- Polityka
Czy wielka sprawa wymaga ofiar?
- By krakauer
- |
- 01 stycznia 2016
- |
- 2 minuty czytania
Zawsze w dziejach było tak, że poważne zmiany wiązały się z koniecznością pogodzenia się z ze zmianą w rzeczywistości, jaka stanowi obowiązujący system. To wręcz normalne, że zmiana oznacza burzenie starego, często wyrywanie go z korzeniami i spalenie, tak żeby nie mogło się odrodzić ponownie. Często ten stan spraw określa się mianem resetu i jest w tym bardzo wiele racji, bo jest to określenie wybitnie adekwatne do natury procesów przemian. W szczególności nasz kraj zaznał nie tylko przemian, ale właśnie resetów już tyle w swojej historii, zwłaszcza tej najnowszej, że powinniśmy mieć świadomość konsekwencji tych wydarzeń i dokładnie rozważać ich realny koszt, zanim zdecydujemy się podjąć działania w sferze realnej.
Zmiany Okrągłego Stołu były fenomenem, ponieważ odbyły się bez rozlewu krwi, nikogo nie powieszono, nie rozliczono, nie prześladowano. Coś niesamowitego, po prostu fenomen historyczny – w naszych i generalnych realiach. Uniknięcie resetu oznaczało, że nie ponosiliśmy jego kosztów, jak również i nie korzystaliśmy z dobrodziejstwa rozliczeń, które pewne zasadnicze sprawy determinują na długo w sposób jednoznaczny. U nas udało się osiągnąć narodowy konsensus wobec spraw zasadniczych jak model gospodarczy, polityka zagraniczna, przynależność państwa do struktur zachodnich.
Niestety jednak nasze elity wyłonione po Okrągłym Stole nie sprawdziły się w pełni na powierzonych stanowiskach i doszło w wielu zakresach do przejaskrawień, pomyłek i błędów w ustrojowym i systemowym układaniu spraw w państwie. Doprowadziło to do wielu licznych problemów, w tym w szczególności z równością wobec prawa i podziałem ekonomicznych kosztów utrzymania systemu w społeczeństwie. Niestety ludzie bez układów, bez powiązań rodzinnych, a przede wszystkim bez pieniędzy – są przegrani wobec prawa, nie mają szans w starciu z korporacjami, bankami i innego rodzaju potężniejszymi i dysponującymi zasobami podmiotami. Degresywne opodatkowanie społeczeństwa, w tym ludobójcze podatki pośrednie są faktem, to konsumenci jogurtu i ubranek dla dzieci ponoszą wiodąca cześć kosztów utrzymania państwa, chociaż nie mają najmniejszych szans na korzystanie z możliwości, jakie stwarza – chociażby tak, jak posiadacze własności i kapitału. Ci z kolei przeważnie płacą o wiele mniej niż partycypują w rozumieniu korzyści, jakie stwarza im nasze państwo. Wielu ekonomistów tłumaczyło tą nierówność koniecznością stymulowania tworzenia klasy średniej. Można ten argument przyjąć, tylko powstaje pytanie – jak długo społeczeństwo ma na swojej krwawicy hodować elitę? Mija 26 rok transformacji i naprawdę można powiedzieć bez narażania się na śmieszność, że udała się w wymiarze bardziej ograniczonym niż oczekiwałaby tego zdroworozsądkowo myśląca większość Polaków.
Dzisiaj do naszej rzeczywistości wkroczyła prawica, która legitymując się nieudolnością rządów poprzednich dwóch kadencji – przywołuje swoje prawo do przeprowadzenia tzw. dobrej zmiany, czyli de facto wielkiej zmiany systemowej w kraju, sięgającej do fundamentów ustrojowych naszego państwa. Wielka sprawa się dzieje na naszych oczach i niestety nie wiemy, co przewidziano w jej scenariuszu? Jeżeli ktoś wie, niech napisze w komentarzach poniżej, bo to jest bardzo ważne. Na tą chwilę widać głównie potrzebę przeprowadzenia kontrolowanego resetu zastanej rzeczywistości, jednak – nie widać, żeby zmiany proponowane (Budżet 2016), prowadziły nas w kierunku czegoś poważnego, rzeczywiście zmieniającego fundamenty niesprawiedliwości systemowej, o których napisaliśmy powyżej. Żadne pięć stów nie zmieni zasadniczego faktu krzywdy klasowej, jaka jest wynikiem bezwzględności systemu podatkowego – pamiętajmy, że rząd PiS już kiedyś ulżył bogatym likwidując III-ci próg podatku PIT. Nieco wówczas też uszczknięto dla osób mniej zarabiających, jednak nie można tego porównywać z uzyskiem klasy najbogatszej.
Widać, że prawica nie cofnie się chyba przed niczym we wprowadzaniu swoich planów, po prostu robią swoje – jak trzeba siedząc w nocy w Sejmie. Dla tych ludzi to jest dopiero pierwszy etap odzyskiwania państwa i przekierowywania go na dobre tory – w kierunku pozytywnej, dobrej zmiany. Dla reszty społeczeństwa powinno już być jasnym, że ta wielka sprawa, której jesteśmy mimowolnymi aktorami wymaga ofiar. Niestety to „oni” będą określać, kto ma ponosić te „ofiary”.