- Ekonomia
Waloryzacja kwotowa – czyli cicha rewolucja socjalna rządu
- By krakauer
- |
- 12 grudnia 2011
- |
- 2 minuty czytania
Nie ma, co ukrywać, ale rządowy pomysł na kwotową waloryzacje (indeksację) świadczeń wypłacanych przez państwo obywatelom, dotyka istoty i fundamentu polityki socjalnej. Na zagadnienie to składa się kwestia indeksacji, (czyli aktualizacji) kwot wypłacanych rent i emerytur oraz szeregu świadczeń powiązanych z nimi wskaźnikami. Pod pojęciem waloryzacji należy za panem Marcinem Bartnickim rozumieć „proces przeliczania należności (świadczeń, zobowiązań) pieniężnych, wymuszony zmianą warunków społeczno-ekonomicznych, najczęściej inflacją. W znaczeniu ekonomicznym waloryzacja oznacza przerachowanie należności ustalonych w danej jednostce monetarnej na inną wartość.” (K. Antonów (red.), M. Bartnicki, B. Suchacki, Ustawa o emeryturach i rentach z Funduszu Ubezpieczeń Społecznych. Komentarz, ABC, 2009.).
Ze względu na społeczną wagę rent i emerytur, idea odejścia od dotychczasowego modelu zakładającego indeksację procentowa plus stopa inflacji – stanowi swojego rodzaju cichą rewolucję socjalną, jaką obecny rząd aplikuje – bez dyskusji publicznej – społeczeństwu.
Warto zaznaczyć, że w kraju mamy równolegle funkcjonujące dwa systemy emerytalne – pierwszy powszechny dotyczący emerytur z Funduszu Ubezpieczeń Społecznych i drugi specjalny, na który składają się: emerytury funkcjonariuszy służb mundurowych, emerytury żołnierzy zawodowych, emerytury pomostowe, emerytury kapitałowe i emerytury innych funkcjonariuszy państwowych (np. wymiar sprawiedliwości), oraz emerytury nadzwyczajne (np. górnicze). System specjalny, w swojej istocie to nic innego jak specyficzne zobowiązania państwa wobec wydzielonych grup obywateli na podstawie wyróżnika grupy zawodowej, którą reprezentują. Część składowych tego systemu jest rozliczana na specjalnych prawach, albowiem od pewnych kategorii swoich pracowników państwo nie odprowadza składek emerytalnych – traktując wypłacanie tych świadczeń, jako swojego rodzaju continuum, po wejściu uprawnionych w stan spoczynku.
Wychodząc z założenia, że państwo jest biedne, a Zakład Ubezpieczeń Społecznych – podmiot powołany do obsługi świadczeniobiorców nie ma zgromadzonego kapitału umożliwiającego prowadzenie elastycznej polityki wypłat – wszelkiego rodzaju pomysły mające na celu poprawienie doli najuboższych „stypendystów ZUS”, muszą polegać próbach innych podziałów tego samego tortu.
Tytułem wprowadzenia do zagadnienia, posiadającym czas czytelnikom proponuję zapoznanie się z czterema tekstami zamieszczonymi na portalu o tematyce zabezpieczenia społecznego. Pierwszym z nich jest tekst poświęcony badaniom nad Otwartymi Funduszami emerytalnymi pt.: OFE w systemie zabezpieczenia społecznego 1999–2010, warto ten tekst przeczytać, albowiem zawiera podsumowanie z niesłychanie ciekawego raportu GUS, w którym obecny rząd RP przyznał się do posiadania obiektywnej wiedzy o stanie zabezpieczenia społecznego i kierunkach ewolucji niedomagań systemu. Rzadko zdarza się trafić na tak ciekawy, obiektywny i prawdziwy dokument, autorstwa znakomitych ekspertów. Drugi z nich to dygresja na temat OFE przez pryzmat faktycznego podatku emerytalnego pt.: Nie wszyscy będziemy mieli emerytury… Trzeci pt.: Czym rolnicy zasługują na fundowanie KRUS? dotyka bardzo nośnego tematu Kasy Rolniczego Ubezpieczenia Społecznego, od strony klasowej. Czwarty najważniejszy z przedstawionych pt.: Pomysł na zainicjowanie reformy systemu emerytalno-rentowego omawia propozycję reformy całości systemu w duchu rynkowym.
Propozycja rządowa, którą pan premier wygłosił w swoim expose, ze swojej istoty nie jest niczym innym jak innym sposobem podziału wspólnego tortu. Dotychczas wszyscy uposażeni w systemie zabezpieczenia społecznego otrzymywali emerytury zgodnie z wyliczeniem konkretnej stopy świadczenia przez ZUS, a następnie procentowo, co roku całość była waloryzowana zgodnie z przyjętym zwyczajem. Zgodnie z art. 89 ust. 1 ustawy z dnia 17 grudnia 1998r. o emeryturach i rentach z Funduszu Ubezpieczeń Społecznych – wskaźnik waloryzacji to średnioroczny wskaźnik cen towarów i usług konsumpcyjnych w poprzednim roku kalendarzowym zwiększony, o co najmniej 20 % realnego wzrostu przeciętnego wynagrodzenia w poprzednim roku kalendarzowym. Jest to tzw. waloryzacja cenowo-płacowa polegająca na dokonywaniu corocznie na 1 marca automatycznej waloryzacji przyznanych już emerytur i rent. ZUS dokonuje pomnożenia kwoty świadczenia oraz co jest szczególnie ważne podstawy jego wymiaru, (ale w kwocie wypłacanej w ostatnim dniu lutego roku przed waloryzacją) poprzez specjalnie ogłaszany wskaźnik waloryzacji. Przykładowo w komunikacie Ministra Pracy i Polityki Społecznej z dnia 9 lutego 2011r., w sprawie wskaźnika waloryzacji emerytur i rent w 2011r., ogłoszono, że wskaźnik waloryzacji emerytur i rent w 2011 r. wynosił 103,1%.W efekcie osoby posiadające emerytury na poziomie 2800-3800 zł otrzymywały przeciętnie około 120 zł podwyżki a osoby z emeryturą około 800-1200 zł otrzymywały około 40 zł podwyżki z tytułu corocznej indeksacji.
Dane przedstawiające strukturę wysokości emerytur i rent wypłacanych przez ZUS, wg. ZUS po waloryzacji w marcu 2011 roku dostępne są tutaj. Szersze dane, ale niestety wedle stanu na 2009 rok, wg. GUS dostępne są tutaj. Warto się z tymi statystykami zapoznać, albowiem rzucają światło na ilość emerytów grupy, w jakich są wypłacane świadczenia itp. Na rysunku poniżej przedstawiono symulację kwot najniższych „ustawowych” rent i emerytur na przestrzeni lat 1995-2011.
W związku z tymi oszałamiającymi kwotami, należy się na poważnie zastanowić, czy idea zaprezentowana w tekście Pomysł na zainicjowanie reformy systemu emerytalno-rentowego nie byłby skutecznym sposobem na uzdrowienie sytuacji. Jeżeli udałoby się przeprowadzić podzielenie wypłacanych narodowi świadczeń na dwie części, czyli 1 część wedle „wszystkim po równo”, ale tylko i wyłącznie do łącznej wysokości aktualnych składek + 2 część dopłata z budżetu do wysokości naliczonej renty i emerytury zgodnie z obowiązującym systemem – to każdy wiedziałby ile płaci na niego system (składkowicze) a ile na jego świadczenie państwo musi dodatkowo pożyczyć. Kolejnym krokiem powinno być zlikwidowanie składek na ZUS i innych obciążeń pracy i proste zastąpienie ich normalnym podatkiem – odpowiednio wyższym. Dzięki temu rząd miałby jasną sytuację – w danym roku, w zależności od tego ile brakowałoby mu pieniędzy wedle prognozy na dany miesiąc – mógłby podwyższać lub obniżać podatki powszechne w czasookresie kwartalnym, półrocznym lub rocznym jak do tej pory. Wówczas ludzie płatnicy – czuliby solidarność bezpośrednio, a system byłby wolny od hipokryzji, – że rzekomo się jakaś składka gdzieś komuś w czymś odkłada. Po prostu państwo „rabowałoby nas” na tyle na ile musi, żeby wywiązać się ze zobowiązań w ramach solidarności pokoleń. Po jakimś czasie można by system zreformować w kierunku wypłacania części 2 giej, – czyli tej ponad łączną sumę składek podzieloną przez ilość uprawnionych z dodatkowych ubezpieczeń na wzór OFE w rzeczywistości odkładających i inwestujących cześć składki w realne aktywa a nie wirtualne konta jak obecnie. Zaproponowane rozwiązanie jest przede wszystkim przejrzyste.
Natomiast odnosząc się do samej idei waloryzacji kwotowej, należy stwierdzić, że nie jest to nic innego jak wspomniane powyżej powtórne dzielenie tortu. Rząd realizuje swoją politykę socjalnego rozdawnictwa, w istocie ekstraordynaryjnie opodatkowując bardziej zamożnych emerytów – na rzecz emerytów mniej zamożnych. Jest to konstrukcja niebywała, przedziwna i niespotykana dotychczas w naszym kraju. Odrębnym tematem jest konstytucyjność tego typu rozwiązań, pomijając ich społeczną celowość. Z punktu widzenia Konstytucji, jest to na pewno naruszenie zasady ochrony praw nabytych. Natomiast mając na względzie społeczną celowość tych zmian, bezwzględnie należy ten pomysł uznać za kierunkowo celowy i słuszny, – ale jedynie, jako półśrodek, niezmieniający istoty sprawy a jedynie retuszujący skandaliczną rzeczywistość osób o najniższych świadczeniach. Z pewnością z punktu widzenia osób o wysokich emeryturach waloryzacja, która im generalnie przyniesie mniej jest krzywdząca, ale ich krzywda jest niewspółmiernie mniejsza społecznie niż skokowy zysk osób o emeryturach najniższych, dla których dodatkowe około 80% waloryzacji w danym raku to kwota nieosiągalna. Zważywszy na inflację i horrendalny wzrost kosztów utrzymania, tego typu waloryzację należy uznać za społeczne celową. Osoby o wyższych emeryturach powinny cieszyć się, że są w sytuacji tych, którzy mogą w imię solidarności społecznej przyczynić się do skromnej poprawy losu wegetującej części naszego społeczeństwa. Jeżeli weźmiemy pod uwagę, że tych pierwszych jest zdecydowanie mniej a tych drugich więcej – łatwo zrozumieć, dlaczego rząd szuka poparcia społecznego w tej grupie.
Reasumując, proponowane rozwiązanie jest społeczne słuszne, ale systemowo szkodliwe. Docelowo system należy zmienić w sposób przedstawiony powyżej, tak żeby każdy uprawniony do świadczeń miał świadomość, z czego bierze się jego świadczenie i każdy zmuszony do płacenia miał pełną świadomość ile kosztuje go utrzymanie państwa z systemem sprawiedliwości społecznej rozumianej pokoleniowo w górę, czyli młodsze pokolenia troszczą się o starsze. Być może kilka lat funkcjonowania systemu gdzie wszyscy widzieliby czarno na białym ile, co kosztuje i ile, kto płaci podziałałoby ozdrowieńczo na nasza politykę, a przynajmniej ukierunkowało dyskusję na zagadnienie – jak naprawić ten skazany na zjadanie własnego ogona system. Musimy mieć pełną świadomość, że suma podatków i opłat płaconych przez obecnie aktywne zawodowo pokolenie na rzecz państwa – powyżej pewnego poziomu dzieje się kosztem interesów życiowych, albowiem przy określonym poziomie dochodów i podatków – nikt mający więcej niż 3 szare komórki nie zdecyduje się świadomie na dziecko, nie mówiąc już o ich większej ilości. Kończąc – indeksacja kwotowa przez rok – dwa – trzy – zdecydowanie tak, ale z pełną świadomością, że jest to podatek od „wyższych” emerytur, nie można mydlić ludziom oczu. Po tym okresie przejściowym należy przejść na nowy system pełnej przejrzystości.
Tytułem podsumowania posłużmy się cytatem z pani minister Jolanty Fedak, która w piśmie z dnia 10 kwietnia 2008r., Ministerstwa Pracy i Polityki Społecznej o sygnaturze SPS-023-1517/08 w sprawie Zasad waloryzacji rent i emerytur stanowiącym odpowiedź na interpelację posłów Kazimierza Moskala i Zbigniewa Chmielowca, przekazaną przy piśmie z dnia 5 marca 2008 – stwierdziła m.in.: „(…) Na koniec pragnę poinformować panów posłów, że źródłem bogactwa narodów oraz każdego z nas jest praca. Nie chcę, aby co roku powtarzała się historia ze zbyt niskim wskaźnikiem waloryzacji. Moim priorytetem jest reforma rynku pracy tak, aby jak najwięcej z nas pracowało za coraz lepsze wynagrodzenie. Zwiększeniu zatrudnienia służą programy 50+ (aktywizacja zawodowa ludzi po 50 roku życia), pakiet tzw. “ustaw prorodzinnych” (ułatwi godzenie roli rodzica i pracownika), nowelizacja ustawy o zatrudnieniu i instytucjach rynku pracy i wiele innych inicjatyw. Dzięki wzrostowi gospodarczemu i większym wpływom środków do systemu emerytalno-rentowego ci z nas, którzy po latach pracy przeszli na emeryturę lub rentę, będą mogli liczyć na wyższe i stabilne świadczenia.” I nie wiadomo, czy się śmiać czy płakać? Jeżeli ktoś tak przenikliwy współrządził naszym krajem w tak kluczowych sprawach, to nic dziwnego, że obecnie rząd proponuje cichą rewolucję socjalną, przekładając pieniądze z kieszeni „bogatszych” do biedniejszych emerytów. Strach myśleć, co będzie w przyszłości – jak ilość uprawnionych do świadczeń skokowo wzrośnie o 2-3 mln… a następnych pokoleń można w Afryce szukać…