• 16 marca 2023
    • Społeczeństwo

    Tylko bycie biednym jest hańbą!

    • By Krystyna Badurka
    • |
    • 07 marca 2013
    • |
    • 2 minuty czytania

    Przed kilkoma tygodniami usłyszałam w mediach, że znana dziennikarka i jej mąż miliarder wygrali proces i otrzymają wysokie odszkodowanie od jakiegoś kolorowego pisemka za opublikowanie na ich temat nieprawdziwych informacji. Uzasadnienie postanowienia sądu zawierało takie sformułowanie:

    „(…) za naruszenie prestiżu osób powszechnie znanych, poważanych i majętnych.”

    W 1982 roku uległam bardzo poważnemu wypadkowi komunikacyjnemu. Miałam złamania kręgosłupa, nogi, ręki, żeber, łuku brwiowego i bardzo poważne wstrząśnienie mózgu. Długo i mozolnie dochodziłam do pewnej sprawności. Na nowo uczyłam się mówić, pisać i chodzić. Po sześciu latach procesu z wiodąca na rynku firmą ubezpieczeniową, po dziesięciu latach od wypadku, otrzymałam w 1992 roku odszkodowanie w wysokości jednej dziesiątej straconego za ten okres wynagrodzenia. Z powodu szalejącej inflacji nastąpiła niebywała deprecjacja złotówki. Ciężar tej deprecjacji przerzucono na moje barki. Sąd, powołując się na zasady współżycia społecznego, dał wyraz nadzwyczajnej troski o interesy wiodącej na rynku firmy ubezpieczeniowej. Monopolista na rynku ubezpieczeń został oszczędzony również przez ministra sprawiedliwości i rzecznika praw obywatelskich, do których odwoływałam się z powodu bardzo krzywdzącego mnie wyroku sądu.

    Obserwowałam po latach obrady komisji nadzwyczajnej sejmu dotyczące afery związanej z tą firmą i dowiedziałam się, jak setki milionów złotych przekazywali ówcześni prezesi na własne konta za granice. Czy to były czyny haniebne? Nie, według kodeksu moralności, obowiązującego od przełomu, tylko bycie biednym jest hańbą.

    Nie tylko ja zostałam wepchnięta w koleinę dla ubogich. W tym samym czasie Najjaśniejsza prawie w ziemię wbiła ze względów ideologicznych rodziny po PGR-ach. Nie podano drabinek nawet dzieciom, aby z dołów mogły wydostać się na powierzchnię.

    Wracam myślami do Polski Ludowej. Mieszkałam na podlaskiej wsi, cztery kilometry przed Bugiem. Laski, piaski i karaski. Tak określano biedne, nadbużańskie tereny,. Małe, karłowate gospodarstwa, powszechna bieda. Moja rodzina miała 5 hektarów ziemi ornej II i III klasy i 5 ha lasów i łąk. Byliśmy więc średniozamożni.

    Zapamiętałam to dokładnie, bo co kilka miesięcy wpadał do szkoły jakiś przedstawiciel władz powiatowych czy gminnych i pytał kolejno dzieci, w jakich żyją warunkach. Najbiedniejszym przysługiwały skromne posiłki. To były pierwsze lata po wojnie. Pamiętam, jak na pytanie, co dzieci jadają na śniadanie, prawie wszystkie odpowiadały: kartofle z barszczem przez cały dzień (barszcz to były ugotowane białe buraki cukrowe).

    W 1953 roku znalazłam się w Warszawie. Zaczęłam chodzić do siódmej klasy. Po lekcjach, do wieczora byłam w świetlicy. Podawano wszystkim codziennie gorący posiłek. W szkole był gabinet lekarski i dentystyczny. W średniej szkole najuboższe dzieci dostawały bezpłatnie zupy i zapomogi pieniężne. Były bezpłatne kolonie letnie i obozy zimowe. Były różne kółka zainteresowań. Był do dyspozycji dzieci z Warszawy Pałac Młodzieży. Dla uzdolnionych muzycznie – chór, ogniska muzyczne. Miałam mocne świadectwo dojrzałości, po egzaminach bez trudu dostałam się na Matematykę na Uniwersytecie Warszawskim. Większość studentów już po pierwszym semestrze otrzymywała stypendium. W 1958 roku to było 450 zł miesięcznie.

    Czasy były bardzo ciężkie a jednak im dziecko było biedniejsze, tym większa była pomoc państwa. Moje warszawskie koleżanki mieszkały jak ja na Pradze w, przeważnie zakwalifikowanych do rozbiórki, domach. Kolejno przeprowadzały się do nowych, wygodnych na tamte czasy mieszkań. Zwykle na Pradze Kamienice były w latach pięćdziesiątych z cegły. Mieszkania były kwaterunkowe, całkowicie za darmo. Pamiętam radość moich koleżanek ze swoich po raz pierwszy w życiu własnych pokoików. Dwie moje przyjaciółki przeniosły się w tym czasie z przedwojennych suteren do słonecznych, kilkupokojowych mieszkań. Można sobie wyobrazić ich odczucia. Zostałam kiedyś zaproszona przez nauczycielkę matematyki do jej nowo przyznanego mieszkania. Płakała ze szczęścia.

    Moja mama, po zamordowaniu nam ojca w 1945 roku i szykanowaniu rodziny z powodu jego przynależności do AK, zostawiła gospodarstwo i kupiła dziurawy baraczek na Pradze. Warunki były straszne. Od razu zaczęła starać się o przydział mieszkania kwaterunkowego. Kierownik wydziału mieszkaniowego powiedział: „ma pani piątkę dzieci. Pani należy się mieszkanie, ale mamy długą kolejkę. Coś pani po cichutku podpowiem: proszę znaleźć sobie pustostan i się tam wprowadzić. Proszę się nie obawiać. Nie zastosujemy wobec pani rodziny siły.” POLSKA LUDOWA DZIECI NA BRUK NIE WYRZUCAŁA. (Nie skorzystaliśmy z tej sugestii i po trzech latach oczekiwania, otrzymaliśmy znacznie lepsze mieszkanie).

    Polska „Solidarna” nie ma z tym problemu. Dzieci są w obecnej Polsce w rodzinach bezdomnych i w rodzinach bezrobotnych BEZDOMNOŚĆ i BEZROBOCIE – zjawiska nieznane w opluwanym dzisiaj przez elity solidarnościowe PRL-u. Jest coraz więcej dzieci głodnych. Poniżanych i pogardzanych. TO HAŃBA RZECZYPOSPOLITEJ.

    Niektórzy ludzie polityki i mediów zauważyli pewną prawidłowość i zaczęli się do niej stosować. Spostrzegli mianowicie, że można być nawet miernotą, ale jeśli siarczyście opluwa się dzisiaj PRL i uniżenie kłania hierarchom, kariera zawodowa jest w zasięgu ręki. Przykładowo czołowa dziennikarka mainstreamowych mediów telewizyjnych powiedziała w swoim programie, że jej PRL kojarzy się z wyrywaniem paznokci i octem na półkach. Ja przeżyłam cały PRL. Mam paznokcie i nie byłam karmiona octem. O poprzednim systemie mogę powiedzieć tak, jak ja go odbierałam. Był zbrodniczy w stosunku do stawiających opór przeciwników politycznych, był niewydolny, utopijny, niedorzeczny w sferze gospodarczej, ale był niezmiernie szczodry i humanitarny wobec milionów dzieci, które wydobywał z nędzy, pogardy i poniżenia jako spuścizny poprzednich epok i wojny. A inwestycja w egzystencję i rozwój dziecka jest najlepszą inwestycją. Gdybym miała zastosować taki sam skrót myślowy do scharakteryzowania obecnego systemu, jak dziennikarka mainstreamowej telewizji w stosunku do poprzedniego, powiedziałabym tak: mnie obecna „solidarna” Polska kojarzy się /podobnie jak zdaje się jak panu posłowi Palikotowi/ z wypasionymi brzuchami biskupów i z dziećmi, które – już dodam od siebie – płonęły jak pochodnie – dwanaścioro dzieci w Kamieniu Pomorskim.

    Dzisiaj biedna wielodzietna rodzina nie otrzyma mieszkania od państwa, bo państwo takich mieszkań nie buduje. W poprzednim systemie wielodzietna rodzina to był atut, dzisiaj to temat wstydliwy, o którym nie wypada nawet mówić. Upycha się biedne rodziny z dużą ilością dzieci w różnych kontenerach i slumsach, z marginesem społecznym. Pożary, patologie i inne nieszczęścia obfitujące w dramaty ludzkie są nieuniknione. Nieruchomości z 99% bonifikatą przekazywane są kawalerom w purpurach i sutannach. To nie jedyna patologia systemu zubożająca obywateli.

    Podano w mediach, że majątek czołowego polskojęzycznego biznesmena szacowany jest na 7 miliardów złotych. To oznaczałoby, że od początku III RP uzyskuje około milion złotych dziennie. Przy tak dużych obszarach biedy, jaka jest w Polsce, zastanawia ustanowienie podatków w taki sposób, że to jest możliwe. Co to jest za prawo? A jeśli to nie jest zgodne z prawem, to co to jest za państwo? Ten majątek będzie, zgodnie z obecnym prawem, przekazany kiedyś potomstwu w istocie bez podatku. Ja, za założenie wody miejskiej do swego domu, zapłaciłam rachunek 5 tys., zł a państwu od tej usługi musiałam przekazać ponad tysiąc złotych podatku VAT).

    Cała potęga państwa, prawa i mediów stoi w III Rzeczypospolitej na straży prestiżu i interesów ludzi dobrze ustawionych i majętnych. Czy styropianowi herosi, którzy przeszli drogę przez mękę, aby unicestwić tamtą Polskę, są z tej Polski dumni?

    Krystyna Badurka- Rytel