- Polityka
Gdyby Unia Europejska rzeczywiście się rozpadła…
- By krakauer
- |
- 19 kwietnia 2014
- |
- 2 minuty czytania
Gdyby Unia Europejska rzeczywiście się rozpadła, w dowolnym scenariuszu – poprzez wystąpienie z niej krajów płatników lub grupy krajów zajmujących się głównie konsumowaniem – w każdym scenariuszu mielibyśmy do czynienia z zupełnie nowymi realiami.
Zapominamy w Polsce, czy też może lepiej – w ogóle nie bierzemy pod uwagę tego, że dla niektórych krajów Unia Europejska nie jest „rajem”, do którego dążyli przez lata zrzucając kajdany okupanta, ale zwykłym sojuszem gospodarczym służącym głównie do realizacji celu, jakim jest zapewnienie dobrobytu swoim mieszkańcom poprzez funkcjonowanie gospodarki w poszerzonej – unijnej formule. Wiadomo, że duży może więcej, – więc dobrze, jeżeli ma zapewnione miejsca na tyle, żeby mu wystarczało do rozpychania się.
Przy okazji dobrze robionych interesów można do Unii dodać aksjologię, ponieważ to zawsze się opłaca – kreować się na coś więcej niż wspólnotę handlową! Wartości uszlachetniają, a co ważniejsze zapewniają pewne standardy, których spełnianie jest podstawowym warunkiem przynależności do klubu. Bogaci lubią czuć się lepszymi, tak zaprojektowany system działa doskonale – sprawdzono w praktyce, a przynajmniej działał do póki nie było totalnego złodziejstwa i cwaniactwa opartego na kreowaniu gospodarczej fikcji w poszukiwaniu nieuprawnionych zysków.
Teraz jest tak jak jest, rządy państw Unii doskonale rozumieją ryzyko, jakim jest euro sceptycyzm wynikający z rozczarowania skutkami „spowolnienia gospodarczego”. Problem polega jednak na tym, że to, co bogaty Zachód uważa za kryzys – przykładowo w Polskich warunkach jest nadal nieosiągalnym dobrobytem. Statystycznie nadal jesteśmy ubożsi od pogrążonych w kryzysie Greków, Portugalczycy bez perspektyw mogliby nas kupić, a siedzący u bogatych rodziców Włosi lub Hiszpanie mogą przyjeżdżać do Polski na pełnowartościowe wakacje, gdzie alkohol leje się strumieniami a inne używki – niekoniecznie legalne sypią się całymi kopami. W odniesieniu do realiów niemieckich – nasza średnia krajowa jest na poziomie tamtejszej pomocy społecznej (uwzględniając opłaty, jakie robią gminy za bezrobotnych i wykluczonych). W praktyce, więc to wszystko jest wyjątkowo relatywne.
Obecny kryzys jest bardziej kryzysem przywództwa, strachu polityków przed powiedzeniem ludziom prawdy, otwartości w zmianie paradygmatu itd. Obecnie rządzący Unią politycy (w większości) próbowali przez lata ukrywać przez swoimi wyborcami oczywiste prawdy i prawdziwe oblicze rzeczywistości. Bez pogłębienia integracji – nie da się skutecznie zarządzać całą strukturą. Obecnie z tego powodu – decyzje zastępcze podejmuje duet Niemcy-Francja, przy bacznym przyglądaniu się Wielkiej Brytanii, poklasku władz w Polsce i zupełnym zobojętnieniu mniejszych krajów, które mają pełną świadomość, że nie mają nic do gadania i zupełnie się nie liczą w ogólnym rozdaniu. Nie można tego negatywnie oceniać – tak po prostu jest i jest to skutek braku decyzji odpowiednio wcześniej, powiedzenia „nie” w referendach i innych działań, w których politycy woleli fascynować się „genderem” lub prawem mniejszości innego typu do afirmacji własnej kultury na gruzach kultury europejskiej – niż zająć się podstawami potęgi europejskiej gospodarki.
W tej chwili już można tylko czekać na wyniki wyborów. Póki w głównych krajach nie zmienią się obozy polityczne, nawet armia eurosceptyków w Parlamencie Europejskim nie będzie w stanie „odrzucić aksjologii”. Jeżeli jednak z jakichś przyczyn to by się stało i te hieny pożywiłyby się na schorowanym ciele Wspólnoty, wówczas bogatym i możnym nie pozostanie nic innego jak odrzucenie aksjologii i przerzucenie „wajchy” po prostu na sam handel, inwestycje, wymianę, itd. W praktyce nic by się nie zmieniło, poza tym, że wartości, które dzisiaj zamiast spajać Unię – wydają się pozornymi banałami – w ogóle nie byłyby dopuszczone, a wszystko, co by się liczyło to pieniądze. Bez litościwego wsparcia – masz to płacisz i masz. Nie masz? To ci pożyczą, ale bieda temu, kto nie będzie miał, czym spłacić w terminie. Casus Grecji, której długi przejęły Niemcy się nie powtórzy.
Reasumując – rozpad Unii jest możliwy w tym znaczeniu, że grupa euro sceptyków odrzuci najpierw cześć potem kolejną unijnej aksjologii. Natomiast zainteresowane interesami swoich firm rządy nie pozwolą na „zwinięcie się rynku”. W efekcie Unia Europejska bez względu na to, w jakim byłaby składzie, bo wystąpienie jednego lub nawet kilku festyniarskich krajów jest stosunkowo prawdopodobne – będzie opierać się na tym, na czym ją oparto na samym początku – na handlu, wymianie wartości, dóbr. Natomiast, jeżeli ktoś popadnie w kłopoty, będzie mógł liczyć, co najwyżej na traktowanie jak partner handlowy w kłopotach.
Z powyższych względów warto się dobrze zastanowić i jak nie będzie innego wyjścia to trzeba – przełknąć ślinę – zanim pójdzie się głupio zagłosować na kandydatów do Parlamentu Europejskiego.