• 17 marca 2023
    • Polityka

    Wielu chętnych do bycia czarną owcą w Unii Europejskiej?

    • By krakauer
    • |
    • 07 stycznia 2016
    • |
    • 2 minuty czytania

    Ciekawe wydarzenia miały miejsce w jedno z najnowszych świąt Polski, które zawdzięczamy pewnemu łódzkiemu samorządowcowi. Otóż dwa obywatele Unii Europejskiej spotkali się w sympatycznym miejscu na polskiej prowincji, będącej zarazem wypoczynkowym Eldorado. Co prawda ich owca była zielona, jednakże media nie miały wątpliwości, że oto dwie czarne owce Unii Europejskiej spotkały się, żeby porozmawiać twarzą w twarz, co jest najważniejszą formułą spotkań międzyludzkich, w tym zwłaszcza w polityce.

    Nie ma w tym niczego złego, jak również w ogóle nie mamy prawa pytać się spotkanie lidera polskiej partii rządzącej z premierem Węgier. Polska to wolny kraj i każdy z Unii Europejskiej może do niej przyjechać, pan Orban może w każdej chwili – tak jak i każdy inny obywatel Unii przyjechać do Polski i miło sobie spędzać czas, tak jak lubi, gdzie lubi i spotykać się z kimkolwiek. Oczywiście zawsze nawet prywatne wizyty głów obcych państw powinny zabezpieczać specjalne służby, chodzi po prostu o bezpieczeństwo, ale jeżeli komuś się podoba polska prowincja – śmiało, ile tylko się da można sobie korzystać.

    Być może niektórzy publicyści i politycy tego nie wiedzą, ale pan Jarosław Kaczyński jest wolnym człowiekiem, nie ma sądowego nakazu przebywania w określonym miejscu pod nadzorem elektronicznym i może się swobodnie przemieszczać jako obywatel Unii Europejskiej po jej całym terytorium. Nie ma nic złego w tym, że tenże polityk pojechał sobie prawdopodobnie na pierogi do sympatycznego pensjonatu na południu Polski, w którym akurat tak się złożyło, że stołował się również pewien obywatel Węgier, akurat pełniący tam funkcję premiera. Nie ma w tym naprawdę niczego złego, jeżeli tylko panowie spotkali się dobrowolnie, nikt nikogo nie zmuszał, nie więził, ani nie przytrzymywał – to wszystko jest w porządku, co poświadczyły uśmiechy zainteresowanych opuszczających miejsce swojego spotkania.

    Dlaczego więc media zrobiły z tego wydarzenia jakieś wielkie „aj waj”? Co w tym nadzwyczajnego, że się dwoje znajomych spotkało – wspólnie jedząc, pijąc, rozmawiając? Czy problemem jest brak formalnej funkcji pana Kaczyńskiego w administracji państwowej w Polsce? Być może rzeczywiście byłoby lepiej i bardziej kurtuazyjnie, ze względu na protokół, żeby szanownego gościa osobiście przyjęła pani premier – bo tak się z zasady robi, ale nie ma takiego obowiązku w przypadku wizyty prywatnej. Więc nic się nie stało, że nie było tam akurat pani Szydło, chociaż jakby była na pewno byłoby przyjemniej, milej i dostojniej. Przynajmniej nikt by się głupio nie pytał w jakim charakterze był tam pan Kaczyński, jakby wszyscy się dzisiaj urodzili i nie rozumieli układu! Po prostu śmieszne są wręcz takie pytania i nie tylko nie ma sensu na nie odpowiadać, ale przede wszystkim dyskwalifikują one pytających.

    Nie trzeba być jednak jasnowidzem, żeby spróbować odgadnąć o czym rozmawiali obaj panowie, skoro trwało to około sześciu godzin. To spora determinacja, dyskusja musiała być bardzo otwarta i udana. Albowiem spotkanie się dwóch mężczyzn, nawet przy całej potencjalnej wzajemnej fascynacji i spędzenie sześciu godzin powinno oznaczać co najmniej wspólne pijaństwo. Jeżeli to nie nastąpiło, to jest jeszcze ciekawiej, panowie wyszli bowiem na własnych nogach.

    Szokujące ale nie dziwne na powyższym tle są słowa pana prof. Glińskiego, który stwierdził w jednym z wywiadów, że pani Szydło zajmuje się administrowaniem (rządzeniem Polską na co dzień) i jest jakiś nieformalny podział władzy pod względem funkcji. Te, słowa z ust pan prof. Glińskiego nie dziwią, ponieważ jak pamiętamy – to on miał być premierem, był jako taki prezentowany. Jednak pani Szydło go „przeskoczyła” dzięki fenomenalnej pracy w kampaniach wyborczych. Prawdopodobnie więc ten pan zachował w sobie urazę i ją starannie pielęgnuje, gdyż byłaby to wspaniała funkcja koronująca życiową drogę tego człowieka. Tu nie może być litości, to walka o wszystko – o być lub nie być, wicepremier to widocznie poniżej aspiracji, tak silnie niegdyś rozbudzanych tabletem w rękach samego pana Kaczyńskiego!

    Ciekawym jest rząd, w którym dwóch wicepremierów wypowiada się sceptycznie o różnych sprawach dotyczących rządzenia krajem, w tym jeden mówi że premier tylko administruje a realna władza polityczna jest w ogóle poza rządem i wesoło spotyka się pod czarną, czy też zieloną owcą z kim chce.