• 17 marca 2023
    • Paradygmat rozwoju

    Skąd idziemy? Kim jesteśmy? Dokąd zmierzamy? Kim chcemy być?

    • By krakauer
    • |
    • 18 kwietnia 2015
    • |
    • 2 minuty czytania

    Nie obchodzimy żadnych dni pamięci, nie chcemy emigrantów, nikomu nie współczujemy, sami mieliśmy tyle trupów w historii i to tej niedawnej, że bez odrobiny finezji moglibyśmy nimi obdzielić wszystkich dookoła i jeszcze by pozostało. Jak można od Narodu, regularnie wyrzynanego przez sąsiadów, który miał być niewolnikiem przeznaczonym do biologicznego wyniszczenia, w ogóle czegokolwiek wymagać? A zwłaszcza współczucia dla innych. Nasze historyczne traumy są tak totalne, że najlepiej nie uczyć historii, albowiem powiedzenie prawdy musi prowadzić do przykrych wniosków i wyciągnięcia nauki na teraźniejszość i przyszłość.

    Niestety nic takiego nie ma miejsca, ponieważ straciliśmy właściwą elitę. Została wymordowana już w pierwszych dniach wojny, potem masowo eksterminowana, w zasadzie do ostatnich dni wojny – przez wszystkich okupantów naszego państwa i wrogów. Elita Polaków została zlikwidowana. To, co wyszło z II Wojny Światowej, nawet biorąc pod uwagę prawie pół wieku stabilizacji powojennej, to wszystko marność. Daleko nam dzisiaj nawet do standardu międzywojnia, które przecież także było okupione morzem krwi.

    Z naszej perspektywy byłoby tak naprawdę najlepiej, jakby wszyscy sąsiedzi o nas zapomnieli. W zasadzie nawet nie potrzebujemy z nikim prowadzić żadnej wymiany, współpracy, kraj stać na samodzielność, czas na odbudowę potencjału jest dla nas ważniejszy niż korzyści, jakie mamy z interakcji międzynarodowej. Dzisiaj w ramach nowego paradygmatu państwa członkowskiego, decyduje się ile Polski jest i ile Polski będzie w Polsce. Problem polega na tym, że źle zaczęliśmy, nie mamy planu na działanie w nowych realiach, a starzy gracze, którzy niekoniecznie pomimo wszelkich deklaracji i nawet obdarowywania nas olbrzymimi ilościami pieniędzy – nie życzą nam do końca dobrze. W interesie niektórych jest, żeby nam się nie udało, wówczas możliwe będą inne scenariusze. Nasze nieszczęście polega na tym, że nie jest nas stać na eksperymenty, a elita którą posiadamy, nie do końca czuje się związana z losem Narodu i państwa, które są bardziej traktowane jako zasób niż podmiot afirmacji.

    Od początku państwowości mamy ten problem, że nie mamy własnej kultury, przejęliśmy napływowy kod kulturowy, żeby dołączyć do wielkiej wspólnoty Zachodu, co się nam tak naprawdę do dzisiaj nie udało. Nie potrafiliśmy nawet wziąć przykładu z naszych przyjaciół na Wschodzie, którzy pomimo przyjęcia Chrześcijaństwa, (ale z innego źródła), potrafili je przekształcić w oryginalny i wyróżniający cywilizacyjnie kod kulturowy. Proszę zwrócić uwagę, że Rosja przetrwała dwie rewolucje w XX wieku – i to pomimo licznych wysiłków wielu czynników wokoło, żeby upadła. Jednak udało się jej zachować Imperium, wbrew wszystkiemu. Gdzie my byliśmy w tym czasie? Co takiego robiliśmy, że nie byliśmy w stanie niczego osiągnąć, tak że od 25 lat słyszymy tylko o transformacji i dalszej konieczności poświęcania się.

    Dzisiaj, kiedy okazało się, że tak upragnione zachodnie struktury i sojusze, to są bardziej nazwy i logotypy niż realne, rzeczywiste struktury i zobowiązania, stoimy na nowo przed koniecznością samookreślenia się. Skąd idziemy? Kim jesteśmy? Dokąd zmierzamy? Kim chcemy być? Co zamierzamy osiągnąć? Pytania można mnożyć w dalszym ciągu, problemem nie jest to, że nie ma na nie odpowiedzi. Problemem jest to, że nie bardzo jest je, komu i wobec kogo postawić.

    W obecnym kształcie zmierzamy do depopulacji i kolejnego resetu, który z jakichś przyczyn wystąpi, czy to się nam podoba, czy nie. Jeżeli będziemy odpowiednio przygotowani, to reset może być dla nas szansą. Jeżeli prześpimy szansę, to nie tylko nie uda się nam uciec do przodu, ale w ogóle może nie być „jutro” i „ciągu dalszego”. Co wówczas? Czy dzisiaj w takich realiach, jakie mamy, komukolwiek chciałoby się poświęcić – no właśnie, z jakiego powodu, dla kogo i w imię czego?

    Możemy sobie pisać historie z dowolnej litery i dowolnym alfabetem, ale prawda jest brutalna. Nie mamy ciągłości państwowej, nie mamy pamięci instytucjonalnej, pojęcie wspólnoty Narodowej – do niedawna jeszcze definiowane w oparciu o dzieła klasyków literatury i katolicyzm, dzisiaj jest wypadkową kwantyfikacji negatywnej. Proszę bardzo, niech władza przekona Polaków, że warto umierać za Ojczyznę, albo jeszcze lepiej, – że warto w niej żyć i pracować za pensję zbliżoną do minimalnej!

    Niestety, to państwo nie działa. Nie sprawdza się. Niczego już chyba nie gwarantuje. Nie jest w stanie zapewnić dalszego rozwoju społecznego i gospodarczego, zgodnego z aspiracjami społeczeństwa. Nawet kultura upadła. Co więcej religia jest już bardziej instytucjonalna niż żywa. Straszną cenę płacimy za transformację! Straszną!

    Skąd idziemy? To dobre, a nawet bardzo dobre pytanie. Niesłychanie trudne do udzielenia odpowiedzi, ponieważ ta odpowiedź od razu determinuje teraźniejszość i stawia przyszłość pod znakiem zapytania. Problem polega na tym, że chyba lepiej jest to zbyć milczeniem.

    Kim jesteśmy? Chyba już tylko konsumentami. To w zasadzie odpowiada określeniu ludzi w systemie poddanym neoliberalnemu dyktatowi. Przy czym ta nasza konsumpcja jest bardzo słaba, nie starcza dla wszystkich na poziomie adekwatnym do potrzeb dyktowanych przez skalę rozwoju cywilizacyjnego.

    Dokąd zmierzamy? Tutaj obecnie rządzący i decydujący o tym, co jest dobre mają tylko negatywne odpowiedzi. Przede wszystkim mówią o tym, od czego chcemy uciec, chociaż tego już nie ma, ponieważ rzeczywistość się zmieniła. Kapitalizm i Komunizm z Chrześcijaństwem, jako sosem, w którym miały się dobrze, zastąpiła globalizacja, z islamskim terroryzmem, jako odpowiedzią na próbę sprzedaży popularnego napoju gazowanego. Prawdopodobnie mało, kto z naszych włodarzy jest w stanie tak głęboko postrzegać dotyczące nas procesy. Niestety dostępne analizy sponsorowanych przez rząd para think tanków są podporządkowane pod ogólnie rozumiane tezy nawiązujące do liberalizmu w różnych permutacjach.

    Kim chcemy być? Dla większości Polaków dzisiaj – szczytem aspiracji jest wkroczenie na wyższy poziom zdolności do konsumpcji. Jest nam w zasadzie wszystko jedno, czy ona będzie odbywać się tutaj, czy gdzieś indziej. Liczą się warunki, w jakich można funkcjonować, a trzeba uczciwie przyznać, że nad Wisłą łatwo nie jest.

    Politycy, filozofowie i ludzie nauki, a także ludzie Kościoła muszą znać odpowiedzi na te pytania: Skąd idziemy? Kim jesteśmy? Dokąd zmierzamy? Kim chcemy być? Nie chodzi nawet o to, że ktoś może im te pytania postawić, a oni nie byliby gotowi udzielić odpowiedzi. To w sumie nie byłoby problemem, w tym znaczeniu, że można szukać odpowiedzi. Nasz dramat polega na tym, że ci ludzie nie mają interesu w formułowaniu tego typu pytań. W ogóle wolą nie zadawać pytań, wolą konsumować więcej… Państwo przestało być traktowane, jako coś nadrzędnego, jako coś, – co wymaga nie tylko zadawania takich pytań, ale przede wszystkim je umożliwia. Czy naprawdę chcemy, żeby to inni zadawali takie pytania ponad naszymi głowami i w nieznanym dla nas języku? To się decyduje tu i teraz.

    Jest to możliwe, do póki jest ciepła woda w kranie, potem wygrają Ci, co mają mieszkania za wielką wodą…