• 16 marca 2023
    • Wojskowość

    Wojsko zawodowe musi być profesjonalne

    • By krakauer
    • |
    • 17 maja 2013
    • |
    • 2 minuty czytania

    Wojsko zawodowe musi być profesjonalne, w przeciwnym wypadku jakakolwiek zabawa w wojsko przez ludzi ubierających mundury nie ma najmniejszego sensu. Profesjonalizacja przeprowadzona w Wojsku Polskim pod rządami obecnej koalicji spowodowała znaczący wzrost ilości nie walczących etatów – zwyczajnych urzędników w mundurach w stanach etatowych naszej mikroskopijnej niespełna 100 tysięcznej armii zawodowej.

    Nawet nie znając dokładnie ministerialnych statystyk – już proste zsumowanie ilości oficerów i podoficerów w stosunku do ogółu żołnierzy pokazuje, że mamy więcej etatów siedzących – zajmujących się obiegiem pism i dokumentów niż trzymających broń w ręku. To zjawisko niektórzy starszy żołnierze pamiętający jeszcze czasy kiedy Polska posiadała prawdziwą armię, a żołnierze bez pasa byli aresztantami – nazywają „Power Point Soldiers”. Tego skrótu nie trzeba rozwijać ani tłumaczyć, jest on szokująco krzywdzący i ośmieszający obecne struktury. Po prostu więcej rzeczy odbywa się w gabinetach i w obiegu kancelaryjnym niż na poligonach jest wypacanego potu!

    Tymczasem od armii – uwaga – nie od pojedynczych żołnierzy, albowiem wiadomo że każdy służy tak jak służba pozwala i jakie są warunki, usiłując nie zwariować i jakoś przetrwać w tym bagnie – ale właśnie od armii, czyli od systemu – zwykli obywatele mają pełne prawo domagać się obronienia nas w przypadku ataku przynajmniej z jednego z głównych kierunków historycznych zagrożeń. Czy dzisiejsza armia byłaby w stanie obronić nas przed kimkolwiek? Szczerze i rozbrajająco – wszyscy rozmówcy po kilku piwach – robią śmiertelnie poważne miny i milczą. Niestety jednostki nie są głupie – nie chcą ginąć w leśnych dołach strzelane w tył głowy, żołnierze doskonale widzą to co się dzieje, a właściwie to co się nie dzieje, oraz wszystko to co zepsuł idiota który nie tylko nie powinien być ministrem (na szczęście już nie jest), ale po prostu nie powinien sprawować żadnych funkcji publicznych. Z szacunku do czytelników nie będziemy tutaj wymieniać nazwiska tego zbioru komórek ludzkich, w każdym bądź razie to jest ten osobnik co rozłożył naszą armię jako ostatni!

    Misje w Iraku i Afganistanie oraz w pewnym stopniu także Bałkany – pokazały jaką wielką prowizorką jest nasza armia. Brak logistyki uderza i woła o pomstę do nieba. Po prostu nie można myśleć w ogóle o zakładaniu munduru jeżeli nie ma się logistyki umożliwiającej swobodę wejścia i wyjścia z danego rejonu, miejsca – wtedy kiedy się chce. My logistykę mieliśmy ostatnio opartą na narodowym autoramencie chyba podczas kampanii wiedeńskiej króla Jana III Sobieskiego, bo nawet w wojnie z Rosją w 1920 roku korzystaliśmy z logistyki alianckiej, a wrzesień 1939 roku się po prostu nie liczy ponieważ Niemcy, Słowacy i Rosjanie – pokonali nas tak szybko, że nic nie miało znaczenia. Dzisiaj nasi żołnierze latają w przeładowanych sprzętem i wszystkim – nowoczesnych co prawda, ale za ciasnych i pozbawionych podstawowych wygód cywilizacyjnych samolotach „Casa” – do Afganistanu, który jest poza normalno-eksploatacyjnym zasięgiem operacyjnym tego samolotu! Jednakże latają siedząc w kucki na tobołkach próbując wstrzymywać mocz i kał tak długo jak się da, no a jak ktoś zwymiotuje… Jak chcemy przewieść coś większego – mamy pamiętające stare dobre czasy wojny wietnamskiej „Herculesy”, z których jeden się po prostu rozpruł podczas wykonywania manewru ratującego życie załogi i pasażerów! Wszystko co jest większe i ma koła lata ukraińskimi Rusłanami, albo korzysta z pomocy naszych sojuszników. Wcześniej latała jeszcze tutka, ale ten etap mamy już za sobą. Oczywiście to jest w warunkach bezwzględnej dominacji w powietrzy alianckiego lotnictwa (no bo wiadomo, że nie naszego), czy jednak ktoś może sobie wyobrazić jak by wyglądała ewakuacja lub zaopatrywanie naszych oddziałów, gdybyśmy byli w realnej strefie walki z przeważającym przeciwnikiem?

    Jednakże ci w Afganistanie to kwiat naszego wojska – najlepsi z najlepsi, specjalnie przeszkoleni, doposażeni, lepiej wynagradzani. Reszta naszych profesjonalistów jest w kraju – walczy ciągle mniej więcej ta sama grupa około 12 -18 tyś ludzi, którzy podlegają różnym rotacjom. Wszyscy inni tutaj na miejscu zajmują się dbaniem o nasze bezpieczeństwo i stanowią jego jedyne zabezpieczenie. Więc kiedy w tym kraju ostatnio ćwiczyła dywizja pancerna? A dwie dywizje i dwie brygady – czyli prawie wszystko co mamy w wojskach lądowych? Kiedy rzeczywiście w ternie ćwiczyło to wojsko np. przez nieprzerwane trzy miesiące będąc na poligonie – ostrzelane, przyzwyczajone do okopu, do funkcjonowania pod rygorem termowizora, do ciągłego przemieszczania się, do nawiązywania łączności w warunkach zakłóceń (oczywiście szyfrowanej)? Czy w ogóle ktoś zadał sobie pytanie jak przerzucić ciężkie czołgi z Żagania na wschód od Warszawy? Kwestię lotnictwa przemilczmy, żeby nie mówić o wyrokach śmierci dla polityków odpowiedzialnych za pewne sytuacje bez wyjścia, a Marynarkę Wojenną odpuśćmy w ogóle, ponieważ służący w niej ludzie to współcześni kamikadze – nie mają żadnych szans w swoich łupinkach bez obrony przeciwlotniczej i osłony własnego lotnictwa – w warunkach bezpośredniej bliskości baz morskich potencjalnego nieprzyjaciela.

    No właśnie to co jest z tą mobilnością? Generalnie w kraju frontowym NATO – jeżeli coś nie jest w stanie się ruszyć o własnych siłach i przemieścić w rejon zgrupowania w ciągu 3 godzin od wydania rozkazu o każdej porze doby w dowolny dzień w roku – powinno zostać zlikwidowane, nie jest potrzebne, zostanie zniszczone, nie przyda się, nie będzie tego jak użyć ewentualnie wpadnie w łapy nieprzyjaciela. Dlaczego 3 godzin? Nie będziemy mieli więcej czasu od wykrycia informacji o przemieszczaniu się kolumn pancerno-zmechanizowanych nieprzyjaciela do naszych granic niż właśnie trzy godziny. Potem nastąpi atak rakietowy i lotniczy niszczący kluczowe elementy infrastruktury kraju, dywersanci wywołają panikę – ludność zapcha drogi – wojnie zawsze towarzyszy chaos. Dlatego też 3 godziny czasu od rozkazu do wyjścia w rejony zgrupowania to maksimum czasu na jaki możemy sobie pozwolić dla sił głównych. W ciągu 12 godzin wszystko co mamy w sensie sprzętu i jego zaopatrzenia na co najmniej trzy doby intensywnych walk musi być przetransportowane w rejon rozwinięcia przed nieprzyjacielem. Więcej czasu przeciwnik nam nie da, powinniśmy stale ćwiczyć gotowość do przemieszczenia się w dowolny rejon dyslokacji i rozwinięcie sił głównych. Jednakże w naszych realiach jest to niemożliwe. Narzucenie takiego reżimu za pierwszym razem spowodowałoby nie tylko chaos, ale i ofiary śmiertelne wśród żołnierzy i cywilów.

    Jednakże nie możemy mieć złudzeń – właśnie po to płaci się żołnierzom za ich profesjonalizm, żeby takie rzeczy umieli zrobić. Co więcej – powinni to robić automatycznie, nawet się przy tym nudząc. Jeżeli bowiem nie potrafimy się szybko przemieszczać w obszarze własnego terytorium – to w ogóle dajmy sobie spokój, profesjonalizacja nie miała sensu.

    Tylko kogo rozliczymy za kolejną okupację w wypadku przegrania kolejnej wojny? Czy my zawsze musimy być tak porażająco słabi?