- Ekonomia
Transatlantyckie Partnerstwo w Dziedzinie Handlu i Inwestycji – czyli odbiorą nam pracę?
- By krakauer
- |
- 04 kwietnia 2016
- |
- 2 minuty czytania
TTIP (Transatlantyckie Partnerstwo w Dziedzinie Handlu i Inwestycji) to olbrzymie przedsięwzięcie normalizacyjne i integracyjne pomiędzy dwoma stronami Atlantyku. W istocie nie jest to nic innego jak rozwinięcie koncepcji, jaka leżała u zarania Europejskiej Wspólnoty Gospodarczej, czyli połączenia korzyści z wymiany handlowej i współpracy gospodarczej, przy poszanowaniu autonomii partnerów.
Dlatego wyjątkowo śmieszą prymitywne i abstrakcyjnie redukcyjne argumenty ludzi, którzy straszą innych TTIP. Zwłaszcza twierdzeniami, że europejska gospodarka miałaby zostać zdewastowana przez tańszą konkurencję z drugiej strony Atlantyku, tak jak domek z kart.
Uwaga – to jest argument prawdziwy, albowiem z pewnością mogą być takie dziedziny gospodarki, które będą o wiele bardziej konkurencyjne w USA lub Meksyku niż w Hiszpanii czy Polsce. Jednakże to będzie działać w dwie strony tj., dokładnie tak samo może być w drugą stronę – Europejczycy mogą być bardziej konkurencyjni od Amerykanów. Przy czym możemy mieć pewność, że po okresie gwałtownej dyfuzji osiągnięty zostanie stan względnej równowagi, ponieważ generalne potencjały partnerów są bardzo zbliżone.
Przecież podobnie, tylko pod względem warunków do dyfuzji o wiele bardziej nierówno było w przypadku przyjęcia nowych krajów do Unii Europejskiej. We Francji przepadł Traktat w referendum, ponieważ bano się polskiego hydraulika i polskiej pielęgniarki, podczas gdy w ostatecznym rozrachunku krajem poturbowanym w dyfuzji wywołanej otwarciem i integracją jest Polska. Brak mechanizmów kompensacyjnych powoduje, że nie tylko nie ma równości, ale wsparcie ma formę pomocy unijnej, przedstawianej zachodnim społeczeństwom, jako wielka łaska dla ograbionego z własności i wydrenowanego gospodarczo Wschodu!
Jednak sytuacja doszła do równowagi, co prawda ze stratą dwóch lub trzech milionów obywateli na rzecz Polski, jednak jakiś poziom równowagi udało się osiągnąć. W przypadku TTIP nie będzie aż takich mechanizmów dyfuzyjnych, ludzie nie będą mogli się przemieszczać, to rzeczywiście stwarza w skrajnym scenariuszu drenaż miejsc pracy, jeżeli nie będzie odpowiedniego poziomu konkurencyjności i efektywności.
Kwestie samej konkurencyjności są i tak przecież poddane ciągłej presji ze strony globalizacji. Dzisiaj konkurujemy z Turkami, Chińczykami, Wietnamczykami, ze względu na złą politykę handlową Unia Europejska jest na tych relacjach stratna. Najlepiej świadczy o tym skala bezrobocia w krajach na południu Europy. Jednak to nie zmienia faktu, że konkurencja globalna w dobie korporacji jest kwestią obiektywną. To znaczy, nie bardzo można zamknąć granicę i zacząć udawać, że ten inny świat nas nie dotyczy. Optymalnym jest model częściowego przymykania, tak żeby konkurencja z podmiotami unikającymi kosztów socjalnych, społecznych i środowiskowych była w ogóle możliwa, tylko jeszcze niech ktoś powie, co zrobić z korporacjami, które są po prostu chytre i jak mają szyć buty sportowe po 80 Euro w Europie albo po 20 Euro plus koszty przesyłki w Wietnamie, to wybiorą Wietnam. Owszem, wielu Europejczyków straci pracę, ale również wielu będzie stać na tańsze buty. Tego dylematu jeszcze nikomu nie udało się do końca rozwiązań. Sposobem jest na pewno poszukiwanie nisz technologicznych, w których można przeważyć nad kosztami, przy pomocy całego systemu składowych kosztów. Nie byłoby tych problemów, gdyby już istniały elektrownie dokonujące fuzji jądrowej – syntezy, a przy okazji produkowały nieskończoną z naszej dzisiejszej perspektywy ilość energii elektrycznej. Niestety jednak technologia nie poszła do przodu, Zachód nie ma przewagi w zakresie dostępu do taniej i nieograniczonej oraz czystej energii – jest jak jest.
Złożoność problemów w przypadku relacji euroatlantyckich nie kończy się przecież na sprawach gospodarczych, może się okazać, że TTIP będzie jedynym skutecznym sposobem, żeby zatrzymać odpływającą od Europy Amerykę Prezydenta Donalda Trumpa?
Owszem – Meksykanie mogą odebrać nam pracę, ale to zadziała w obie strony, po prostu poszerzy się spektrum możliwości. Jeżeli zasady są fair, to na międzynarodowym handlu mogą skorzystać wszyscy. Proszę pamiętać także o tym, że poważni politycy europejscy mówili o potrzebie zrównoważenia TTIP – wielką ideą wspólnej przestrzeni dobrobytu i bezpieczeństwa od Lizbony do Władywostoku, którą sformułował pan Władimir Putin – Prezydent Federacji Rosyjskiej.
Właśnie w ten sposób należy traktować TTIP, jako pierwszy krok w możliwej, globalnej integracji oraz nowym ładzie bezpieczeństwa, który nie będzie oparty na odgrzewanych dogmatach Zimnej Wojny. Dlatego – trzeba się bać meksykańskiego pracownika, ale zarazem cieszyć się z potencjalnej możliwości zakupu Forda Mustanga, z amerykańskim wyposażeniem i w mniej więcej amerykańskiej cenie.