- Polityka
Trzeba popierać rząd w kryzysie?
- By krakauer
- |
- 01 września 2012
- |
- 2 minuty czytania
W momentach trudnych niestety potrzebna jest mobilizacja całego społeczeństwa, w tym należy wspierać rząd, jakimikolwiek by on nie był, nawet, jeżeli jak było można zmarnował historyczną szansę i zaniechał reform. Liczy się stabilizacja i zaufanie do państwa, którego powłokę trzeba polukrować, nawet, jeżeli kosztowałoby to pieniądze niezbędne w innych dziedzinach.
Każdy, kto chciałby obiektywnie ocenić dokonania tego rządu będzie miał przed sobą nieobiektywne zadanie, albowiem reprezentuje on elitę – 15% społeczeństwa, która tuczy się od 22 lat transformacji na wymierającym chorym człowieku Europy, jakim jest współczesne polskie społeczeństwo. Elita ta, nic nie zrobiła z całej gamy środków, żeby umożliwić społeczeństwu odbudowanie się i rozwój lub przynajmniej przetrwanie. Wszelkie niesprawiedliwości systemu heroldowie elity tłumaczą, jako konieczność dalszej transformacji, a pytanie – ile ona może trwać zbywają trywializmami, że np. kapitalizm budowano lat 200. Celuje w tym w szczególności pan Jan Krzysztof Bielecki, postać wielce zasłużona dla odbudowy polskiego kapitalizmu, czołowy przedstawiciel elity. Problem polega na tym, że nasz kraj nie miał przez ostatnie 300 lat nigdy więcej niż obecnie spokoju. Periody 200 letnie, umożliwiające budowę społeczeństwa burżuazyjnego nie były nam podarowane przez los i wyjątkowo trudnych sąsiadów. Niestety nikt z elity, nawet przywołany pan Bielecki nie patrzy perspektywą dłuższą niż „tu i teraz”. Nie wspominając nawet o umiejętności spojrzenia na rzeczywistość z perspektywy zwykłych ludzi, utrzymujących się, na co dzień z pracy własnych rąk. Pomimo wszystko musimy popierać rząd, bo tylko on gwarantuje porządek.
Oczywiście rząd nieudolny należy zmienić, jednakże w naszych realiach każdy z dotychczasowych rządów był porażką, ewentualnie porażką rachityczną niezdolną do działania. Dlatego też skazywanie się na dramat wyborów, koszty, emocje i generalną stratę czasu. O wiele lepiej i rozsądniej byłoby opracować wspólne warunki brzegowe, na które większość koalicyjna może się zgodzić i trzeba ratować, co się da. A że to niestety będzie to bolało to trudno, ci, którzy zawinili, – czyli obecnie rządzący, zapłacą polityczną cenę za aplikowani e społeczeństwu koniecznych oszczędności.
Szkoda jest tracić czas na partyjne przepychanki i ceregiele związane z kampanią wyborczą, albowiem naprawdę nie jesteśmy w stanie wyłonić lepszego przedstawicielstwa niż obecne. Czasami opłaca się zacisnąć zęby i przetrzymać coś niewygodnego niż ponosić koszty zmiany.
Niestety na porozumienie na głównej linii sporu nie ma szans, albowiem opary mgły smoleńskiej uniemożliwiają jakiekolwiek logiczne współistnienie na jakiejkolwiek platformie. To właśnie blokuje reformy od początku pierwszej kadencji, ponieważ rządzący doskonale wiedzą, że każde wyrzeczenie zostanie im wypomniane przez rządną krwi opozycję. Jest to najskuteczniejszy sposób na zniechęcenie do działania i podejmowania decyzji, jednakże nie może być do tego uzasadnieniem, bo albo się rządzi i dąży się do poprawy – zmieniania istniejącej rzeczywistości. W taki właśnie sposób nasza scena polityczna się sama ogranicza. Nie jest zdolna do reformowania kraju, albowiem nie jest zdolna do porozumienia się powyżej poziomu nerwowego klinczu.
Mając do wyboru trwać w klinczu stymulowanym strachem, albo próbować uciec do przodu. Należy popierać ten rząd, na tyle na ile zajmie się on na poważnie reformowaniem kraju, a nie trwaniem przy władzy. Czas rozliczenia przyjdzie po zakończeniu okresu kryzysu, a przynajmniej w momencie, gdy pojawią się pozytywne efekty nowo zaaplikowanych reform. Wcześniej można spowodować jedynie chaos, no chyba, że pojawiłby się charyzmatyczny mąż opatrznościowy w randze Józefa Piłsudskiego, wówczas możliwe byłoby przeprowadzenie reform na serio. Ale czy jest ktoś taki na horyzoncie?