- Ekonomia
Stary problem: czy mniej ludzi oznacza niższe ceny?
- By krakauer
- |
- 05 kwietnia 2015
- |
- 2 minuty czytania
Stary problem: czy mniej ludzi oznacza niższe ceny? Często powraca pod różnymi postaciami w wielu dyskusjach publicznych dotyczących problemu podziału dóbr, czyli rozwiązania problemu rzadkości. Przykładowo wielu afirmujących obecny ustrój twierdzi, że już w najbliższym czasie wraz ze starzeniem się społeczeństwa w naszym kraju zmieni się rynek pracy, na rynek pracownika. Tzn. pracownicy będą dyktowali warunki pracodawcom na rynku, ponieważ podaż pracy będzie bardzo niska.
Niestety jest to uproszczone rozumowanie redukcyjne, zupełnie niebiorące pod uwagę charakteru międzyludzkich stosunków społeczno-ekonomicznych. Być może ograniczenie populacji będzie oznaczać niższe ceny, ale tylko w przypadku dóbr naturalnych o ograniczonej podaży przez rzadkość występowania. Natomiast dobra masowe, dobra powszechne o charakterze tymczasowym tj. użyteczne od powstania do końca konsumpcji, będą drożeć. Z dwóch powodów – będzie mniejsze zapotrzebowanie na nie, czyli mniejsza skala produkcji, czyli wyższe koszty jednostkowe oraz po drugie z czasem jak będzie mniejszy popyt, zmniejszy się volumen podaży, będzie mniejsza konkurencja producentów, nie będzie aż takiej jak obecnie konkurencji marketingowej. Niektóre dobra dzisiaj powszechnie uznawane za masowe, będą przekształcone w dobra rzadkie, których dostarczaniem zajmą się monopole publiczne. To zmieni charakter naszej gospodarki, ale nie będzie innego sposobu na funkcjonowanie naszej cywilizacji.
Jednakże być może rzeczywiście spadną koszty już istniejących nieruchomości ze starego zasobu, albowiem nie będzie tylu chętnych na ich zasiedlenie, jednakże to także spowoduje, że mniej się będzie budować, a to spowoduje zawsze utrzymywanie poziomu równowagi mniej więcej na poziomie nasycenia. Być może będą to ceny niższe od obecnej wartości nieruchomości w gospodarce takiej, jaką mamy obecnie, jednakże w gospodarce ówczesnej może być zupełnie inaczej, mieszkania będą o wiele bardziej łatwo dostępne. Głód mieszkań, jaki mamy w Polsce praktycznie od zawsze, a nasilony po wojnie rozwiąże depopulacja, o ile nie będzie masowej imigracji.
W praktyce dla potomnych oznacza to mniej więcej tyle, że nie ma żadnej pewności, że mieszkania kupione dzisiaj będą bezpieczną lokatą kapitału przechowującą wartość, nie mówiąc już o dochodzie. Inaczej może być z innymi typami nieruchomości, jednakże tak naprawdę nie wiadomo jeszcze nic, wszystko będzie zależeć od dwóch czynników od naszego generalnego kierunku rozwoju cywilizacyjnego i jego prędkości oraz od stopnia automatyzacji i robotyzacji naszej gospodarki. Wedle niektórych prognoz wizjonerów technologii, który przy posiadanym autorytecie naukowym pozwalają sobie na przepowiadanie przyszłości, człowiek może być praktycznie całkowicie wyeliminowany z konieczności prac prostych i średnio złożonych, nawet do rzadkości będą należały prace transportowe. Przyszłość należy do szeroko pojętej nauki oraz designu i oczywiście usług. Prawdopodobnie za 50 lat będziemy żyli w świecie, w którym „ludzka” a nie „humanoidalna” kelnerka to będzie luksus, świetnie płatny zawód, cieszący się powszechnym szacunkiem.
Nasz kraj nie jest wiodącym państwem technologicznym, filozoficznym, ani nawet pod względem religijnym. Wszystko, co mamy to napływowe, wszystko, co potrafimy to naśladować, pomimo 1000 lat historii, ze 129 letnią przerwą (123 lata niewolnictwa oraz 6 lat ostatniej ludobójczej okupacji przez Niemców), nie wypracowaliśmy oryginalnej kultury, nawet to, co udało się stworzyć, jako lokalną odmianę kultury zachodniej (sarmatyzm) przepadło, okazując się nieefektywnym obciążeniem, wręcz wyrazem słabości i zbytku. Trudno oczekiwać, żebyśmy nagle stali się krajem wiodącym technologicznie, chociaż wielu u nas w kraju wierzy w cuda, może coś wymodlą? Nie należy tego wykluczać.
Depopulacji nie należy się bać, oczywiście najlepiej żeby się nie wydarzyła, mamy warunki, żeby wykarmić i pomieścić do 300 mln ludzi na tym terytorium, jednakże nikt się nie odważy na taką strategię zaludnienia, to się nie mieści w głowach obecnych decydentów, podobnie jak budowa broni masowego rażenia i środków jej przenoszenia, jako ostatecznego argumentu odpowiedzi strategicznej, w przypadku ataku i zniszczenia państwa przez obcego najeźdźcę.
Stary problem: czy mniej ludzi oznacza niższe ceny? Powróci nie raz w różnych postaciach do dyskusji publicznej. Każdy, kto zna odrobinę historii, doskonale wie, że odpowiedzi na to pytanie są w historii Rzymu i europejskiego Średniowiecza. W książkach są praktycznie wszystkie odpowiedzi.