• 16 marca 2023
    • Polityka

    SLD nie ma i nie znajdzie argumentów, żeby powiedzieć “chodźcie z nami”

    • By krakauer
    • |
    • 13 maja 2012
    • |
    • 2 minuty czytania

    Renowacja Sojuszu Lewicy Demokratycznej dokonana przez Leszka Millera, to mistrzowska operacja logistyczno-organizacyjna. Starzy towarzysze wracają na swoje stare stołki, odtwarzając stare – pancerne i zabetonowane pozycje. Organizacja partyjna przechodzi weryfikacje i przegląd od najniższych struktur po samą górę, zmiany, zmiany, zmiany – stare oznacza nowe, nowe stare jest lepsze od starego nowego. Wszystko na lewicy się zmienia, łezka się oku kręci, zwłaszcza jak sprawnie i szybko starzy i sprawdzeni działacze przejmują lokalne i regionalne struktury. Sojusz wraca do dawnej sprawności, danej trwałości, dawnego zjednoczenia. Partia to lider, lider to Leszek Miller, on zakończył już kiedyś – w tej chwili nie ma zamiaru. Można postawić tezę, że odrestaurowanie partii przez stary garnitur to prawdopodobnie najlepszy dowód na absolutną i totalną porażkę tych ludzi, którą należy rozpatrywać w kategoriach historycznych. Jeżeli bowiem, silna i syta lewica nie była w stanie pomimo całego doświadczenia i zaplecza, jakie posiadała przez 22 lata wolnej i demokratycznej Polski wykształcić pokolenia godnych następców! I ostatnim sprawnym pokoleniem „młodzieży” są osoby epoki Aleksandra Kwaśniewskiego z tymże „młodzikiem” na czele – to znaczy, że ta cała formacja i tworzące je osoby mieli tylko jeden cel – zabezpieczenie sobie emerytur, a po nich choćby potop…

    Fakty są brutalne, zarzynanie organizacji młodzieżowych, nepotyzm, karierowicze różnej maści, mniejsi i więksi aferzyści, skandale i skandaliki, baronowie i królowe, w końcu haniebne przydomki „kawiorowej” lub „jaguarowej” lewicy – do tego pełne odejście od ideałów lewicy, wręcz zupełne odideologizowanie się, pustka, banalność, forma a nie treść! I dużo więcej nieprawidłowości. To wszystko mało, żeby opisać nieprawidłowości organizacji lewicowej, która nabrzmiała i przegniła burżuazyjnym złem wynikającym z nasycenia i korzyści.

    Jak w ogóle ktoś, kto posiada majątek powyżej debetu śmie twierdzić, że jest człowiekiem lewicy? Farbowane lisy! Zdrajcy! Burżuje! Rentierzy! Kapitaliści! Wyzyskiwacze! Przeżuwacze! I Zwykłe ludzkie pijawki! Czerwona elita bezczelnie zawłaszczyła sobie prawo do wypowiadania się w imieniu biednych i rzeczywiście skrzywdzonych, będąc w zupełnym oderwaniu od realiów smutnej, codziennej i często głodnej rzeczywistości. Ktoś, kto nie zna życia, nie pracuje na własne i najbliższych utrzymanie – własnym wysiłkiem, nie jest godny nosić miano człowieka lewicy. Dotyczy to zarówno krewnych bogatych restauratorów, przeintelektualizowanych metroseksualistów z ultra bogatych domów elity warszawskiej roszczących sobie prawo do krytyki wszystkiego i wszystkich jak i również wszelkiej maści złote spódniczki, próbujące przykleić się na listę wyborczą niczym kleszcz do psiego ogona.

    Zawsze podstawą adresowania przekazu politycznego, nawet w tak popsutym przez media kraju jak nasz jest wyjściowa wiarygodność nadawcy przekazu. Kawior wypadający z ust w czasie pouczania maluczkich nie jest w stanie przekonać nawet kilkuletniego dziecka! Nikt się nie nabierze na fikcyjne sztuczki, kłamstwa i żonglowanie emocjami. Innymi słowy, SLD próbuje odbudować formułę, – formę, która była skutecznym narzędziem dotarcia do wyborców. To połowa sukcesu, przy założeniu, że wyborcy uwierzą, chociaż minimalnie w przekaz ze starych sprawdzonych ust. Jednakże każdy, kto ma minimalną pamięć i słucha nawet średnio uważnie wypowiedzi polityków a do tego umie kojarzyć fakty wie, że np. obecne zapowiedzi Leszka Millera, co do potrzeby wprowadzenia podatku w wysokości 50% dla najlepiej zarabiających to bzdura, albowiem to ten sam Leszek Miller wprowadził de facto podatek liniowy dla przedsiębiorców, a z samozatrudnieniem w Polsce – nawet w najbardziej abstrakcyjnych zawodach i branżach naprawdę nie ma żadnego kłopotu.

    Zatem oprócz wiarygodności formalnej nadawcy przekazu, która wskazuje nam, z kim mamy do czynienia, – kto do nas mówi, istotna jest wiarygodność osobista, czyli co dana osoba sobą reprezentuje, jakie ma historyczne dokonania, jak się zachowywała w momencie próby? To niesłychanie istotne, żeby te dwie zgodności były ze sobą w parze. Jakikolwiek dysonans, nawet drobne pęknięcie – powoduje, że upada cała konstrukcja, po prostu kłamcy i zaprzańca nikt nie chce słuchać, zwłaszcza jak z ust wypada mu kawior, na ręku ma zegarek za kilkuletnie przeciętne dochody, jego samochód ma ponad 5 metrów i kosztuje od 300 tyś w górę, a do tego jeszcze specjalnie się nie kryje z zamiłowaniem do osobistych wygód i luksusu. Jak takiego człowieka ma słuchać przeciętny Polak lub Polka, który/a wraca z przeciętnej pracy za 1700 zł na rękę środkiem komunikacji zbiorowej do „pogierkowskiego” M3 – dodajmy do tego w korku, na stojąco i bez klimatyzacji? Oznacza to, że dla osób z lewicy istotna jest nie tylko osobista wiarygodność i zgodność czynów z deklaracjami, ale dodatkowo muszą troszczyć się, żeby w percepcji swojego elektoratu wyglądać przekonująco i wiarygodnie – to w istocie jest najważniejsze! Czy widział ktoś z państwa kiedykolwiek polityka lewicy w środku masowej – publicznej komunikacji? Tylko błagam proszę mi nie wyjeżdżać z luksusowym wagonem wynajętym przez pewnego byłego lidera lewicy… Czyn „wagonowy” Napieralskiego, był prawdopodobnie jednym z jego najbardziej klasycznych błędów i błędów, jakie w ogóle może popełnić odwołujący się do vox populi polityk!

    W ten sposób dochodzimy do kwestii kluczowej, – czyli treści przekazu. SLD nie ma argumentów, którymi mogłaby przyciągnąć ludzi pod swoje sztandary. To prawdopodobnie największe zwycięstwo Donalda Tuska i Jarosława Kaczyńskiego osiągnięte przez tych panów wspólnie i w niedomówionym porozumieniu! Niezwykle trudno jest zrozumieć, jak to się stało, że tradycyjne lewicowe hasła przejęły partie prawicowe. Co więcej jeszcze ciekawsze jest to, jak to się stało, że liderzy tejże lewicy, mieniący się obrońcami ludu – w żadnej mierze nie są w stanie objąć swoją percepcją klasycznej lewicowej retoryki. To swoisty fenomen, przedstawiający skalę pozorności lewicy i zepsucie jej elit, niezdolnych do podjęcia rewolucyjno-socjalnej retoryki. No, bo jak ktoś, kto jest modelem kawiorowej lewicy – ma zrozumieć potrzeby Polaka pracującego tylko na jedzenie i opłaty? Nie da się, baza się rozchodzi z nadbudową, kawior i elektroniczne gadżety przesłaniają rzeczywistość i koniec, tak właśnie skończyła się w Polsce lewica. Wymarła wypalona przez dyskretny urok burżuazji, syta i napełniona z popuszczonym pasem.

    Aktualnie ci ludzie będą próbować reaktywować ofertę lewicową – w formule nowoczesnej europejskiej „socjaldemokracji” (to moje najbardziej znienawidzone słowo), dostosowując ją za pomocą zapewne najdoskonalszych, na jakie będzie och stać narzędzi marketingu politycznego do percepcji odbiorców przekazu. Prawdopodobnym celem wyborczym, będzie osiągnięcie zdolności koalicyjnej, czyli trzeciego wyniku w Sejmie, na poziomie około 60 posłów, co się przekłada na około 13 – 16 % poparcia w skali ogólnokrajowej, przy założeniu, że obie wielkie partie prawicowe biorą łącznie 80%. To możliwe i to przy stosunkowo prostych chwytach, albowiem taki poziom głosów można uzyskać zwykłą sprawnością struktury rozdającej „kiełbasę wyborczą” w różnej formie – dostosowanej do określonego wycinka elektoratu. I to wszystko, niczego więcej bez powrotu do głównego nurtu idei lewicowej nie da się utrzymać, a to ostateczna śmierć lewicy w tej formule, jaką nazywamy socjaldemokracją.

    Potem całość idei postlewicowej przejmie „pomarańczowe byleco skakać każdy może”, albowiem jest bardziej kolorowe, strawne, „fajne” a nawet „cooltowe”, zwłaszcza jak można sobie „zajarać”. Lewica musi o tym pamiętać, że nie jest sama dla siebie alternatywą, albowiem ma wiele twarzy, w tym fałszywych, – ale być może, dlatego stanowiących zagrożenie.

    Dlatego jeżeli ktokolwiek się zapyta, jakich argumentów potrzebuje lewica, żeby pociągnąć za sobą ludzi – odpowiadam: Marks, Engels, Lenin, Žižek, Hartman (i trochę Jezus) + Hausner (no i odrobinę Kołodko) a wszystko to podlane lukrem grubej pokrywy współczesnego marketingu politycznego i doskonałego Public Relations. Dla każdego oferta wedle jego zdolności percepcyjnych, wychodząca marksistowskiego pnia ideologicznego. To odpowiedź na współczesne nowe-stare problemy! Wszystko inne to porażka i koniec.

    Czas na odrodzenie ruchu robotniczego w duchu pierwszych komunardów!