarczy tylko posłużyć się standardowym pytaniem o to jakie są przywileje związkowej elity i ile kto pobiera z kasy związku. Wówczas nawet związkowcom miękną gardła i przeciskają się przez żeby słowa w rodzaju sk…….y.

    Będzie bardzo prawdopodobne, że obecnie rządząca elita, w której generalnym interesie jest osłabienie roli związków zawodowych – doprowadzi nawet do referendum w sprawie ograniczenia ich roli i zniesienia „przywilejów”, tylko po to, żeby zrobić ze związkowców tych „złych”, a zarazem upiec dwie pieczenie na wolnym ogniu – z jednej strony osłabić rolę polityczną związkowców o którą chodzi ich liderom, a zarazem wyrugować związki z ich roli ochrony pracowników. Wówczas możliwe do osiągnięcia obie korzyści powodują, że to się bardzo opłaci, ponieważ kto zagłosuje za przywilejami zarządów związków zawodowych we współczesnej Polsce?

    Dlatego warto jest się zastanowić w ramach braci związkowej i być może zmienić lidera, na osobę, która mniej wojowniczo będzie zabiegać o w istocie cudze interesy, a bardziej ochoczo zajmie się zabieganiem o zwykłe przyziemne i w istocie nudne sprawy ludzi pracy. No bo w sumie kogo interesuje to, żeby kobieta w ciąży pracowała tylko 4 godziny przed komputerem i nie dźwigała więcej niż mówi norma i lekarz? Czy kogoś w sieciówkach to interesuje ile godzin muszą stać – przeważnie na szpilkach ekspedientki? Ewentualnie – dlaczego w razie kradzieży pracownicy muszą składać się nie na wartość odtworzeniową przedmiotu, ale na jego wartość handlową, czyli nie odkupują towaru zniszczonego po cenie hurtowej, ale muszą go kupić od pracodawcy po jego cenie? Pytania można mnożyć – w nieskończoność! Ból ludzi pracujących ponad normy w trudnych warunkach, przy taśmach, montażach, za kierownicą – to wszystko nie interesuje liderów związkowych. Za to zapłacą, albowiem nikt nie będzie żałował jak rząd pozbawi związki ich przywilejów i pozycji. Po prostu przeprowadzając tak wyczekiwaną przez wszystkich od dawna reformę.