• 17 marca 2023
    • Paradygmat rozwoju

    Winni zaniedbań gospodarczych nie są w stanie naprawić swoich błędów

    • By krakauer
    • |
    • 07 listopada 2014
    • |
    • 2 minuty czytania

    Wiele się zaczęło mówić o reindustrializacji naszego państwa, co więcej zaczęło przeciekać do mainstreamu, że transformacja neoliberalna zaaplikowana Ojczyźnie przez klasowych sługusów tej wrogiej człowiekowi ideologii spowodowała straty i koszty, których nie jesteśmy w stanie odrobić, ze względu na trwałe ograniczenie potencjału. To bardzo dobrze, że tak się dzieje, jednakże nie może być tak, żeby winni tych niedociągnięć, błędów i problemów – dzisiaj – przybierali anielskie skrzydła i z głęboką zadumą nad rzeczywistością zabierali się za naprawę nieudanych reform sprzed lat.

    Osoby winne błędów transformacji nie powinny w żadnej mierze, nawet najmniejszej – brać udziału w czynnościach decyzyjnych nad chociaż samą myślą koncepcyjną ewentualnej odbudowy. Ludzie, którzy pozwolili na uśmiercenie całych gałęzi gospodarki, którzy poświęcili elektrownie atomową w Żarnowcu, którzy w Nowej Hucie w Krakowie chcieli widzieć róże, a nie wielkie piece, którzy mamili stoczniowców – dumę Polski – jakimiś „katarczykami” powinni zostać nazwani po imieniu jako psuje, nieudacznicy, przegrani i porażki. To oni poświęcili polski przemysł, to oni zniszczyli miejsca pracy Polaków, to oni są winni naszej biedzie i uzależnieniu gospodarczemu od zachodu i Chin.

    Jeżeli uświadomimy sobie, że najwięksi psuje, osoby ponoszące największą winę jeszcze do niedawna byli w bezpośrednim otoczeniu tego nieszczęsnego premiera, czy też nadal są hołubieni jako „autorytety”, to po prostu złość może doprowadzić spokojnego człowieka do wylewu, ponieważ nic w majestacie prawa nie da się tym ludziom zrobić. Nie ma paragrafu za psucie Ojczyzny! A szkoda!

    Potrzebujemy zmiany pokoleniowej i zmiany mentalności, ludzie dotychczas rządzący – z wyjątkiem nielicznych szlachetnych wyjątków nie są w stanie dokonać żadnej zmiany jakościowej. Musieliby zaprzeczyć własnemu „dorobkowi” i przyznać się do błędów, w tym do wielkiego neo-liberalnego grzechu systemowego. Po prostu cała idea na jakiej oparto reformowanie kraju była (i jest) zła, przy czym obecnie już reform nie ma. W praktyce reformowanie kraju ograniczało się do prywatyzowania majątku publicznego.

    Jeżeli mamy na poważnie rozpatrywać reindustrializację kraju, tak żeby nie była to „kamieni kupa” – cytując klasyka byłego ministra, (oby jego nazwisko zostało zapomniane w polskiej polityce i administracji), trzeba zacząć wszelkie rozważania od zapewnienia finansowania. Bez finansowania nie ma w ogóle mowy o jakichkolwiek działaniach na płaszczyźnie przemysłowej. Trzeba zapewnić stosunkowo znaczne krajowe finansowanie dla planowanych przedsięwzięć. Wymusza to oparcie całości planu na rachunku ekonomicznym, bo to musi na sobie zarobić – na odsetki od powierzonego kapitału. To jest bardzo ważne, żeby się nie skończyło tak jak litewska inwestycja jednej – wówczas – państwowych firm paliwowych w kraju.

    Trzeba wytypować kilka technologii, w których Europa i nasze otoczenie są najsłabsze – wyszukać niszy i się na niej skupić, nie muszą być to wyroby nadzwyczajnie technologiczne, czy też ultra-nowoczesne. Potrzebujemy produkować coś takiego, co po prostu jest potrzebne w gospodarce, dzięki czemu będziemy mieć stale generowane przepływy pieniężne – to gwarantuje miejsca pracy. Nie ma co rozpaczać nad tym, że nie będzie robotyzacji itd., najnowszych technologii. Nie musi ich być, liczy się żebyśmy produkowali, a ludzie żeby mieli pracę, ponieważ nie jesteśmy jeszcze na tym poziomie zamożności, żeby móc w pełni zaufać technologii – chociaż w wielu przypadkach jest to już koniecznym standardem.

    W przypadku konkurencji zagranicznej z poza Unii Europejskiej, nie powinniśmy mieć żadnych złudzeń i bezwzględnie blokować w Komisji Europejskiej wszystko co będzie stanowiło dla nas konkurencję. Albo jesteśmy członkami Unii i jesteśmy traktowani na serio, albo trzeba będzie zrewidować zasady przynależności, gdyż nie może być tak, żebyśmy godzili się na kolonizowanie gospodarcze przez zagraniczne potęgi w imię wygody kilku urzędników w Brukseli i – co trzeba powiedzieć otwarcie – korzyści w innych branżach unijnej gospodarki, które są rozwinięte w innych krajach. Jeżeli już mamy się godzić na finansowanie krzyżowe, to w taki sposób żeby na tym systemowo nie tracić, zawsze musi być coś za coś i wcale nie chodzi o środki pomocowe.