- Paradygmat rozwoju
W rządzeniu krajem kapitalistycznym chodzi o więcej pieniędzy dla każdego!
- By krakauer
- |
- 30 lipca 2015
- |
- 2 minuty czytania
Podobno za mało zarabiamy i podobno zarobki mają rosnąć szybciej. Pisza o tym chyba wszystkie portale i wszelkiego rodzaju tytułu mające nawet najmniejszy związek z ekonomią, ale co ciekawe – te lifestylowe również. Ktoś w kraju się zorientował, że lansowanie modelu, w którym jednym z atutów prawie 38-io milionowego państwa były tanie płace prowadzi do depopulacji. Taki mały psikus transformacji ustrojowej opartej na neoliberalnych łgarstwach, ojej nikt nam wcześniej nie powiedział! Ojej! A nikt się nie zorientował, czy może wszyscy mieli w „trosce” Związki Zawodowe, jak o tym mówiły od lat? Jakże łatwo było pisać o roszczeniowej postawie „pasibrzuchów” i „związkowych oszołomów”. Tymczasem wszystkie centrale związkowe mówiły o tym od dawna, co więcej alarmowały także w przedmiocie umów śmieciowych, jak również i niewolniczych zmian w Kodeksie Pracy, jakie wprowadził ten nieudolny rząd – rzekomo w imię pakietu antykryzysowego, czyli wspierania burżuazji kosztem klasy pracującej. Jednak słuchanie związkowców jest niemodne, oni są passe, ale jednak wyszło, że mieli rację. Zaraz, a jaki to rząd storpedował dialog trójstronny w Komisji Trójstronnej? Pana Rakowskiego? Który my mamy rok? Może pana Tuska? No, chyba to niemożliwe, żeby post-solidarnościowy rząd, którego premier szczycił się że był robotnikiem (malował kominy – praca na wysokości), lekceważył Związki Zawodowe? Zostawmy to, przecież nikt tego nie pamięta, to nie jest modne, nikt nie lubi jak się mu mówi, że kłamał, albo pisał o tematach zastępczych, lepiej odkrywać koło na nowo.
Być może jak kampania wyborcza jeszcze chwilę potrwa, ktoś dojdzie do wniosku, że w rządzeniu krajem kapitalistycznym chodzi mniej więcej o to, żeby dla każdego było więcej pieniędzy. Teoretycznie to bardzo proste, wręcz naiwnie proste, tylko to jest niezgodne z mechaniką neoliberalnego kłamstwa, która zakłada, że nie ma w tym nic złego, jeżeli gospodarka to gra o sumie zerowej, a pierwszy milion trzeba było sobie ukraść. Przecież to jest niemożliwe, żebyśmy dali się wrobić w system, zgodnie z którego logiką – pieniądze są tylko dla wybranych?
Co ciekawe, nasi politycy w pełni uświadamiają sobie problem, mają nawet pomysły jak temu zaradzić, niestety natury czysto administracyjnej. Prawdopodobnie nie jest ich stać na powiedzenie społeczeństwu prawdy, że model rozwoju społeczno-gospodarczego, jaki został przyjęty przed laty jest zły i wyczerpał swoje możliwości, zanim rozwinęliśmy skrzydła. W efekcie nie wystarcza dla wszystkich, ale większość sobie nie uświadamia źródeł problemu, natomiast nieliczna mniejszość, która sobie uświadamia przeważnie zalicza się do kręgu beneficjentów systemu.
Mamy kapitalizm, a jego istotą jest kapitał. W naszym życiu, czy to się komuś podoba, czy nie – liczy się głównie zdolność do generowania i umiejętność gromadzenia kapitału. Ten, kto generuje go więcej i bardziej umiejętnie potrafi go akumulować, ten bardziej korzysta na dobrodziejstwach systemu. Z samej istoty ustroju kapitalistycznego wynika, że wszyscy nie mogą „najbardziej” wygrywać. Pierwsze miejsce jest jedno, równie atrakcyjne są pozycje je otaczające. Szerokość podium określają szczegóły porządku gospodarczego w państwie, w którym istota jest możliwe maksymalne jego rozciągnięcie, tak żeby jak najwięcej ludzi się w ogóle załapało do grona wygranych. W bardziej doświadczonych i rozwiniętych systemach kapitalistycznych udało się wypracować mechanizmy kompensujące niedogodności systemowe, wynikające z prawa dyfuzji i akumulacji kapitału, przez jednostki/podmioty, które mają go najwięcej i mają w operowaniu nim największe doświadczenie. U nas dopiero będziemy do tego dochodzić, co prawdopodobnie potrwa jeszcze chyba z jedno pokolenie. Mamy jednak ten dodatkowy problem, że kluczowa część kapitału napędzającego nasz system nie należy do nas, a jeszcze więcej jest kontrolowane także zza granicy.
Jednak jak pokazują przykłady krajów dobrze rządzonych, okazuje się, że można rządzić w taki sposób, żeby większość miała stosunkowo dużo pieniędzy, tj. tyle, że stać ludzi na funkcjonowanie i nawet – uwaga – bardzo ważne – na akumulację kapitału! Jednak nie miejmy złudzeń, kapitalizm sam chroni się najlepiej jak tylko można, działając zgodnie z jego zasadami nie ma się szans na upowszechnienie zamożności w rozumieniu równego rozdziału kapitału. W realiach kapitalistycznych – zawsze jest nierównowaga. Oczywiście może być nierównowaga na poziomie braków papieru toaletowego, jak również może być nierównowaga na poziomie „ja mam jacht”, „ty masz samolot i jacht”, a wszyscy mamy samochody i domy na przedmieściu”.
Właśnie to przesądziło o atrakcyjności kapitalizmu, nic innego tylko obietnica upowszechnienia zamożności. O co więc nam chodzi? Na co narzekamy? Przecież problem papieru toaletowego, tak dokuczliwy w PRL-u udało się rozwiązać? Jachtów się zachciewa?