- Paradygmat rozwoju
Wygra ten kto skróci łańcuchy zależności
- By krakauer
- |
- 08 stycznia 2022
- |
- 2 minuty czytania
Wygra ten kto skróci łańcuchy zależności. Niniejszy felieton ma charakter sygnalny. Gospodarka jest podstawą wszystkiego w konsumpcyjnym modelu cywilizacji. Jeżeli nie wytwarzamy, to nie mamy czego konsumować. Jeżeli nie mamy czego wytwarzać i konsumować, to nie wytwarzamy wartości dodanej, ale chcemy jeść (konsumować). W efekcie ilość dóbr przeznaczonych do konsumpcji maleje, ale ilość pieniądza rośnie, bo wszyscy drukują nie mające wartości pieniądze. W konsekwencji pojawiają się problemy, jakie znamy z gospodarki niedoborów. Pandemiczne problemy z papierem toaletowym, to jest drobne wspomnienie problemów przeszłości dla co najmniej trzech pokoleń żyjących Polaków, ale nie Niemców, Francuzów, czy Duńczyków.
Zachód skonstruował globalizację w taki sposób, żeby – będąc, nie wyglądała na grę o sumie zerowej. Nadwyżka miała się skupiać na Zachodzie, a rolę taniej fabryki mieli pełnić inni, czy peryferia jak podporządkowana Europa Środkowa, czy bliższa i daleka Azja. Udział poszczególnych krajów w globalnych łańcuchach zależności był różny, w zależności od tego jakie kraje mają zasoby, w tym naturalne i demograficzne.
Opłacało się przenieść większość produkcji do Chin, ponieważ siła robocza była tam tania, a państwo przyjazne i nie robiło problemów inwestorom, jeżeli tylko zajmowali się zarabianiem pieniędzy i nie interesowali polityką lub „jakimiś” prawami człowieka. W konsekwencji Chiny skupiły u siebie olbrzymie efekty skali i są dzisiaj fabryką świata o globalnym znaczeniu. Część dóbr wytwarza się tylko tam, albo z wytwarzanych tam, niesłychanie ważnych komponentów, których produkcja gdzieś indziej byłaby o wiele droższa z powodów kosztów pracy, energii i środowiska naturalnego.
W efekcie inwestycji w dalekiej Azji, z Zachodu zniknął przemysł i zaczęła się pauperyzować klasa średnia. Zniknęły dobrze płatne prace dla mistrzów, inżynierów, a z czasem zaczęto ograniczać posady dla projektantów i specjalistów od PR-u, ponieważ Chińskie firmy przejmujące, swoich poprzednich zachodnich inwestorów, nie potrzebują „białych małp” w Europie czy w USA. Proszę o tym pojęciu poczytać, nie chodzi o doskonałą chińską herbatę pod tą samą nazwą.
Jak zaczęła się pandemia i państwa na całym świecie pokazały oblicza swojej solidarności z innymi, natychmiast Zachód odczuł jaki jest słaby. Nie było rękawic gumowych, fartuchów i maseczek – wcześniej, sprowadzanych z Chin, Malezji lub innych krajów taniej produkcji na zasadzie – „jeżeli zamówicie dwa kontenery, to trzeci damy wam gratis”. Europa i USA obudziły się z rękami w nocniku, nadwyżki z krajów taniej produkcji i z łańcuchów logistycznych – w transporcie – wykupiły mające mniejsze populacje bogate kraje Zatoki Perskiej, płacąc za maseczki lub rękawiczki kwoty, których nie da się uznać nawet za nieracjonalne.
Stopniowo jak pandemia i restrykcje zaczęły się nasilać, jak zaczęły oddziaływać na logistykę – okazało się, że brakuje wszystkiego. Awaria statku w Kanale Sueskim, awaria dwóch fabryk półprzewodników na Tajwanie, zima stulecia w Teksasie i globalna produkcja półprzewodników upadła, położyła się i nie wstaje. Chociaż wcześniej można było zamawiać procesory w dowolnych ilościach i jeszcze ze specyfiką projektową pod konkretne zastosowania (ilość pamięci poszczególnych poziomów itp.).
Gospodarka dostosowana do globalnych łańcuchów produkcji i generowania wartości okazała się bardzo słaba i nieodporna na zakłócenia, związane ze zwykłą ochroną swoich interesów przez państwa narodowe. Efektem jest to, że w Chinach mamy wzrost gospodarczy i mają się generalnie świetnie, ciągle rosną. Natomiast Zachód ma problem systemowy, brakuje mu możliwości wytwórczych, bo je przeniósł. A nie da się procesów tworzonych przez 30 lat, zmienić w ciągu jednego roku!
W zachodnich kręgach przemysłowych, rozgorzała dyskusja na temat potrzeb zmiany, a generalnie skrócenia globalnych łańcuchów zależności. Wiadomo, że nie da się wyprodukować produktu aluminiowego, bez aluminium. Jednak, można tak przeorganizować system dostaw, magazynowania i produkcji, żeby ponosząc oczywiście pewne koszty, zapewnić sobie zapasy głównych materiałów strategicznych jak i półproduktów, pozwalających na zachowanie ciągłości produkcji, może przy jej ograniczeniu, ale jednak! Dotyczy to np. przemysłu samochodowego, jak również farmaceutycznego. Nie trzeba importować wszystkiego z Azji, jeżeli możemy coś robić na miejscu. Oczywiście to oznacza koszty środowiskowe itd., jednak nie ma innej alternatywy. Alternatywą jest totalny kryzys w ogóle.
Na osobne rozpatrzenie zasługuje problem łańcuchów zależności przy produkcji żywności. Bez gazu ziemnego, nie ma nawozów azotowych, a bez nich dzisiaj – w obecnym stanie technologii, nie ma nowoczesnego, wysokowydajnego rolnictwa w Europie. W USA i Kanadzie, jest nieco inaczej, jednak również są od nawozów uzależnieni. Trzeba mieć tego świadomość, że wzrost ceny gazu, jako głównego surowca w produkcji nawozów azotowych, bezpośrednio przełoży się na ceny żywności i to u samego źródła produkcji roślinnej! To zaś, przeniesie się również bezpośrednio na ceny produkcji zwierzęcej. Przy czym, uwaga – potrzebne jest zachowanie wysokich poziomów produkcji, bo ich ograniczenie oznacza w praktyce racjonowanie żywności. Chyba, że chcemy jeść chrząszcze i inne insekty jak w Azji?
Ponieważ zaznaczyliśmy, że felieton ma charakter sygnalny, jakże potrzebne wnioski są tutaj szkodliwe. Ponieważ nie ma powrotu od globalizacji, chyba że wybuchnie wojna z Chinami. Jednak i tutaj wszystko zależy od tego, czy Chiny tę wojnę wygrają np. upokarzając Amerykanów, czy tę wojnę przegrają i pogrążą się w kolejnym okresie chaosu. Kto zna odpowiedzi na te pytania, niech pisze wnioski. Przy czym uwaga – pojawiły się głosy, żeby przenieść część produkcji do krajów Afryki i Ameryki Południowej, pierwsze już boją się Chin, bardziej, niż nienawidzą byłych potęg kolonialnych, a drugie jeżeli tylko będą w stanie utrzymać porządek – mogą istotnie wejść do globalnych łańcuchów wymiany na nowych polach.