- Wojskowość
W kwestiach obronnych myślmy niekonwencjonalnie!
- By krakauer
- |
- 10 września 2013
- |
- 2 minuty czytania
W kwestiach obronnych myślmy niekonwencjonalnie. Oczywiście postulat budowy własnej broni masowego rażenia jest tutaj kluczowy, jednakże oprócz tego – zanim do tego dorośniemy pod względem zdolności państwowych, przydałoby się nieco więcej myślenia pozwalającego nam na działanie w oparciu o posiadane zasoby, możliwości i terytorium. Naprawdę na polu walki można zniwelować nawet miażdżącą przewagę ilościową i jakościową przeciwnika, jeżeli myśli się w sposób wyprzedzający i potrafi się go zaskoczyć zdobywając lokalną przewagę w krytycznych punktach.
Jest oczywistym, że w przypadku starcia pełnoskalowego – nie mamy szans na żadnym z dwóch głównych kierunków zagrożeń. Możemy myśleć o obronie spowalniającej atak, ewentualnie o bohaterskiej lub nawet heroicznej obronie – odciętych wysp oporu. Jednakże to wszystko na co nas stać przy stu tysięcznej armii, składającej się głównie z urzędników za biurkami.
W praktyce musimy dążyć do odtworzenia potencjału jaki reprezentowała armia poborowa pod nazwą – formacji obrony terytorialnej, albowiem bez dodatkowych 300-450 tys., ludzi pod bronią w ciągu pierwszej doby od wydania rozkazu mobilizacji jesteśmy bezbronni, nasze doborowe oddziały wykrwawiają się w starciu z liczniejszym i doskonale uzbrojonym nieprzyjacielem, a państwo upada. Zdolność do natychmiastowej mobilizacji od 300 do 450 tyś., ludzi w struktury wojskowe – zorganizowane przy i przeznaczone do współdziałania z armią zawodową to jest być albo nie być naszego przetrwania pierwszych 72 godzin konfliktu jako zorganizowanego tworu państwowego.
Drugą zasadniczą sprawą jest gotowość bojowa samej armii zawodowej – wszystko co nie jest w stanie wraz z zapasami na 72 godzinny intensywny bój przemieścić się w rejon zgrupowania w ciągu trzech godzin od wydania rozkazu – nie jest nam potrzebne, albowiem nie będzie istnieć po ataku rakietowym wroga. Po prostu cała armia musi być na kołach i przemieszczać się do rejonów zgrupowania – uzupełniać stany etatowe, dokooptowywać posiłki i aktywnie przemieszczać się zgodnie z wytycznymi dowództwa w sposób możliwe niewrażliwy na ataki nieprzyjaciela. To samo dotyczy lotnictwa, marynarki, specjalistyczne rodzaje wojsk – w zależności od specyfikacji, jednakże siły główne jeżeli nie ruszą natychmiast z miejsc koszarowania – są po prostu zbędne. W dzisiejszej wojnie liczy się manewr i liczy się zdolność przetrwania, ta bez manewru nie istnieje.
Trzecią kwestią są oddziały Obrony Terytorialnej i regularnego wojska działające w strefie przygranicznej – przewidziane do bezpośredniego powstrzymywania pierwszorzutowych wojsk nieprzyjaciela. Te jednostki muszą mieć priorytet jeżeli chodzi o szkolenie i wyposażenie, ponieważ od ich zdolności bojowych oraz co jest równie ważne – zdolności do mobilizacji i przetrwania zależy to ile czasu będzie miało zaplecze na przygotowanie się do działań manewrowych, w tym domyślnego kontrataku. Ponieważ nie mamy na tyle wojska, żeby je rozlokować w strefie przygranicznej na stałe, trzeba liczyć na Obronę Terytorialną z tych rejonów oraz wsparcie dla niej – przerzucone w przypadku pojawienia się prawdopodobieństwa konfliktu z głębi kraju. Chodzi dosłownie o tysiące ludzi z uzbrojeniem, sprzętem inżynieryjnym oraz prowiantem na czas wyczekiwania. Odpowiednie przygotowanie można oczywiście zapewnić odpowiednio wcześniej, a budowę ewentualnych umocnień i schronów – służących przede wszystkim do osłony przez środkami oddziaływania nieprzyjaciela jak również do zyskania przewagi taktycznej w razie skutecznego przewidzenia miejsc przejścia wojsk nieprzyjaciela – należy rozpocząć odpowiednio wcześnie i wykorzystać w tym nowoczesne metody walki, w tym liczne pułapki sterowane elektronicznie – stosunkowo tanie, ale śmiertelnie niebezpieczne. Dla wprawionych oddziałów – zamienienie pasa przygranicznego o głębokości około 35 km w strefę śmierci wszystkiego co się rusza, ma sygnaturę termalną lub magnetyczną ewentualnie emituje zaprogramowany dźwięk – to kwestia trzech – czterech dób. Możliwe strefy przejścia głównych sił nieprzyjaciela są znane i nie są żadną tajemnicą, ze względu na jego przewagę w sile rażenia licznych środków rażenia pośredniego – coś takiego jak „obrona reduty” jest dzisiaj niemożliwa, a przynajmniej prawie na pewno stanowi przykład głupoty taktycznej. Obronę trzeba szykować strefowo – powodując, że nieprzyjaciel bałby się postawić krok bez sprawdzenia terenu bez względu na to, czy to asfalt, piasek czy zaorana ziemia.
Odpowiednie przygotowanie powyższego wymaga od nas odpowiedniej logistyki, szkoleń, znajomości terenu i obecności w nim. Trzeba znać dosłownie każdy krzak, żeby wiedzieć którędy nieprzyjaciel przeprowadzi atak i jakimi środkami. Przy odpowiednim przeszkoleniu stosunkowo licznych wojsk Obrony Terytorialnej oraz wyposażeniu ich w środki techniczne, środki inżynieryjne oraz środki walki – obrona strefowa jest najbardziej opłacalnym sposobem prowadzenia wojny obronnej współcześnie. Warto zauważyć, że taka koncepcja obrony jest trudna do przełamania za pomocą środków konwencjonalnych i nie jest wrażliwa na oddziaływanie lotnictwa. Oczywiście wymaga to odpowiednio wcześniej przygotowania planów rozmieszczenia pól minowych, pułapek, posadowienia stanowisk ogniowych – automatycznych i z siłą żywą, kamer, łączności, czujników, min specjalnych (np. przeciwko helikopterom), czy też rakiet przeciwlotniczych zdolnych do porażenia nieprzyjaciela niespodziewającego się ataku z już zajętego terytorium. Możliwości są tysiące, a nawet więcej, ponieważ ludzka kreatywność nie zna granic. Jeżeli do tego opanowalibyśmy jeszcze umiejętność ewakuacji ludności ze strefy nadgranicznej, to śmiało można powiedzieć, że nieprzyjacielowi byłoby ciężko wejść do naszego kraju – bez znacznych strat, a przynajmniej na tyle spowolnić jego marsz, żeby mieć czas na działania polityczne na arenie międzynarodowej.
Obrona strefy nadgranicznej jest niezbędna, logistycznie i organizacyjnie jest do wykonania, całość można samemu w kraju wyprodukować – stosunkowo tanio.
W ten sposób można myśleć, myślenie nic nie kosztuje. Koszt uszczelnienia w sposób totalny 200 km odcinka granicy o głębokości około 35 km – to koszt rocznych wydatków na misję stabilizacyjną (?) w Afganistanie. W ciągu kilku lat mielibyśmy zabezpieczoną całą potencjalnie wystawioną na zagrożenie granicę państwową.
Skrócony odnośnik: http://wp.me/p1RMxj-3Sp