- Historia
Stalinizm na wesoło
- By Krystyna Badurka
- |
- 24 lutego 2013
- |
- 2 minuty czytania
Mieszkałam na podlaskiej wsi, kilka kilometrów przed Bugiem Za rzeką ziemie były ubogie, piaszczyste. Mówiło się o tych terenach: laski, piaski i karaski. Gospodarstwa karłowate, biedne. Na terenach przed bużańskich ziemia była dobra, gospodarstwa też były małe. Moja rodzina miała pięć hektarów ziemi rolnej II i III klasy i pięć hektarów łąk i lasów. Byliśmy uważani za średniorolnych.
Tylko kilku rolników miało około dwudziestu hektarów. W czasach stalinizmu to byli kułacy. Moi kuzyni mieli właśnie 20 hektarów ziemi. Stale słyszeli, że są kułakami. Kiedyś wracali z pola ze swoją kilkuletnią córeczką. Krakały wrony. Ona odebrała to, jako „kułakułakuła”. Rozżalona rzuciła w ich stronę kamieniem i powiedziała: „nawet wrony krzyczą kułak na nas.”
W latach pięćdziesiątych były obowiązkowe dostawy dla państwa. Pamiętam, jak rolnicy próbowali się wymigać od tych dostaw i jakie były z tym związane perypetie.
To chyba był rok 1951. Ogłoszono, że przyjeżdża komisja partyjno-rolna z powiatu, aby ustalać wysokość dostaw obowiązkowych zboża od poszczególnych gospodarstw. Liczyła się nie tylko powierzchnia gospodarstwa, ale i ilość dobytku.
Moja mama wpadła na pomysł, aby ukryć dwie krowy i tylko jedną zaprezentować komisji. W domu była babcia, mama, najstarszy brat i dwie moje starsze siostry, więc ja nie byłam już wciągana w prace gospodarskie. Uczyłam się, czytałam sobie książeczki, bawiłam się z kotkami i pieskiem. Ale w tym dniu, nie pamiętam dlaczego, na mnie wypadło, że właśnie ja mam z dwiema krowami iść na łąkę. Szłam i płakałam, bo bałam się, że nie trafię, ale nie było takiego problemu, bo krowy mnie same zaprowadziły.
Powinnam je była spętać, ale zapomniałam. Położyłam się na trawie, zaczęłam czytać książeczki i po pewnym czasie zasnęłam. Krowy najadły się i poszły na inne pola. Rozpoznał je sąsiad i postanowił przyprowadzić do domu. Wkroczył z nimi na podwórko właśnie w momencie inspekcji. Nie tylko wydało się, że mamy trzy krowy, ale mama została posądzona, że zatrudnia też parobka tzn., że jest „podwójnym krwiopijcą”. Obowiązkowe dostawy zostały nam znacznie zwiększone.
Dla dostaw obowiązkowych były ustalone terminy. Niektórzy rolnicy ociągali się z dostawami. Władze uznały, że trzeba wobec miasta okazać postawę obywatelską i nie tylko dotrzymywać terminów, ale zademonstrować, że rolnicy wypełniają ten obowiązek bez przymusu – ochoczo.
I wymyślono, że najlepiej będzie uformować ze spóźnialskich orszak. W wyznaczonym dniu przez wieś do gminy przejechały furmanki ze zbożem a na czele był wóz konny z harmonistą. Grajek wygrywał różne skoczne melodie a przy drodze zebrali się mieszkańcy i turlali się ze śmiechu. W następnym roku każdy starał się wywiązać z dostaw w terminie, żeby nie być pośmiewiskiem.
Jeszcze tylko dodam, że kłamią dzisiaj ci ludowcy, którzy mówią, że wieś była zmuszona dostarczać miastu w ramach obowiązkowych dostaw wyznaczone produkty za darmo. Rolnicy otrzymywali zapłatę, tylko, że były to ceny stałe, ustalone przez państwo. One były niższe od takich cen, jakie można było uzyskać na targu tzn., cen spekulacyjnych (tak je oficjalnie określano).
Dzisiaj niektórzy rolnicy pewnie cieszyliby się, że mają taki pewny rynek zbytu. Nawet kilka lat temu „Samoobrona” głosiła, że te ceny były wyższe, niż uzyskiwane za jej czasów na wolnym rynku.
Co rok listonosz dostarczał każdej rodzinie kalendarz rolniczy. To była taka wielka „cegła”, pachnąca jeszcze farbą drukarską. W okresie największego stalinizmu tzn., 1950-1955 na okładce była zawsze taka bardzo uśmiechnięta traktorzystka radziecka. Moja babcia brała ten kalendarz, dreptała natychmiast do kuchni po nóż, siadała i wyskrobywała jej ten uśmiech. Mówiła przy tym: „ona nie ma tam tak, z czego się śmiać”.
Na akademii z okazji rocznicy Rewolucji Październikowej w powiecie Sokołów Podlaski siedziało na podium bardzo ważne grono wojewódzkich i powiatowych dostojników partyjnych. Jeden z nowo przyjętych członków partii ze wsi chciał podkreślić swój entuzjazm dla „ojca narodu”, wskoczył na mównicę i wrzasnął: „Stalin to był wielki EUGENIUSZ”.