- Paradygmat rozwoju
Z wyspami brytyjskimi od czasu odejścia rzymian są ciągłe problemy!
- By krakauer
- |
- 02 marca 2012
- |
- 2 minuty czytania
Dzisiaj szefowie większości państw Unii Europejskiej podpisali „pakt fiskalny”. Jest to dokument szczególnego znaczenia dla przyszłości Unii Europejskiej a w konsekwencji dla przyszłości Polski i świata.
Nie ulega wątpliwości, że jego konstrukcja budzi kontrowersje, – ponieważ jest to krok w stronę federalizmu i scalenia Unii w coś więcej niż unię polityczno-handlowo-transferową. Na naszych oczach, w bólach – rodzi się nowa Unia Europejska, Wspólnota 2.0 – twór nowego typu.
Dla zrozumienia istoty tego procesu nie ma znaczenia sprzeciw dwóch a typowych krajów, z których jednemu dobrze jest jak knedlom we własnym sosie a drugi miota się pomiędzy swoim sposobem otwierania okien a prowadzeniem polityki neokolonialnej na południowym Atlantyku. Nieobecni się nie liczą, ale niech nie myślą nawet przez sekundę, że wiatr przemian ich nie dotknie. O ile jeszcze można zrozumieć Republikę Czeską ze względu na dramat historii zapoczątkowanej 1938 roku – to Wielka Brytania nie robi nic innego – jak tradycyjnie nieufnie patrzy na kontynent. Być, ale nie do końca – to motto brytyjskiej polityki i wyspiarskiego spojrzenia na kontynent i jego problemy. O ile Czesi z czasem się przyłączą w wyniku zmiany kursu politycznego w ich szczęśliwym kraju – lub zmienią kryteria postrzegania swojego weta w ten sposób, że w istocie stanie się ono akceptacją – to wyspiarze dopiero jak dostaną po uszach – to przytulą się do karmiącej ich niczym matka dziecko mlekiem – Europy. Światowe przesunięcie centrum interesów finansowych z północnego Atlantyku na Pacyfik spowoduje w ciągu najbliższych 30 lat spadek znaczenia najważniejszego „elementu” wyspiarskiej gospodarki – londyńskiego City. Być może wcześniej kraj ten uświadomi sobie, jaki błąd popełnia unikając bycia w centrum spraw europejskich i się pokornie przyłączy – jak to już nie raz zrobił. Niestety, można to powiedzieć otwarcie – z wyspami brytyjskimi od czasu odejścia rzymian są ciągłe problemy!
To, co dzisiaj podpisano to jedynie niewinna „atrapka” – malutka ścianka gipsowa – stanowiąca fasadę kiełkującego nad Sekwaną i Renem starego dobrego europejskiego imperium. Czyli tworu polityczno-państwowego, który za cel swojego funkcjonowania będzie miał stałą supremację nad swoim otoczeniem i wszędzie tam gdzie uzna, – że jest to jego strefa wpływów.
Taki podmiot już na terenie Unii Europejskiej istniał, był nawet bardziej udany – tylko miał nieco szerszy skład geograficzny. Oczywiście mowa o Imperium rzymskim. Jest to niedościgły wzór, z którego należy czerpać i na którym należy się wzorować. Zresztą, historia lubi się powtarzać, – bo wówczas także trzeba było zdobywać Brytanię.
Bardzo dobrze się stało, że rząd Polski – z panem premierem Tuskiem i bardzo aktywnym ministrem Sikorskim – zdecydowanie poprali ten akt założycielski nowej formuły dla Europy. Lepiej jest być wewnątrz bogatego domu – nawet, jako ubogi krewny – niż prężyć pośladki przed – w oczekiwaniu, że nas zauważą! Nie podpisanie umowy międzyrządowej – byłoby sprzeniewierzeniem się atrapie naszej 22 letniej racji stanu, – jaką jest dogmat konieczności integracji ze strukturami zachodnimi. Dlatego dobrze, że brniemy, chociaż sami jeszcze nie do końca wiemy, w co i na jakich zasadach.
Prawdopodobnie nowa formuła dla europy wymusi dużą dozę niemieckiego rozsądku na przyzwyczajonych do odpoczywania południowcach, Niemcy zapłaciły strasznie wysoką cenę – za demokratyczne formowanie europejskiego domu. Szkoda jedynie, że na razie lepią mór z gliny – zamiast lać beton na potężny stalowy szkielet – jak to do niedawna miały w zwyczaju.
Nie da się wyobrazić sobie Europy bez Niemiec, płacąc za południe – kraj ten ostatecznie odkupił swoje historyczne przewiny względem regionalnej wspólnoty międzynarodowej. Czy to się nam podoba, czy nie – nawet bez nawoływania jak to zrobił minister Sikorski – musimy zaakceptować niemieckie przywództwo i postępującą niemiecką wszechdominację. Naszym interesem jest wspieranie – na niemieckiej scenie politycznej – takich sił, które tak jak obecnie rządząca koalicja – są Polsce i Polakom – nieskończenie przychylne. Czym się kończy niemiecki pragmatyzm, możemy przekonać się – spacerując po dnie Bałtyku.
Na szczęście współcześni mieszkańcy krajów niemieckich są o wiele bardziej pragmatyczni w swym pragmatyzmie niż ich ojcowie i dziadowie. Berlin doskonale rozumie, że lepszego sąsiada i bufora – na strategicznie śmiertelnym dla niego kierunku – niż Polska mieć nie może. W długoterminowym interesie Niemiec jest optymalizacja wzmocnienia Polski, – jako kraju zdolnego do silnego partnerstwa gospodarczo-politycznego. Jest to więcej warte niż dawne tereny wschodnie! Jest to warunek realizowania interesów na wschodzie. Niemcy nie popełnią po raz kolejny historycznego błędu – bezpośredniego sąsiedztwa z Rosją, bo sąsiedztwo to zawsze kończyło się dla nich dramatycznie.
Jednakże musimy pamiętać, że nowe Europejskie Imperium dojrzeje dopiero w procesie wspierania Federacji Rosyjskiej – przygotowującej się pod rządami nowego-starego władcy do nieuchronnego odparcia dominacji chińskiej na swoich wschodnich rubieżach. Rosja jest dla Europy naturalnym miejscem robienia doskonałych interesów. Europa jest dla Rosji – najlepszym sposobem na rozwiązanie wszystkich swoich problemów. Nie chodzi tu o jakieś banalne dostawy broni, ale tego także w razie konfliktu nie można wykluczyć. Liczy się cały kompleksowy proces transformacji wschodniego sąsiada – nawet przy uznaniu jego strefy wpływów, – jako obecnej wschodniej granicy Unii Europejskiej. Dlatego nie ma, co się więcej silić na jakąkolwiek pomarańczową soldateskę, ani obrażać się na zasobny w nawozy potasowe kołchoz. Z tego prostego powodu, – że z chwilą powrotu do władzy w Moskwie jedynie słusznego kandydata – przestaną mieć jakiekolwiek strategiczne znaczenie. A słowo „Kaukaz” najlepiej jest wykreślić ze słowników polskiej dyplomacji. Nie możemy spowodować żadnej politycznej awantury, nawet nie powinniśmy się ponownie kompromitować, jako kraj – takimi dramatami jak katastrofa lotnicza pod Smoleńskiem. Nie mamy innej alternatywy jak oprzeć całą swoją politykę wschodnią – na Brukseli. Dopiero wtedy zaczniemy odnosić korzyści w skali właściwej dla naszego położenia geograficznego – inaczej proszę się nie dziwić – jak ominie nas kolejna rura – a np. transport pomiędzy Niemcami a Kaliningradem będzie realizowany bardziej morzem niż lądem.
Takie kwestie jak zrównanie stawek podatkowych, powszechne wybory przewodniczącego Komisji Europejskiej itp., to w istocie didaskalia. Akty te mają jednak swoje znaczenie, jako cegiełki większej całości – wszystko musi prowadzić w kierunku zacieśniania współpracy – pod kontrolą krajów przewodniczących.
W tym kontekście, w naszym strategicznym interesie jest możliwie szybkie przyjęcie Euro. Z chwilą podpisania „paktu” problem ten stał się dla nas kluczowym wyzwaniem strategicznym, nawet istotniejszym niż kwestia emerytalna – czy kwestia reform w ogóle. Ponieważ czas pozostawania poza centrum decyzyjnym będzie dla nas najbardziej niebezpiecznym okresem od czasów, – kiedy na zachodzie rozważano różne koncepcje bezpieczeństwa europejskiego po upadku Układu Warszawskiego. Problem polega na tym, a zarazem jest to wyzwanie dla naszego kraju, – ponieważ im będzie to dłuższy okres – tym bardziej jesteśmy narażeni, że „coś” nas w sensie decyzyjnym ominie. Nie chodzi o to, że nasi partnerzy nas w czymś oszukają. Po prostu wykorzystają okazję – a nasz głos albo nie będzie słyszalny – a jest tylko wtedy, gdy coś znaczy, jako głos wyborczy – albo będzie uznany za zwykłe polskie sprzeciwienie się.
Trzeba być także gotowym do pogodzenia się ze zmniejszeniem dotychczasowego znaczenia komponentu transferowego w Unii Europejskiej. Funduszy unijnych może nie będzie znacząco mniej, ale będą podlegały innym zasadom implementacji. Procesy z ich wykorzystywaniem jeszcze bardziej się pogłębią i będą o wiele bardziej trudniejsze do przeprowadzenia przez tryby biurokratyczne. Wszystko to oczywiście po to, żeby mniej wydać, – ale lepiej. To jest w tych procesach najważniejsze.
Na tym polu w naszym interesie jest takie zreformowanie swojego systemu zarządzania państwem, żeby odejść od przekleństwa nieszczęsnego dogmatu „grantowości” i myślenia o rozwoju kategoriami mechanizmów wsparcia. Nie ma innego sposobu na nadążenie za tak upragnioną „średnią europejską”.
Reasumując, dzisiaj zaczął nam tykać zegar. Żeby było śmieszniej – sami go włączyliśmy. W naszym interesie jest spowodować, żeby wejść jak najszybciej do nowego domu, – w którym jest – zanim zdąży zadzwonić. Nie ma innej alternatywy, może mały kraj jak Czechy, lub duży, ale tak odmienny jak Wielka Brytania – mogą sobie pozwolić na odrębność i indywidualizm. Taka polityka w naszym przypadku – bardzo szybko naruszyłaby czyjeś interesy i zaczęła komuś przeszkadzać. A na samodzielność zwyczajnie – jak to ma miejsce od połowy XVII wieku jesteśmy po prostu skandalicznie zbyt słabi.
Przejdź na samą górę