- Polityka
Władca Polski w pierwsze miejsce po mianowaniu jedzie odwiedzić dawne Inflanty
- By krakauer
- |
- 18 sierpnia 2015
- |
- 2 minuty czytania
Poznaliśmy wstępne szczegóły z planów prezydenckich wizyt zagranicznych i od razu spotkało nas dziwne zaskoczenie, które nie do końca wiadomo jak czytać. Otóż bowiem okazało się, że z pierwszą wizytą pan prezydent wybiera się do Estonii. To piękny kraj, wspaniali ludzi, kawał historii, w tym historii wspólnej z Polską, albowiem przez kawał czasu zdarzyło się tak, że cześć obecnej Estonii stanowiła część władzy Królów Rzeczpospolitej, nazywanej wspólną nazwą Inflanty. Trzeba dodać, że było to terytorium w zasadzie ciągłego sporu pomiędzy Rzeczpospolitą, Rosją a Szwecją. Dzisiaj istnieją tam dwa państwa – Łotwa i właśnie Estonia.
Pan Duda wybiera się z wizytą do Tallina 23 sierpnia, jest to rocznica podpisania tzw. paktu Ribbentrop-Mołotow, w którym jak wiemy dzisiaj – Niemcy hitlerowskie zrobiły wszystko co mogły, żeby uśpić czujność kierownictwa rosyjskiego, co do swoich zamiarów wobec ZSRR. Bezpośrednio jednak, te podpisy dyplomatów, chociaż dawały jeszcze wytchnienie narodom ZSRR, jak również przyniosły zjednoczenie Białorusinów i Ukraińców w ramach Białoruskiej i Ukraińskiej SSR, to dla innych narodowości bezpośrednio a dla wszystkich po nieco dłuższym czasie oznaczały to samo zniszczenie i napaść Niemiec hitlerowskich, które nie kryjąc już swoich zbrodniczych zamiarów zaatakowały niedługo potem także ZSRR.
Mamy więc miejsce interesujące z punktu widzenia historii, jak również datę bardzo delikatną, albowiem oznaczającą przesądzenie o końcu czasu przejściowego pomiędzy dwoma wielkimi wojnami światowymi. Co chce pokazać pan prezydent udając się w taki dzień, do naszych dzisiejszych sojuszników z NATO i partnerów z Unii Europejskiej, którzy przez ostatnie 26 lat często prowadzili politykę trudną wobec rosyjskiej mniejszości narodowej? Czego symbolem ma być fakt pierwszeństwa Tallina, nad np. Berlinem? Czy to znaczy, że deklarujemy sojuszniczą pomoc naszym sojusznikom w Estonii w przypadku, gdyby byli zagrożeni, chociaż byłaby to misja samobójcza dla naszej armii (a dlaczego wystarczy popatrzeć na mapę)? Czy też chodzi o koncepcję międzymorza? Jeżeli ktoś to potrafi wyjaśnić, to jest to wskazane, ponieważ wymowa polityczna tej wizyty, nawet jeżeli weźmiemy pod uwagę, że jest ona „śladami” tragicznie zmarłego pana Lecha Kaczyńskiego, to nadal czynienie pierwszej wizyty w kraju, który był kiedyś kresem imperium Królów Rzeczpospolitej, jest najdelikatniej mówiąc wymowne.
Jest zrozumiałym, że pan Duda z jakichś powodów mógł nie chcieć pojechać do Wilna, albowiem co tu dużo ukrywać, ale po prostu polityka władz Litwy wobec polskiej autochtonicznej mniejszości narodowej jest w pewnej części nieprzyjazna. Podobnie ciężko było odwiedzić Kijów, albowiem nie dość że trwa tam wojna i jest raczej niebezpiecznie, ale ze względu na wymowne akty afirmacji zbrodniarzy wojennych i ludobójców przez ukraińskie władze państwowe, niezwykle trudno jest polskiemu politykowi, uznającemu się za patriotę z tymi faktami przejść do porządku dziennego – przy całym szacunku do Ukrainy i jej prawa do dowolnego formułowania polityki historycznej, jak również i wdzięczności za uszanowanie dla resztek polskiej pamięci w miejscach dla niej szczególnych.
Jest bardzo ciekawe, co pan Duda powie w Estonii, albowiem właśnie od tego będzie zależeć kształt jego prezydentury i polityka zagraniczna, jaką będzie prowadził. Możemy być bowiem pewni, że nawet jeżeli w okolicznościowym przemówieniu tam, nie padnie słowo „Rosja”, to zarówno wizyta tam, jak i wszystko co będzie powiedziane, jak również przemilczane, będzie dotyczyło Rosji, a ściślej wyobrażeń pana Prezydenta, co do relacji z Rosją w rozumieniu stosunków wschodnich Sojuszu, Unii i państw „buforowych”. Na pewno będzie to wszystko bardzo ciekawe.
Z naszej perspektywy jednak powinniśmy pamiętać, że jakiekolwiek strategiczne lub nawet taktyczne angażowanie się na obszarze krajów, po prostu niemożliwych do obrony, które przez lata źle traktowały partnerów z NATO – zmniejszając swoje wydatki na obronność poniżej zalecanych 2% PKB rocznie – jest dla nas niekorzystne. Jeżeli do tego dodamy ich politykę wobec mniejszości narodowych, w tym w jednym z nich – polskiej, otrzymujemy zupełny brak powodów, dla których państwo polskie miałoby zdobyć się na cokolwiek wobec krajów po prostu stosujących od wielu lat politykę apartheidu. Sami sobie zasłużyli na sytuację, w której się obecnie znajdują, samodzielnie doprowadzając do obecnego stanu stosunków i relacji, z krajem z którego usiłują zrobić wroga i w końcu zrobią.
W naszym interesie jest Realpolitik, a to oznacza w przypadku państw bałtyckich – zupełny, brutalny, chłodny – pragmatyzm i realizm. Jeżeli jakiś kraj przez ponad jedno pokolenie – prawie nie zauważa, że połowa jego ludności, mówi w języku sąsiedniego termonuklearnego imperium, zezwala na hołubienie SS-manów w centrum własnej stolicy – to jest sam sobie winien, sytuacji którą wytworzył. Nam nic do tego, a na pewno już nie powinniśmy podkładać głowy za ludzi składających kwiaty pod pomnikami SS-manów, bez względu na ich lokalne konotacje.