• 16 marca 2023
    • Ekonomia

    Trzeba będzie zacząć ciąć

    • By krakauer
    • |
    • 05 marca 2013
    • |
    • 2 minuty czytania

    W prasie pojawiają się krótkie sygnalne informacje o poszukiwaniu różnych nowych sposobów opodatkowania społeczeństwa i gospodarki przez rząd. Nie warto przywiązywać do nich szczególnej uwagi, albowiem wiadomo, że nowy podatek to sprawa tak poważna, że trzeba musi tutaj wypowiedzieć się parlament i wówczas już nie jest tak łatwo, albowiem, co, jak co – ale kwestie finansowe nawet nasi wyborcy pamiętają wybieranym.

    Dziura w budżecie i jego korekta jest oczywistością – to naturalna konsekwencja spowolnienia gospodarczego w przypadku budżetu uzależnionego praktycznie w 70% od dochodów z podatków pośrednich i akcyzowych. Nie będzie się dało dłużej podtrzymywać fikcji w tym zakresie, chociażby, dlatego bo kryzys wpływów dosięgnie całą sferę finansów publicznych, czyli oprócz budżetu państwa także fundusze uzależnione od składek będących w istocie para-podatkami. Cały system będzie miał dziurę, której pokrycie zadłużeniem – przy spadających dochodach siłą rzeczy spowoduje przekroczenie progów ostrożnościowych przewidzianych w Konstytucji.

    Co wtedy? Czy premier i minister finansów właśnie na to liczą? Ponieważ będą mieli wówczas nie tylko uprawnienie, ale wręcz obowiązek ciąć wydatki jak małpa z przysłowiową brzytwą?

    Z czegoś trzeba będzie zrezygnować, – jeżeli nadal priorytetem rządu będzie ochrona dochodów osób najbogatszych i zagranicznego biznesu. Nie da się już bardziej naciągnąć powłoki podatkowej na rzeczywistość, albowiem ludzie mogą przestać to wytrzymywać, gdyż najzwyczajniej na świecie przeciętnym Polakom brakuje pieniędzy, co oznacza pauperyzację nieutrwalonej klasy prawie-średniej w Polsce, ze względu na taką jak przyjęta polityka rządu.

    Jednakże, na czym ciąć, jeżeli ponad połowa wszystkich wydatków publicznych to wydatki sztywne? Ciąć na przywilejach socjalnych grup uprzywilejowanych rząd się boi, albowiem zostały same grupy silne – tych, których mógł pozbawić czegokolwiek już pozbawił, reszty się po prostu boi tknąć, zwłaszcza, że wchodzimy w rewolwer wyborczy.

    Niestety inflacja – wielki sprzymierzeniec rządu w znikaniu deficytu budżetowego kurczy się do poziomów niepodejrzewanych przez naszą super-ekspercką Radę Polityki Pieniężnej. To zaboli, ponieważ procent składany zawsze dawał rządowi oddech potrzebny do wypłacenia np. słynnej już rewaloryzacji procentowej dla emerytur i rent. Premier próbował tutaj wprowadzić urawniłowkę, ale okazało się, że się nie da, albowiem mamy w kraju jeszcze sądy i trybunały. W konsekwencji spadku dochodów – trzeba będzie jednak w końcu zacząć podejmować decyzje trudne, przy czym w naszej krajowej polityce są one dramatyczne, albowiem dla zwalnianych nie tworzą się w gospodarce nowe miejsca pracy – u nas następuje spychanie na margines społeczny, do szarej strefy lub na emigrację!

    Co zatem może począć rząd? Dylemat, – w jaki sposób zachować wypłacalność państwa przy nie zwiększaniu dochodów i malejących przychodach – prawdopodobnie zatruwa życie najważniejszych decydentów już od dłuższego czasu. Problem eskaluje się na pewno już w trzecim kwartale, no a w czwartym będziemy mieli do czynienia z darciem szat i poszukiwaniem rozwiązań niekonwencjonalnych. Powtórzmy – zadłużenie będzie oznaczać przekroczenie progów, chyba, że ponownie zgwałci się samorządy – uniemożliwiając im zaciąganie kredytów.

    Być może w całej sytuacji chodzi o to, żeby postraszyć ludzi kryzysem, żeby się wewnętrznie spięli i byli pokorni? Dopiero wówczas po jakimś czasie nastąpi odbicie? Przecież ze względu na płynny kurs złotówki i zobowiązania międzynarodowe rząd nie będzie mógł pozwolić sobie na luzowanie finansowe, – czyli drukowanie pieniędzy. Chociaż wszyscy pamiętamy jak szybko złotówka straciła na wartości na początku kryzysu w 2008 roku – i to prawie połowę! Dzięki czemu zamortyzowano „szok” gospodarczy, wywołując jedynie pauperyzację społeczeństwa zarabiającego w złotówkach. Może tym razem rząd zrobi coś podobnego w cichym porozumieniu z rynkami?

    Problem polega także na tym, że na ewentualne decyzje jest coraz mniej czasu i trzeba będzie zacząć je podejmować. W przeciwnym wypadku będą kłopoty, za które zapłacimy wszyscy.