• 17 marca 2023
    • Paradygmat rozwoju

    Transformacja w próżnię

    • By krakauer
    • |
    • 20 czerwca 2015
    • |
    • 2 minuty czytania

    To zastanawiające, jak to było możliwe, że w Polsce 1989 roku, gdzie nie brakowało ludzi z wiedza ekonomiczną, coś takiego jak plan pewnego pana, zakładający urynkowienie całości i wszystkiego, bez względu na jakąkolwiek logikę i potrzeby był możliwy. Zdaje się tylko nieżyjący już premier Mieczysław Rakowski i jego wybitny, również nieżyjący minister Mieczysław Wilczek mieli tyle odwagi, żeby przeciwstawić się pomysłom pewnego pana i popierających go amerykańskich lobbystów. Niestety u progu lat 90-tych w Polsce, jeżeli było się z Ameryki, miało się rację. Do dzisiaj za to płacimy i jeszcze długo będziemy płacić, ponieważ pozwoliliśmy się skolonizować gospodarczo i mentalnie na co najmniej kilka pokoleń.

    W ten sposób oto znakomity i zgodny z oczekiwaniami naszych zagranicznych mocodawców sposób wyzbyliśmy się za bezcen praktycznie całej gospodarki, w tym także instrumentów dla niej strategicznych, decydujących o możliwości agregowania wartości w gospodarczej i kierunkowania tej agregacji na inwestycje lub inne przeznaczenie – tj. banków i firm posiadających znaczny potencjał technologiczny, gdzie pomimo rzeczywistego zacofania można było wdrożyć technologię, gdyż była kadra, była kultura przemysłowa – to wszystko wyrwano z korzeniami i w orgii neoliberalnych kłamstw o tym, że kapitał nie ma narodowości wyrzucono na gnojowisko! Przy okazji odbierając setkom tysięcy ludzi godność, sens życia i nadzieję na cokolwiek innego niż wegetację na słynnych już „kuroniówkach”, które zawdzięczają swoją nazwę jednemu z niewielu sprawiedliwych ludzi okresu transformacji, również nieżyjącemu już ministrowi naszych serc Jackowi Kuroniowi.

    Czarodziejska i niewidzialna ręka rynku nie sprawiła, że wszystkim nam zaczęło się polepszać, co gorsza nawet nie zaczęło się polepszać większości z nas. Przede wszystkim większości zaczęło się bardzo szybko pogarszać! Ponieważ transformacja neoliberalna nie miała litości, tam dominowała (i dominuje) idea, zgodnie z którą rynek to sobie sam stworzy miejsca pracy i sam się wyreguluje, podczas, gdy nigdzie na świecie tak nie było, nawet w USA. Jednak ci parszywi kłamcy, szkodnicy i niszczyciele Narodu i państwowości polskiej śmieli się bezczelnie z Polaków, wtykając im do głów swoje zakłamane i przeklęte neoliberalne formuły.

    Bardzo szybko w kraju poddanym prywatyzacji, w tym słynnej wersji polskiej kuponowej prywatyzacji ze świadectwami udziałowymi powstały straszliwe zróżnicowania majątkowe i dochodowe, mające swoje źródła w przeważającej mierze właśnie na uwłaszczeniu się na majątku państwowym lub spółdzielczym, ewentualnie w formule dojść i przekrętów w celowo tworzonych lukach w prawie dla wtajemniczonych – jak słynne afery alkoholowe, czy też w ogóle sama instytucja powstania poza bankowego legalnego handlu walutą w Polsce. Ten kto wiedział o ustawie – przygotował sieć kantorów i kolejnego dnia po ich otwarciu był dominującym podmiotem na rynku. Takich przypadków było wiele nawet bardzo wiele, o wiele więcej niż podawały media. Lata 90-te to była rzeźnia naszej gospodarki, okres upokorzenia naszych obywateli, bieda, nędza i jedno wielkie nieporozumienie, gdzie co do kierunku nie ma dyskusji, ale sposób w jaki to zrobiono – jeszcze cynicznie nazywając proces wynędzniania Polaków jako „terapię szokową”. Chociaż w sumie, tyle było w tym prawdy, może gdyby dodać jeszcze słowo „ludobójczej”, to rzeczywiście oddałoby to prawdę o tamtym okresie. To, że się społeczeństwo nie zbuntowało, nie wyszło na ulice i nie spowodowało jednej wielkiej rewolucji – to pozostanie na lata niezrozumiałym fenomenem, jednak kto pamięta ówczesne czasy, ten rozumie jak bardzo wówczas ludzie chcieli zmian.

    Tymczasem dało się inaczej, tak jak np. w Czechach, nie mówiąc już o tym, że w pobliżu – tam gdzie był kapitalizm, wcale nie było takiej rzeźni jak u nas. Wiele osób pamięta jak wówczas wyglądały Niemcy, ówczesne RFN. Ludzie przeżywali szok po pobycie w Niemczech, bo w Polsce dosłownie był „dziki zachód’, a w połowie lat 90-tych w Niemczech kapitalistycznych, żyjących w dobrobycie ery Kohla, było więcej socjalizmu i jak najbardziej widzialnej ręki państwa niż w Polsce. W każdej niemal dziedzinie życia i gospodarki, nie było dowolności tylko zbiór jednolitych zasad, często ustalanych przez izby gospodarcze, czy też samorządy terytorialne, ale społeczeństwo i gospodarka żyły w warunkach jak najbardziej uporządkowanych, a nawet przeregulowanych. Do tego dochodził powszechny na Zachodzie dość wysoki stopień opodatkowania, ale za to z dużą kwotą wolną od podatku, zasiłkami dla rodzin wielodzietnych, wsparciem socjalnym, ulgami, opieką nad starszymi, kalekami itd. Składki na ubezpieczenia emerytalne i chorobowe nie były małe, ale w zamian za to była zapewniona dobra opieka, pomoc medyczna i najważniejsze w przypadku utraty pracy, normą był zasiłek umożliwiający życie. Tak, nie da się w to uwierzyć, ale na Zachodzie, tym prawdziwym tak jest. Jeżeli się tam traci pracę, otrzymuje się zasiłek przez rok, do mniej więcej trzech lat – w zależności od państwa lub regionu, który pozwala na spokojne poszukiwanie innej pracy, przy założeniu że nie ma się oszczędności. Człowiekowi nie grozi komornik, eksmisja, nędza, sprzedawanie nerek lub nocowanie na dworcach. Dodatkowo, jeżeli to nie pomoże, to jak się skończy, a ktoś jest np. alkoholikiem, to może liczyć na pomoc dobrego samorządu, który opłaci czynsz, zapłaci za prąd i da bony do pobliskiego dyskontu na jedzenie. Jest to zupełnie odmienna filozofia niż u nas, gdzie nawet jak przez kilkanaście czy kilkadziesiąt lat rzetelnie pracowałeś i płaciłeś wysokie składki, podatki i inne składki, to jak stracisz nagle pracę, bo to w naszej wersji dzikiego zbydlęcenia kapitalistów jest możliwe, nie należy się nikomu nic. Przecież naszych okresowych zasiłków dla bezrobotnych nie można traktować na poważnie, a że tracisz mieszkanie, kredyt, komornik, zostajesz z długiem bez mieszkania i przegrałeś życie, dzieci do domu dziecka, żona „na rurę” do Belgii (jak ładna i młoda), albo „na szparagi” do Niemiec, to nikogo nie interesuje. Oto Polska właśnie, oto nasz kraj.

    Tutaj nad Wisłą nie ma raju na ziemi, co gorsza nie ma nawet tak, jak mogłoby być, gdyby Polak, nie starał się być drugiemu Polakowi – Polakiem. Stworzony system zakłada, że każdy kto nie ma własności umożliwiającej niezależność, ma żyć w ciągłym zagrożeniu o brak zdrowia, utratę mieszkania czy pracy, a w konsekwencji rozkład życia jakie zna, jakie ceni i jakie uważa za wartość.

    Nie można się dziwić ludziom generalnie z młodszego pokolenia, którzy poznali zachodni świat i rządzące nim reguły, w przeciwieństwie do osób starszych, którym nie dano szansy na wyjazdy zagraniczne, że wybierają bezpieczeństwo socjalne, wyższe zarobki, lepszą infrastrukturę, wyższą kulturę prawną i inną jakość życia niż w Polsce. Dlatego młodzi emigrują na masową skalę, a w przeciwieństwie do wcześniejszych, krótkich wyjazdów w celu dorobienia się „na samochód w wakacje” lub „na remont kuchni”, osiedlają się za granicą na masową skalę. To proces cywilizacyjny, uwarunkowany ekonomicznie, kulturowo i socjalnie. Ludzie nie mają ochoty poświęcać życia tutaj na zmaganie się z rzeczywistością, tylko po to żeby po 20 latach pracy mieć nadal kredyt, plazmę, 13 letni samochód z Niemiec, zadłużoną kartę, debet na ROR i kilka zębów mniej, bo nie mieli na leczenie kanałowe, jak jeszcze była szansa. O dzieciach nie ma nawet co rozprawiać, ponieważ to osobny dramat, to do czego doprowadził neoliberalizm to po prostu dramat depopulacji, to się nawet na taką skalę i z takimi skutkami nie udało Hitlerowi!

    Co ciekawe, w Polsce pomimo doświadczeń i świadomości porażki, nadal nie wyciągnięto wniosków generalnych i szczególnych, chociaż te drugie, to jeszcze czasami opracowują jakimś sposobem samorządy. To jest bowiem niemożliwe, że nie tylko nie udało się upowszechnić ubezpieczeń społecznych na te grupy, które były wyłączone z normalnego oskładkowania, to jeszcze doszło do regresu w postaci tzw. umów śmieciowych, które powinny w sposób ostateczny udowodnić społeczeństwu, że to jest stan naturalny dla przyjętego neoliberalnego modelu gospodarczego. Polak w nim jest tylko zasobem, siłą roboczą, która ma świadczyć pracę i cieszyć się z tego, że w ogóle ma prawo do życia i nikt do niego nie strzela jak podniesie za wysoko głowę. Bo przecież też tak było w naszej historii. Rząd pana Tuska był tak bezczelny, że nawet zmienił prawo pracy w taki sposób, że uczynił z ludzi niewolników – pracodawca ma prawo rozliczyć nadgodziny, nie musi za nie płacić. Czysty feudalizm, pan Tusk i jego minister pracy cofnęli nas do epoki czworaków folwarcznych, kiedy to czapkowało się Jaśnie Panu Ekonomowi, ewentualnie podsuwało mu córkę lub żonę, jak jeszcze młoda.

    Brutalne realia folwarczne panowały na ziemiach polskich do 1945-tego roku, to PRL-owi zawdzięczamy to, że mogliśmy przeżyć epokę ciepłej wody w kranach bloków z wielkiej płyty. Być może to jest śmieszne, ale tak naprawdę jest tragiczne i deprecjonujące, ale to było wszystko ze zdobyczy cywilizacyjnych co było nam dane w epoce tej wielkiej neoliberalnej transformacji.

    Czego my bowiem oczekujemy od ludzi, którzy są czy zatrudniania za grosze nie pozwalające nawet na dokonanie opłat? Przy założeniu, że mają „po dziadkach”, co opłacać! Ponieważ nie ma w Polsce żadnego zabezpieczenia socjalnego, mimo opłacania znacznych składek z tego tytułu, a umowa społeczna jak się okazało obowiązuje np. w kwestii emerytalnej tylko w jedną stronę, to nie można wymagać od obywateli „lojalności”. Z tych powodów z Polski się wyjeżdża, a więc chyba nikt bez przymusu tu raczej nie powróci, ani nie przyjedzie i nie osiedli się.

    Dla wielu młodych ludzi Polska jest „bantustanem”, to „kacykowo” albo „folwark” z chłopami pańszczyźnianymi, kastą ekonomów z batem (i dużym seksualnym ego) oraz panem który obłaskawia ekonomów nowymi przywilejami kosztem pańszczyźnianych parobków, ponieważ we wszystkim ma własny udział. To niestety model który na tym terytorium funkcjonował przez setki lat i dla młodych obecnie mamy nowe wydanie tego samego. Wcześniej przecież też uciekano, do Ameryki, do Niemiec, wszędzie gdzie była praca, perspektywy i mniej bata.

    Tymczasem w wyniku procesów globalizacji produkcję, która zbudowała zamożność Zachodu przeniesiono „gdzieś”, gdzie nie ma prawa pracy, emerytur, a środowisko jest zatruwane bez żadnych unijnych norm, komisarzy i telewizji. Liczy się produkcja, dzięki której potem korporacja może otrzymać produkt akumulujący w sobie te wszystkie uproszczenia i obniżenia kosztów. Kapitaliści sprzedają tak wygenerowane produkty z marżą 1000% lub więcej, najczęściej w „galerii”, z olbrzymim czynszem, albo w innej korporacji posiadającej własne sklepy zatrudniając sprzedawców za pensję minimalną. Potem kapitalista opodatkuje się na Cyprze lub jakiejś brytyjskiej wyspie koło Normandii i wszystkim to pasuje, politycy mają wodę w ustach, nie ma problemu że jakieś tam miejsca pracy, czy coś podobnego, o środowisku w dalekiej Azji nie mówiąc, bo kogo to obchodzi?

    Zapisaliśmy się do klubu hipokrytów, którzy przez wieki żyli z ograbiania innych, handlu niewolnikami, czy też wymuszaniu zapłaty w opium zamiast w srebrze pod przymusem armat. Dzisiaj jest to samo, tylko innymi metodami, pomaga zaawansowana księgowość, Spółki europejskie i innego rodzaju holdingowe wynalazki, dzięki którym nie płaci się podatków tam, gdzie się zarabia. Państwo jest w tym bezradne, bo nie może nawet się zbliżyć do miejsc, gdzie parszywa hydra kapitalizmu wbiła swoje kły i pije krew ze społeczeństwa, zwłaszcza jest to widoczne w tak słabym kraju jak Polska. Rosja się przeciwstawiła i natychmiast została zaatakowana. Chiny się przeciwstawiły, lekko mówiąc o wartości swoich wierzytelności i co? Grozi im wojna z połową Azji! To wszystko zmierza w złym kierunku, a u nas nie ma ludzi, którzy byliby zdolni tak manewrować naszym statkiem, żeby nie tylko nie rozbił się na skałach, ale przede wszystkim żeby nie służył za brander. Co to jest brander, to proszę sobie sprawdzić jak ktoś nie wie, każdemu przyda się minimalna znajomość terminów marynistycznych.