- Polityka
Święto którego nie ma
- By Adam Jaśkow
- |
- 01 maja 2017
- |
- 2 minuty czytania
Pierwszy maja został osierocony już dawno temu. Związek zawodowy, który obalił system obalił też święto pracy. Powtarza się, że to święto komunistyczne. To poniekąd prawda. Nie byłoby ruchu związkowego bez komunizmu ani, tym bardziej bez marksizmu.
Bez przypomnienia idei równości, walki z wyzyskiem i pokazania czarno na białym gdzie jest kapitał, kto go wypracowuje a kto go przywłaszcza. Bez marksizmu nie byłoby ani demokracji ani złotych lat europejskiego dobrobytu.
Niestety, Marks okazał się być optymistą, jak wszyscy idealiści. Nawet hurra optymistą.
Kapitalizm po upadku realnego socjalizmu a w zasadzie nawet jeszcze przed, przeszedł w fazę swobodnego rozwoju bez zasad, bez kontroli, bez zobowiązań. Politycy neoliberalni głosząc hasła wolności oddali się w niewolę kapitału zachowując status nadzorców w obozie pracy.
Wszystkie zdobycze ludzi pracy wywalczone zostały dzięki temu, że zorganizowany ruch robotniczy wiedział jak walczyć oraz dzięki temu, że państwo chciało występować w roli arbitra i strażnika praw. W neoliberalnym świecie państwo przestaje być arbitrem. Rządzić ma niewidzialna ręka rynku od której nie ma odwołania, która nie przyjmuje apelacji.
To iluzja, za którą skrywa się przemoc, nierówność i wyzysk.
Ludzie tracą wiarę w to, że są w stanie kierować swoim losem, że przysługuje jakaś sprawcza podmiotowość. W takiej desperacji łatwo dają się uwodzić prostackim hasłom, wskazującym winnych wszelkiego zła.
Wielkie nierówności karmią wielkie upiory o których jedni nie pamiętają inni nie chcą pamiętać, a nieliczni biegną im naprzeciw.
Nie może istnieć demokracja, nawet nieidealna, jeśli istnieją wielkie nierówności. Jeśli rozpiętość przychodów sięga nie tysiąc krotności ale nawet stu tysiąc krotności, to powinno zakrawać na absurd. A jeśli nie jest za absurd uznawane to znaczy że żyjemy w absurdalnej rzeczywistości.
Tak absurdalna rzeczywistość prowadziła albo do rewolucji albo do faszyzmu. Rewolucja wydaje się odległa i niemożliwa. Faszyzm przestał być nierealnym, zapomnianym złem. Jest całkiem realną przyszłością, traktowany przez niektórych nawet nie jako mniejsze zło nawet jakieś hipotetyczne dobro. Walcząc z upadłą dawno „komuną” politycy wywodzący się anty systemowej polskiej opozycji uwolnili z czeluści faszystowskie demony. Nobilitowali wszystkich przeciwników PRL-u bez względu na to z którego kręgu piekieł się wywodzili i w którym ostatecznie Dante ich zamknie.
Tryumf neolibearlizmu, tej fantazji ze zgubnym skutkami, to po części wina polityków reprezentujących lewicę przez ostatnie kilkanaście, czy w Europie nawet kilkadziesiąt lat. Gdybyż byli choć odrobinę marksistami wiedzieliby do czego to może doprowadzić.
Tyle, że historii nie można już zmienić, można tylko opowiedzieć o niej mniej lub bardziej rzetelnie. Można wpłynąć na przyszłość. Ale tylko wtedy, gdy zamiast pielęgnować osobiste czy grupowe egoizmy zacznie się współpracować by uczynić przyszłość lepszą, czy choćby bardziej znośną. Lewicowość powinna polegać na biciu się we własne piersi za własne winy czy głupotę. Przyszłość zmienia zorganizowana działalność ludzi. Nie tylko w jednym kraju, nie tylko w niedoskonałej Unii Europejskiej ale wszystkich ludzi. Współpraca proletariuszy wszystkich krajów. Wszystkich słabych, nieidealnych, omylnych lecz gotowych do współpracy ludzi.
Wszystkich, którzy chcą kiedyś świętować 1 Maja, wtedy, gdy będzie co świętować.