• 16 marca 2023
    • Wojskowość

    Smutne, że NATO poniosło porażkę w Afganistanie…

    • By krakauer
    • |
    • 21 maja 2012
    • |
    • 2 minuty czytania

    … z dokładnie tych samych powodów, co Brytyjczycy i Rosjanie w poprzednich okresach historycznych. Afganistan to bardzo trudny teren do prowadzenia jakiejkolwiek wojny, okupacja umożliwiająca kontrolę nad całym terytorium kraju jest w zasadzie niemożliwa. Ukształtowanie terenu powoduje, że broniący się ma przewagę, zwłaszcza w górzystych częściach kraju. Na kłopoty logistyczne i w ogóle sam problem przemieszczania się po tym kraju – nakładają się jeszcze zróżnicowania plemienne i tamtejsze obyczaje. Żaden wróg nie miał w Afganistanie łatwo, odpowiednio wcześnie zrozumiał to już Aleksander Wielki. Niestety zupełnie zapomnieli o tym nasi stratedzy. Aczkolwiek B52 bombardujące jaskinie pod Tora Bora wyglądały bardzo efektownie, a amerykańscy Marines prezentują się niesłychanie bojowo prezentując najnowsze rodzaje oporządzenia i uzbrojenia – jednakże pomimo wydania góry dolarów, sytuacja w Afganistanie jest równie trudna jak przed laty. Niczego nie zmieniliśmy, zwłaszcza kultury i mentalności tamtejszych ludzi, dla których wojska NATO są jedynie kolejną armią, która z niezrozumiałych powodów rozjeżdża ich kraj.

    Wojna w Afganistanie pomimo wielkich wysiłków USA i sojuszników jest przegrana, być może to niewłaściwe słowo – albowiem ono nie wskazuje charakteru tej porażki. Należałoby raczej użyć sformułowania, że wojna w Afganistanie okazała się bezskuteczna. Nie osiągnięto założonych celów politycznych, rząd pro zachodni nie przetrwa a Kabulu dłużej niż może rok, ale to i tak tylko i wyłącznie, jeżeli będzie miał wsparcie w postaci zachodnich pieniędzy, broń i najemników. Nie rozumiemy złożoności i skomplikowania Afganistanu, dlatego na nic nam się nie służą nasze miary do ich rzeczywistości. Umieranie za prawo Afgańczyków do wrzucania karty do urny to prawdopodobnie największa bezmyślna głupota, na jaką zachód sobie pozwolił od czasu ostatniej wzajemnej rzezi w Europie. Przeciętnego Belga, Polaka, Niemca zupełnie nie interesują prawa kobiet w Afganistanie i to czy tamtejsza ludność wybiera swojego prezydenta demokratycznie! A przeciętny Amerykanin mało, kiedy wie, gdzie w ogóle leży Afganistan! To dziwna wojna, której sensu i celu nie rozumie nikt, albowiem bajki o krzewieniu demokracji i zwalczaniu terroryzmu – to szyte grubymi nićmi kłamstwa ery Busha! Nikt się na to nie nabiera chyba nawet w ultra naiwnej Polsce. Realnie nie mamy żadnego interesu, żeby okupować Afganistan, a nawet utrzymywać tam przyjazny rząd. W momencie, gdy ten kraj będzie ponownie stanowił zagrożenie – jako centrum terrorystów – można walczyć z nimi ultra skutecznymi metodami służb specjalnych, po cichu i dyskretnie – z całą bezwzględnością zabijać przeciwnika. W tym póki, co jeszcze jesteśmy dobrzy i umiemy to robić. Z pewnością jest to skuteczniejsze niż patrolowanie afgańskich bezdroży bez najmniejszego celu, powodu i żadnego pożytku.

    O ile napaść na Irak była zgodna z zachodnią logiką wojny zyskownej – czyli motywacją do prowadzenia wojny były zyski z irackiej ropy, to w przypadku Afganistanu niezwykle trudno jest znaleźć jakiekolwiek uzasadnienie dla utrzymywania jednostek na jego terytorium. Owszem, jest to kraj posiadający strategiczne położenie, liczne bogate – ale niezbadane surowce, ale to wszystko to zbyt mało, żeby zrekompensować poniesione wydatki i głupie straty – wynikające z uczestniczenia w asymetrycznym konflikcie. To jest w istocie bezpośredni problem, dlaczego nie jesteśmy w stanie wygrać tamtej wojny. Nasi żołnierze tam nie walczą, ale siedzą w bazach chronieni pod elektronicznym parasolem obronnym – uzbrojeni po żeby i względnie bezpieczni. Patrole nie mają na celu walki. Pacyfikacja znana nam chociażby z niemieckiej okupacji tam nie występuje – prowadzimy wojnę humanitarną, co jest prawdopodobnie największym idiotyzmem, jaki w ogóle można sobie wyobrazić w przypadku działań zbrojnych. Przecież samą istotą użycia sił zbrojnych i filozofią wojny jest brutalne zabijanie, przestraszenie przeciwnika i narzucenie własnej woli – albo pozostawienie za sobą stosu trupów. Na tym polega wojna, jeżeli ktoś tego nie rozumie, lub o tym zapomniał to niech nie każe ludziom walczyć, zwłaszcza walczyć bez zabijania. Większego idiotyzmu chyba naprawdę nie mógł wymyśleć nikt inny niż zmanierowani decydenci zachodni. Jaki to nonsens.

    Prowadzimy, zatem naszą humanitarną okupację Afganistanu ponad 10 lat w trakcie, których nasi wrogowie, którzy często nie są naszymi wrogami – tylko mężczyznami strzelającymi do każdego obcego, który próbuje mówić im jak mają żyć – po prostu przeczekują. Czas to największy sojusznik w każdym konflikcie asymetrycznym. Każdy rok utrzymywania wojska, logistyki, prowadzenia działań kosztuje. Gdyby pieniądze, które wydaliśmy, jako zachód na tą wojnę rozdzielić pomiędzy Afgańczyków, ten kraj stałby się oazą średnio zamożnych drobnych rolników! Ale oczywiście takie myślenie i działanie jest niemożliwe, zwłaszcza w czasach wojującego islamskiego terroryzmu.

    Tej wojny nie da się wygrać, po naszym wyjściu z tego kraju – przez jakiś czas będzie tam jeszcze cisza, a następnie rozpęta się piekło, które pogrąży ten kraj ponownie w ogniu wojny. Nie, dlatego bo nawarstwiły się tam jakieś niepokoje społeczne, konflikty klasowe, klanowe lub religijne.  Po prostu Afgańczycy mają taki zwyczaj prowadzenia sporów, że strzelają do siebie. Zawiązują koalicję, zdradzają się, mszczą, goszczą, wojna jest czymś normalnym dla Afganistanu, w zasadzie w przypadku tego kraju nie można patrzeć naszymi kategoriami wojny – pokoju, albowiem tak walka to mniej więcej tyle, co u nas wojna. Zniszczenia, śmierć to normalność. i niech tak będzie, albowiem powiedzmy brutalnie – co to nas obchodzi?

    Nic zupełnie nic! Zostawmy ten kraj samemu sobie, dzięki technologii mamy możliwość zdalnego oddziaływania. Niech się martwią sami o siebie i toczą wojny sami ze sobą. Nasza obecność tam nie ma żadnego sensu chyba, że przyznamy – że celem tej wojny jest trwałe opanowanie tego terytorium – ale musimy mieć świadomość, że bez eksterminacji tamtejszej społeczności będzie to nie możliwe. Czyli będzie to niemożliwe. Jeżeli wojnę tam przegrali Rosjanie, których w czasach Związku Radzieckiego trudno było posądzać o humanitaryzm – to, na jakiej podstawie sądzimy, że miałoby to się udać nam? Którzy niszczymy życiorysy kilku żołnierzom za to, że “wadliwy” pocisk moździerzowy wybuchł nie tam gdzie potrzeba?