- Polityka
Skok po ośmiorniczki?
- By krakauer
- |
- 28 października 2015
- |
- 2 minuty czytania
Okazuje się, że ośmiorniczki na trwałe zagościły w naszym języku politycznym. Jeżeli nawet prezydent Warszawy, pani Hanna Gronkiewicz-Waltz w odniesieniu do jednego z byłych niestety swego czasu ministrów, pozwala sobie na takie skrócenie dystansu, to znaczy się że nastroje wewnętrzne w PO muszą już sięgać także kierownictwa partii.
Ośmiorniczka, ośmiorniczce jak wiadomo nie równa – w popularnych sklepach dyskontowych znanego niemieckiego potentata handlu detalicznego można kupić zdaje się co najmniej dwa, a zdarza się że i trzy rodzaje tych popularnych głowonogów, jednak trzeba się na tym minimalnie znać. O wiele prościej jak wiadomo jest się zajadać ośmiorniczkami w drogich warszawskich restauracjach, jednak to kosztuje i musi kosztować, a jak się nie płaci pieniędzmi ministerialnymi (publicznymi), to trudna sprawa się robi. Zwłaszcza jeżeli ktoś lubi wino po około 1000 zł za butelkę! To były czasy! Nie tak dawne, ale były! Nawet się sąsiedniemu Narodowi rewolucję robiło! Coś wspaniałego!
Tymczasem dzisiaj pozostaje kupować mrożone ośmiorniczki i to jak je kupić, jeżeli pod sklepem złośliwych dziennikarzy pełno, a i ekspedientka na umowie śmieciowej człowieka rozpoznaje i złego słowa nie żałuje. Nie ma równości, oczywiście nigdy jej nie było, tylko problem polega na tym że niektórym się wydawało, że wino po 1000 zł za butelkę na ich stole, to oczywiście jest normalność.
Niestety ośmiorniczki nie zapisały się poprawnie w historii w zasadzie już byłej partii rządzącej. Społeczeństwo sobie zapamiętało i nie zapomniało o ośmiorniczkach w chwili koncentracji nad kartami wyborczymi. Stąd i złośliwości niektórych działaczek, wobec niektórych działaczy, no ale nie można dolewać oliwy do ognia, poczekajmy aż pewne procesy podzieją się same. Przynajmniej powinny, jeżeli partia ma do siebie samej resztki szacunku, ponieważ to nie ma tak, że nie ma winnych. Zawsze po klęsce trzeba rozliczyć lidera, to elementarna zasada demokracji. Robi się natomiast ciekawie, jak lider wyobraża sobie i oczekuje, że wszyscy poddadzą się weryfikacji.
W Platformie Obywatelskiej dochodzi chyba do kolejnych rokoszy, otóż bowiem inny były minister nagle przypomniał sobie że obecna pani przewodnicząca, nie ma mandatu do rządzenia, bo nie została wybrana tylko namaszczona przez poprzedniego pana przewodniczącego. Nagle w sytuacji, w której „już jest po ośmiorniczkach”, temu panu zaczęło to przeszkadzać. Czy to hipokryzja? Chyba bardziej to jakiś krzyk rozpaczy? Przecież towarzystwo miało rok, cały rok z okładem na uratowanie głów spod topora, niestety jednak połknięto to, co mianował były przeceniany przewodniczący. Oto są skutki, tak się kończy traktowanie wielotysięcznej partii jako prywatnego folwarku (coraz więcej takich opinii dochodzi od osób prywatnych, najbardziej procesami rozliczenia rachunków za ośmiorniczki i inne frykasy).
Problem polega bowiem na tym, że te ośmiorniczki, to symbolicznie pałaszowali wszyscy członkowie a nawet i sympatycy Platformy Obywatelskiej, bo one oddziałują już głównie w warstwie emocjonalnej jako symboliczny wyzwalacz skojarzeń, niestety negatywnych. Trzeba pamiętać, że Platforma Obywatelska miała ponad rok od momentu, kiedy odszedł pan Tusk i tego czasu nie potrafiła wykorzystać w taki sposób, żeby zminimalizować koszty’
Zabrakło poważnie powiedzianego „przepraszamy”, pod adresem obywateli, powiedzianego zupełnie poważnie i w sposób tak donośny i jednoznaczny, żeby było wiadomo, że to są przeprosimy za wszelkie grzechy POPEŁNIONE W CZASACH PANA Tuska i jedna wielka katharsis, to zmieniłoby sytuację partii rządzącej w stopniu dramatycznym.
Ośmiorniczki przykleiły się i nie chcą się odkleić od opinii o partii, w zasadzie mogliby sobie logotyp zmienić, na jakieś dwa pełzające potworki, najlepiej jeszcze w kostiumach kosmicznych, żeby symbolizowały maksymalne oderwanie się swego czasu „jedynie słusznej” partii od spraw codziennych dotyczących ludzi. Niestety rzeczywistość w Polsce nigdy nie była taka ładna, na jaką wyglądała.
Jeżeli już chce się przeprowadzać rozliczenia, to przede wszystkim trzeba zadać sobie pytanie – co zawiodło? Proste poszukiwanie winnych, nie prowadzi do niczego innego jak do wrogości i napięć. Tu przecież nie o to chodzi, tylko o mądrość i naukę na przyszłość, która pozwoli przełamać impas i pójść w kierunku nowo określonej – jasnej świetlanej przyszłości.
Sam pomysł polowania na czarownicę i zrzucenia całej winy na jedną osobę – nie ma sensu, ponieważ jedynie zaciemni przyczyny klęski, a nie je wyleczy. Czas najwyższy, żeby towarzystwo to sobie uświadomiło, chociaż dla wielu, być może dla bardzo wielu jest jednoznacznym, że pani Ewa Kopacz nigdy nie powinna była być aktywnym politykiem, a już na pewno nie Marszałkiem Sejmu lub Prezesem Rady Ministrów, jak również przewodniczącą partii. Po prostu to nie jest typ lidera, to nie jest osoba z autorytetem. Owszem starała się jak mogła, za to należy się jej jakiś szacunek, ale to nie zmienia ostatecznego efektu. Właśnie na tym polega problem PO – błąd popełniono ponad rok temu, on nawarstwiał się, rósł sobie, potem wyszło jak wyszło. Błąd i przegrana były zaprogramowane w samej strukturze partii rządzącej, albowiem nigdy po odejściu króla, nie szuka się zarządcy masy spadkowej, tylko nowego władcy. Tutaj najwidoczniej wielu bało się, że przywódcą może zostać naturalny lider, a był i wciąż jest taki mąż opatrznościowy – może nie za bardzo znający się na dyplomacji, ale za to znający się na ludziach i na grywaniu w gierki, a to umiejętność bezcenna, jeżeli chce się w Polsce być szefem partii. Wiele zrobiono, żeby pan Grzegorz Schetyna nie został tym, do czego był wręcz naturalnie predestynowany i oto są efekty.
Nie da się rządzić krajem w oderwaniu od rzeczywistości i bez zwracania uwagi na zwykłe bolączki małych, nieszczęśliwych i gniecionych przez system ludzi. Jeżeli to towarzystwo zapamięta chociaż tyle, to już będzie wielki sukces.