• 16 marca 2023
    • Paradygmat rozwoju

    South Stream – czy polskie gazowe lęki zarażą Europę?

    • By krakauer
    • |
    • 20 sierpnia 2013
    • |
    • 2 minuty czytania

    Nie da się zrozumieć naszych polityków, a jeszcze bardziej nie da się zrozumieć naszych analityków, którzy we wszystkim co pochodzi z Federacji Rosyjskiej lub Białorusi wietrzą spisek, zło, złą wolę, próbę uzależnienia, wyrządzenia szkody, w ogóle „stare rosyjskie dążenie” do zawładnięcia Europą! Przecież to jak powszechnie wiadomo, zarówno Żółkiewski, Karol XII, Napoleon i Hitler – to byli rosyjscy przywódcy, którzy konsekwentnie, realizując swoją fobię atakowali przeciętnie co 100 lat zachód! Dzisiaj „zły” Putin próbuje wziąć Europę w kleszcze gazowe, puszczając jedną rurę – olbrzymim nakładem pieniędzy po dnie Bałtyku a kombinując z drugą przez Morze Czarne. Wszystko oczywiście po to, żeby tą Europę jak najbardziej od siebie uzależnić, żeby dyktować jej ceny i po prostu wtłaczać w nią tyle gazu ile tylko będzie w stanie. Po prostu można załamać ręce jak się czyta, niektóre polskie analizy uchodzące za strategiczne w kontekście energii i zabezpieczenia źródeł jej przesyłania, jest to tym bardziej żałosne, że na Nord Streamie – wykolegowaliśmy się sami z ministrem, który nie wiadomo w czyim interesie sprawuje swój urząd, ale porównał tą super inwestycję dla bezpieczeństwa energetycznego Europy do paktu Ribbentrop-Mołotow!

    Gazprom pod koniec 2012 roku ogłosił rozpoczęcie budowy gazociągu South Stream po dnie Morza Czarnego, a następnie przez Bałkany ma kończyć swój bieg w wysoko uprzemysłowionym regionie północnych Włoch. Przepustowość teoretyczna ma sięgać 63 mld metrów sześciennych gazu rocznie. To o wiele więcej niż potrzebują obecnie kraje, leżące na trasie tego gazociągu (Bułgaria, Serbia, Węgry, Słowenia), a ma to stanowić około 10% zapotrzebowania na gaz w Unii Europejskiej po 2020 roku. Przez co, tymczasowo można przypuszczać, że tymże strumieniem może być transportowany gaz, który obecnie przechodzi przez terytorium Ukrainy. Co to politycznie oznacza, można sobie bardzo łatwo wyobrazić. Paralela z sytuacją Polski jest podobna, zwłaszcza że konflikty gazowe pomiędzy Ukrainą a Rosją miały już miejsce (styczeń 2009).

    Jest oczywistym, że będzie to projekt konkurencyjny dla ukraińskiej sieci gazociągów (Braterstwo) jak również przechodzącego przez Polskę i Białoruś „Jamału”. Co więcej skuteczna realizacja tego projektu o takiej przepustowości – uczyni budowę jakiegokolwiek innego gazociągu w regionie Bałkanów – nieopłacalnym. Wszelkie marzenia o „kaspijskim gazie” staną się jak najbardziej realne, ale właśnie z Gazpromem w tle, ponieważ tylko on będzie miał infrastrukturę, której moce przesyłowe będzie w stanie niezwykle skutecznie zapełnić. Wówczas biorąc pod uwagę rachunek ekonomiczny – zabraknie woli politycznej, do tego żeby łożyć na konkurencyjne projekty, które wcale nie muszą się w obliczu rosyjskiej konkurencji zwrócić ekonomicznie.

    Kwestię, czy Unia Europejska i Bałkany, bo miejmy nadzieję, że Serbia dołączy do rodziny państw członkowskich jak najrychlej (czego naszym przyjaciołom życzymy) – potrzebuje aż tyle gazu i czy będzie potrzebować go jeszcze więcej – trzeba pozostawić fachowcom. Generalnie mówi się w przypadku Rosji o możliwościach eksportowych na poziomie 240-280 mld metrów sześciennych, w tym już wliczono źródła z Kazachstanu. To bardzo dużo gazu, będącego dla europejskiej gospodarki prawdziwą szansą! Przemysł chemiczny mógłby zakwitnąć, jeżeli tylko cena surowca byłaby dobra, to znaczy adekwatna do spadku ceny na rynku spot w przypadku masowego importu taniego gazu z USA i konkurującego z nim gazu z rejonu Zatoki Perskiej. Uwaga, trzeba mieć przy tym świadomość że cena gazu z gazowca, który właśnie płynie do portu przeznaczenia musi być niższa niż cena gazu, którego dostawy mamy zagwarantowane na 20-30 lat z góry. Więc trzeba do poziomu cen podchodzić w sposób bardzo racjonalny, stosując oczywiście mix cenowy, jednakże trudno jest wyobrazić sobie poważne inwestycje np. we wspomniany przemysł chemiczny, jeżeli nie ma się zapewnionych dostaw gazu na całą perspektywę zwrotu danej inwestycji. Gazoport i import ad hoc, jak również kontraktowanie gazu zamorskiego – to naprawdę świetne pomysły, jednakże dla przemysłu liczy się przede wszystkim pewność dostaw. Jeżeli cena nie odbiega od globalnego poziomu cen, można wówczas konkurować ceną produktów końcowych dzięki stosowaniu nowoczesnych i wydajnych technologii, których nie posiadają konkurenci z innych regionów świata. Jeżeli jednak myślimy na poważnie o przemyśle chemicznym – nie może być tak, żeby był skazany na 3 lub 4 razy droższy gaz z Rosji, ponieważ w razie umowy o wolnym handlu z USA – tamtejsze firmy chemiczne znokautują Europę w trzy lata po oddaniu nowych instalacji, a z tym akurat u nich nie ma żadnego problemu (to nie jest eko-przyjazna Unia, gdzie wszystko wymaga zezwoleń!).

    Muszą sobie z tego zdawać sprawę także Rosjanie, w tym znaczeniu że ich cena gazu musi być konkurencyjna, gdyż inaczej rozłożą nie tylko nasz popyt na gaz, ale po prostu zdławią przemysł, który będzie potrzebował 2-3 lat czasu na dywersyfikację dostaw, a potem już NIGDY nie wróci do oferty ze wschodu.

    Kwestia szantażu gazowego wobec Ukrainy to bardzo delikatny problem, jednakże z naszego punktu widzenia bardzo odległy, gdyż nas w praktyce w ogóle to nie powinno ani obchodzić, ani przerażać, ani smucić. To problem relacji ukraińsko-rosyjskich, które te dwa potężne i niezależne kraje sobie same między sobą układają. Nam wystarczy nadzieja, że Białorusini nie zwariują i nie zniszczą swoich – tanio sprzedanych Rosjanom gazociągów, bo wtedy byłoby o wiele drożej. Przecież dla każdego, kto zna mapę Morza Czarnego jest oczywistym, że Ukraina nie ma dużego pola manewru, ponieważ przepustowość Bosforu jest ograniczona – Turcy chyba umarli by z przerażenia widząc gazowiec za gazowcem w centrum Istambułu. Dlatego ta sprawa jest strategicznie przegrana dla Ukraińców. Można się dziwić ich uporowi, jednakże – podkreślmy ponownie, to jest ich problem. Nami też nikt się nie przejmował, jak Niemcy przeciągnęli Nord Stream, dlaczego więc mamy martwić się o Ukraińców? Najwyżej będą kupować rosyjski gaz z Niemiec przez Polskę.

    Oczywiście uświadomienie sobie tego faktu w Warszawie jest po prostu niemożliwe, a wielka szkoda, bo zamiast deliberować nad dyktatem gazowym wobec Ukrainy można poprosić Rosjan o puszczenie na początek niewielkiej rurki z Kaliningradu do Gdańska lub Olsztyna – na pewno się nie zmarnuje to co idzie Nord Streamem, więcej gazu się nam przyda, ale nie na tyle dużo żeby zdezorganizować nasz rynek – naprawdę od dywersyfikacji głowa nie boli.

    Reasumując – można się tylko cieszyć, że Federacja Rosyjska z takim uporem zamierza sprzedawać swoje surowce w Europie. Jeżeli tylko dogadamy się co do cen, które nie będą dla nas mordercze, a dla Rosjan – opłacalne, to na pewno wszyscy na tym zyskają. Trzeba przy tym pamiętać, że o ile można wyeliminować czy ograniczyć zapotrzebowanie na gaz jako surowiec opałowo-energetyczny, to dla przemysłu chemicznego będzie ona zawsze potrzebny, chyba że ktoś wymyśli skąd brać nawozy azotowe dla rolnictwa (i nie tylko).