• 16 marca 2023
    • Polityka

    Wewnątrz-polski problem z Ukrainą

    • By krakauer
    • |
    • 08 lipca 2012
    • |
    • 2 minuty czytania

    Polski problem z Ukrainą jest nietypowy, tak samo jak nietypowa jest cała nasza historia, jak nietypowy jest charakter oczekiwań i jak nietypowy jest katalog zagrożeń, przed jakimi nasze kraje stoją. Uwaga katalog, a nie katalogi – innymi słowy nasze strategiczne zagrożenia są wspólne, aczkolwiek nie w 100% jednakże z pewnością od ogłoszenia przez Ukrainę niepodległości możemy mówić o wspólnocie zagrożeń. Zupełnie irracjonalną kwestią jest natomiast to, że nasz wewnętrzny problem z Ukrainą i stosunkiem do Ukraińców mamy absolutnie nieuświadomiony, nie mieliśmy dyskusji, nie było żadnego „przebaczamy”, na to obie strony są zbyt odległe. Źle to wróży.

    Oczywiście wspólnot mamy więcej, przy tym różnią nas rachunki krwi, ostatnie ukraińskie ludobójstwo na Polakach jest wydarzeniem bez precedensu, pamiętanym a niepomszczonym, nieprzeproszonym i nieprzebaczonym. Takie wydarzenia trudno jest sobie w ogóle wyobrazić, a co dopiero starać się je zrozumieć, już o wybaczaniu nie ma, co myśleć, dlaczego? Ponieważ krew niewinnie wymordowanych jeszcze świeża i woła o pomstę. Inaczej być nie może, nie godzi się przejść nad świeżymi mogiłami i nie zapytać, kto wszystkich zabił. Trudno to sobie wyobrazić, ale na szczęście dokumentacja ukraińskich zbrodni jest wykonana bardzo solidnie, nie mała w tym zasługa IPN.

    Ukraińska polityka historyczna w stosunku do Polski jest najdelikatniej mówiąc trudna, o ile nie lepiej do opisania jej po prostu użyć sformułowania wroga. Jesteśmy dla Ukraińców wrogiem historycznym! To pokłosie całego dorobku ich odrodzenia narodowego, który się dokonał wraz z naszym w tzw. Galicji. Największym problemem kładzie się współcześnie nacjonalistyczna proweniencja zachodniej Ukrainy, nie tylko negująca na swoim terenie polskość i Polaków, ale przede wszystkim i to jest chyba nie do przejścia z naszej strony pod żadnym warunkiem – jawnie gloryfikująca przy tym te elementy ukraińskiej historii, które były względem Polaków ludobójcze. Tego nie da się zrozumieć, tego nie można tolerować, można nawet powiedzieć więcej, to wykluczać powinno jakąkolwiek współpracę, albowiem z apologetami morderców własnych rodaków po prostu się nie rozmawia, gdyż per analogiam byliby gotowi z nami zrobić to samo. Względem tego typu kreatur postępuje się inaczej, łatwo domyśleć się jak, aczkolwiek wymaga to odrobiny atawistycznej wyobraźni, alternatywnie zaciskając zęby – można przemilczeć. A przynajmniej próbować. Inaczej jakakolwiek współpraca jest w istocie niemożliwa.

    Polskie elity świadome roli Ukrainy dla Rosji konsekwentnie stawiały i póki, co jeszcze przynajmniej formalnie stawiają na wspieranie wszelkich dążeń umacniających ten kraj, jego państwowość i związaną z nim narodowość ukraińską. Do tej pory była to polityka najdelikatniej mówiąc jałowa, albowiem wszystko, co się nam udało wielkiego zrobić to obecność Prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego na majdanie i jego rola w negocjacjach pomiędzy ówczesną władzą a opozycją. Niestety Ukraińcy są zbyt nazwijmy to – „mało pragmatyczni”, nie udało się im szczerze porozumieć i co ważniejsze utrzymać tego porozumienia. Ukraina to nie Polska, a Kijów to nie Warszawa. Przy czym, Warszawa nie miała, czym wesprzeć przekonywania Kijowa, że warto „stawiać na pragmatyzm”. Ciągle za mało znaczymy w strukturach zachodu i z Kijowa to doskonale widać, zwłaszcza po totalnej klęsce tzw. polityki wschodniej, NIEMIŁOSIERNIE zbabranej przez rządzącą koalicję, przy szczerym schadenfreude i nie bez przyczyny z niby zajętych kryzysem w Grecji Niemiec. Poza otwarciem uniwersytetów na tamtejszą młodzież i około milionem miejsc pracy– w zasadzie nie mamy nic Ukraińcom i Ukrainie do zaoferowania. Na tym polega nasz problem, ale to wynik po prostu naszej głupoty, albowiem od 22 lat nie byliśmy w stanie wygospodarować jakichkolwiek kapitałów służących do realizacji narodowej polityki. Dobrze, że przynajmniej przyjmujemy Ukraińców na nasze uniwersytety, to zdecydowanie jest potrzebne, pozytywne i należy ten kierunek wspierać, aczkolwiek Uwaga – nie ma, co liczyć na ich wdzięczność.

    W ujęciu strategicznym podstawowy problem w porozumieniu się polega na niekompatybilności systemów naszych państw, chodzi głównie o wewnętrzne komunikowanie się w ramach systemu, zapewniające przestrzeganie decyzji i w konsekwencji uznawania porozumień wewnątrz systemu. Taka zdolność systemu do wewnętrznego komunikowania się, czyni go wiarygodnym, nie tylko względem własnych członków i interesariuszy, ale przede wszystkim na zewnątrz, względem innych systemów. W tym miejscu się zaczyna współpraca międzynarodowa, handel, zaufanie, wspólnota interesów, celów, metod, środków, podział itd. W przypadku Ukrainy, mamy do czynienia z wysublimowaną oligarchią, wręcz magnaterią w naszym rozumieniu elit, której interesy nie tylko oddzieliły się od interesów państwa i narodu, z którego pochodzą, ale zdaniem znacznej części jego zwykłych przedstawicieli są po prostu szkodliwe względem ukraińskiej racji stanu, a także biologicznej, ekonomicznej i politycznej formule tego bytu narodowego w ogóle! Z takimi ludźmi bardzo trudno się rozmawia, zwłaszcza, jeżeli jedyny argument, który rozumieją, czyli pieniądze – mają zagwarantowany w znacznej części poprzez relacje z północno-wschodnim mocarstwem. Innymi słowy, nie jesteśmy atrakcyjni także dla ich elity, pomijając fakt, że uznawane przez nas nazwijmy to standardy moralno-księgowo-prawne, dla dominującej części tamtejszych sposobów „prowadzenia interesów” są nie do zaakceptowania.

    Na resentymenty i sprawy polityczne nakładają się także zwykłe sprawy codzienne, których najzwyczajniej na świecie brakuje, a jeżeli już są to mają charakter problemów. Słyszymy o kłopotach z Cmentarzem Orląt, tu i ówdzie dochodzi do zniszczenia jakichś polskich zbiorów bibliotecznych, żydowskiej Bożnicy stanowiącej skarb średniowiecznej architektury sakralnej, pomijając już kwestie własnościowe we Lwowie i okolicy. Polaków denerwuje ukraińskie podejście do spraw wspólnej historii, albowiem ci uznają obecność Polską na Ukrainie, jako „okupację”, przez co sami zamykają sobie furtkę do porozumienia, albowiem, jako okupanci musielibyśmy ich przepraszać i płacić odszkodowania. A to z polskiej strony, ponad przełknięte z trudem nowe rozgraniczenie z września 1939 roku w ogóle nie wchodzi w grę.

    Minione mistrzostwa w istocie nie zmieniły niczego, albowiem nie nastąpiło żadne zbliżenie, wręcz zbojkotowano oficjalne władze tego państwa ze względu na wewnętrzne sprawy związane z aresztowaniem i przetrzymywaniem byłej premier Julii Tymoszenko. Polski minister spraw zagranicznych ramię w ramię z niemieckim – przyjął zupełnie oderwane od polskich „unijne” podejście do kwestii ukraińskiej. A w istocie niemieckie, którego główną osią jest pozostawienie tego wielkiego „Zwischenlandu” swobodnej ewolucji w stronę jej północno-wschodniego sąsiada. Tu nie ma litości, tu są interesy. Nikt w Unii Europejskiej, a na pewno Niemcy, nie zaakceptuje wzmocnienia Polski tak silnym partnerem, jakim jest Ukraina. Tu nie można mieć żadnych złudzeń, trzeba trzeźwo patrzeć na interesy, sposób, w jaki nasz minister spraw zagranicznych dał się oszukać i zasłonić sobie oczy powinien przejść do klasyki figur dyplomatycznych, prawdopodobnie 5-cio letnie dziecko miałoby więcej wyczucia dla własnego interesu, jeżeli by mu wystawić przed nosem kubki z lodami i pozwolić wybierać. Trudno. Nie pierwszy raz Polska straciła Ukrainę, co ciekawe nie po raz pierwszy w wyniku działań agentów wpływu pewnego upadłego wyspiarskiego mocarstwa.

    Docelowo musimy znaleźć formułę współpracy, zabezpieczającą nas przed sytuacją rozpadu tego kraju, na co najmniej dwa wrogo do siebie zorientowane organizmy polityczne. Trzeba się przygotować na wszystkie możliwe scenariusze dotyczące ewentualnego rozpadu Ukrainy, jak również włączenia całej do struktur Imperialnych wiadomo, kogo i potrzeby wspierania ukraińskich dążeń niepodległościowych. Każdy scenariusz tutaj jest możliwy, albowiem Imperium może się odrodzić, tylko i wyłącznie opierając się o Ukrainę. Potem pozostaniemy już samotnym bastionem, ponownie krajem frontowym, przedmurzem, zwał jak zwał, ale niestety ziszczą się wszystkie nasze przerażające scenariusze. Musimy być na to przygotowani i to w taki sposób, żeby nie dać się zorientować Niemcom, że prowadzimy jakąkolwiek wschodnią politykę – niestety powoli stajemy się krajem jedynie w części suwerennym, nie chodzi o sferę faktyczną, ale o percepcję strategiczną naszych elit, które doskonale rozumieją na jak mało mogą sobie pozwolić w grze.

    Musimy pamiętać, bez względu na wszystko, że niezrozumienie naszych Narodów zawsze służy podmiotom trzecim, dlatego warto a nawet trzeba rozmawiać.