- Polityka
W stosunkach ze wschodem musimy wykazywać pragmatyzm
- By krakauer
- |
- 22 lipca 2013
- |
- 2 minuty czytania
W stosunkach ze wschodem musimy wykazywać pragmatyzm, a na pewno więcej pragmatyzmu niż emocji lub nawet słusznego domagania się prawdy. Nie chodzi o to, że nie jesteśmy przez naszych sąsiadów brani zupełnie na poważnie i się nami po prostu nie przejmują. Gra toczy się o coś o wiele większego, mianowicie o stosunki nie pomiędzy Polską a jednym czy drugim lub trzecim krajem. Absolutnie nie! Gra toczy się o stosunki pomiędzy tymi krajami, a dopiero potem jak one sobie je ustalą będzie można mówić o ich stosunku do Polski, przy czym ile tych krajów jako organizmów państwowo-politycznych wówczas będzie to już inna kwestia, ale na to nie mamy wpływu i w ogóle to nas nie powinno interesować.
Podejście jakie dotychczas prezentujemy to połączenie podejścia historycznego, przepełnionego sentymentami do w istocie nie wiadomo czego z podejściem zakładającym pewną polską misję na wschodzie, którą w skrócie można opisać słowami Brzezińskiego, wedle którego Rosja bez Ukrainy nigdy nie będzie prawdziwym imperium. Nasza polityka historyczno-sentymentalno-misyjna sprowadza się właśnie do tego, żeby ze wszelkich sposobów wspierać pro-państwowe podejście Ukraińców, przy pełnej świadomości porażki tej samej polityki wobec Białorusi. Jednakże jak to się mówi „Polak i po szkodzie głupi”, więc w sposób nadzwyczajny brniemy w „angażowanie się” na Ukrainie, która ani tego od nas nie oczekuje, ani tego w istocie nie docenia, nie mówiąc już o jakimkolwiek partnerstwie, którego po prostu na linii Warszawa-Kijów nie ma, nie było i nie będzie ponieważ to potężne państwo z olbrzymim potencjałem ma zupełnie inne cele niż my.
Zapominamy bowiem o tym, że przynajmniej części Ukraińców ziszczenie się tezy Brzezińskiego byłoby błogosławieństwem, albowiem nie mają nic przeciwko bliskiej współpracy z Rosją, z którą są związani kulturowo, rodzinnie i biznesowo – natomiast nie mają żadnych interesów do rozumienia się z zachodem, a na pewno nie będą do tego potrzebowali pośrednictwa Polski. Poza tym, w ogóle nie uwzględnia się w „polskich działaniach” interesów Rosji, albowiem z gruntu uznaje się ją za najdelikatniej mówiąc państwo o sprzecznych interesach, o ile nie wrogie – a tak w rzeczywistości nie jest, ponieważ jak dotychczas po 1989 roku Federacja Rosyjska nie wykonała pod adresem Polski żadnego wrogiego posunięcia faktycznego. Z bólem i zaciskając zęby, ale na kremlu przełknięto nasze członkostwo w NATO, Unię Europejską – nie przeciwdziałano a znając ich możliwości i nazwijmy to kreatywność, naprawdę mogliśmy się spodziewać wielu różnych scenariuszy, które spowodowałyby nie to, że my nie chcielibyśmy się starać o członkostwo w strukturach zachodnich, ale albo bylibyśmy nie wiarygodni, albo bylibyśmy problematyczni. Kreml naprawdę jak na możliwości, które cały czas posiada zachował się bardzo elegancko, przełykając utratę znacznej części swojej strefy wpływów. Oczywiście incydentów dyplomatycznych, czy kłopotów handlowych nie liczymy, ponieważ to są w istocie drobnostki, co prawda bolesne dla nas, ale mimo wszystko to mikroskopijne odpryski z całego instrumentarium mocarstwa, które mogło ale nie wyładowało na nas swojego gniewu – co dotychczas czyniło nawet pro forma, ot tak dla zachowania twarzy.
W zamian za brak sprzeciwu na powyższe i ucywilizowanie stosunków, na podstawie których obecnie Federacja Rosyjska i państwa NATO nie są przeciwnikami i nie patrzą na siebie jak na wrogów nastąpiła dekada odprężenia i robienia doskonałych interesów, których ukoronowaniem jest cud inżynierii podmorskiej – gazociąg północny.
Nasz pragmatyzm musi opierać się przede wszystkim na liczeniu pieniędzy, to jest najważniejsze we wzajemnych relacjach o ile nie zanosi się na wojnę, a na wojnę się nie zanosi. Co więcej mamy nawet wspólnych wrogów i nasi wschodni przyjaciele mogą potrzebować za niedługo naszego wsparcia logistycznego i realnej pomocy, to jest kwestia maksymalnie 20-30 lat, o czym pisaliśmy na łamach naszego portalu. W tym kontekście właśnie powinniśmy konstruować naszą stronę wzajemnych relacji. Wypominaniem Rosjanom, że są potomkami morderców z Katynia, a Ukraińcom – jakby to nie było bolesne – przypominanie o Wołyniu – nie przynosi żadnych skutków, ponieważ te wielkie społeczeństwa muszą najpierw się same rozliczyć z własną historią, przejść przez fazę katharsis a wówczas zwrócą się same, ponieważ fakty historyczne są niezaprzeczalne (widać trupy nawet dzisiaj), ale nie można na rozliczaniu budować relacji! Natomiast na pieniądzach trzeba!
Z powyższych powodów przestańmy się emocjonować tym jakich krzywd doznaliśmy od Rosjan lub jak podstępnie mordowali naszych Ukraińcy. Owszem to boli, owszem to wymaga dużego dystansu do swojej własnej historii, jednakże ponieważ w efekcie naszej polityki historyczno-sentymentalno-misyjnej nie osiągnęliśmy niczego poza tym, że dla rosyjskiej propagandy historycznej jesteśmy idealnym wcieleniem „szatana” (warto obejrzeć film „1612”) a Ukraińcom zwyczajnie i po ludzku nie dostarczajmy zmartwień. Zajmowanie się polskimi łzami i pretensjami to ostatnia kwestia jakiej ten kraj w swojej polityce wewnętrznej jeszcze potrzebuje. Porzućmy misję w istocie nie będącą w naszym interesie – nie wchodźmy między drzwi a futrynę, bo jak trzasną to nas zaboli noga lub głowa, natomiast warto stać pod tymi drzwiami z obfitym koszykiem prezentów dla naszych wspaniałych sąsiadów, albowiem o czym trzeba pamiętać – z nimi sąsiadujemy i z nimi sąsiadować będziemy, chyba że wielki dalekowschodni smok okaże się silniejszy od północnego niedźwiedzia, no ale wówczas będziemy mieli nowy katalog problemów.
Poza tym wszystkim, trzeba sobie zadać pytanie czy Europę interesuje nasza polityka wschodnia? Amerykanie w ogóle nie chcą słyszeć o tym temacie, on nie istnieje we wzajemnych relacjach. Berlin zrobi wszystko o co go grzecznie poprosimy, nawet da nam pieniądze ale nie zaakceptuje żadnego psucia pól do robienia interesów. A to samo przez się wyklucza pryncypia naszego misjonarstwa. Paryż ma zupełnie inną optykę, z uśmiechem na ustach sprzedaje Moskwie zaawansowane technologicznie okręty. Więc co możemy osiągnąć? Pompowanie rosyjskiego gazu z zachodu z Niemiec? No przecież w takim punkcie jesteśmy – nie podłączyliśmy się do gazociągu, może nie zapraszano nas serdecznie, ale prawdopodobnie mogliśmy to wynegocjować przyłączając się i obniżając koszty projektu. Tymczasem jest jak jest i jeżeli nie zaczniemy patrzeć na nasze relację a szczególnie na naszą postawę w nich w sposób pragmatyczny i z perspektywy korzyści nas i naszych sąsiadów, jakie odnoszą oni z kontaktów z nami – to tylko stracimy, w najlepszym wypadku utracone korzyści.