- Ekonomia
Przepraszam, a benzyna po ile?
- By krakauer
- |
- 22 kwietnia 2012
- |
- 2 minuty czytania
Panowie politycy i panie polityczki doskonale się bawili w kwietniu przy okazji obchodów rocznic około smoleńskich, znowu były marsze, znowu było poważnie, narodowo, białoczerwono, martyrologicznie. Jakie to wygodne dla polityków, nie trzeba się na niczym znać – po prostu formułuje się swój pogląd na wizji i kreuje rzeczywistość dodając dowolną ilość błota wedle uznania i obrzucanego nic celu.
Jakoś nikogo nie zainteresowały dwie afery związane z nieuczciwymi praktykami w przemyśle spożywczym? To nie jest nośny temat, można się narazić jednemu lub drugiemu lobby, a ludzie przecież i tak zjedzą. Przemilczeniu podlega kwestia bezpieczeństwa na Euro 2012, albowiem ktoś – nie wiadomo z czyjego poruczenia rozdmuchał sprawę rzekomych więzień CIA – zapraszając do kraju terrorystów. Kwestia kosztów życia, stałych podwyżek m.in. za opłaty komunalne a także koszyka produktów podstawowych przekracza skalę wyobrażalności naszych polityków. Takich problemów nie podejmuje już nikt, albowiem to są problemy rzeczywiste związane ze sferą realną, na której funkcjonowanie państwo polskie woli nie mieć żadnego wpływu.
Jeżeli ktoś by zadał pytanie ile kosztuje benzyna, być może usłyszy pomruk niezadowolenia, – ale politycy natychmiast rozejdą się we wszystkie strony, żeby tylko nie poruszać tak drażliwego wątku. Przecież nasze państwo nie ma źródeł ropy i jest zmuszone ją importować. To takie oczywiste, więc dlaczego w ogóle ośmielamy się pytać o sprawy tak zasadnicze przedstawicieli narodu?
Czy w ogóle państwo współczesne może się przeciwstawić czemuś takiemu jak cena paliw płynnych, – jeżeli nie ma własnych źródeł tego surowca lub zaprzyjaźnionego dyktatora z olbrzymimi złożami za bezcen? Jeżeli tak to oczywiście w grę wchodzą rozwiązania systemowe i technologiczne. Wymagają one jednak prowadzenia odpowiedniej polityki i działań na rzecz wdrożenia i wykorzystania nowych technologii. To wymaga wcześniej strategii, planowania, inwestowania i postepowania zgodnie z przyjętym schematem. Ponieważ tego nie było, więc pytanie jest bardzo trudne i niemożliwe do skonstruowania odpowiedzi przez polityka. Jeżeli nie to, o czym w ogóle mówimy? Państwo jest jedynie jednym z wielu użytkowników istniejącej przestrzeni społeczno-gospodarczej, bez kontroli nad częścią zachodzących procesów. Import surowców jest czymś niezależnym, co po prostu się dzieje. Państwo ma monopolistę lub oligopol dostosowany do importu, przetwórstwa i dystrybucji, – za którego funkcjonowanie płaci społeczeństwo, niemające innej alternatywy podkreślmy, dlatego jej brakuje, – ponieważ nie podjęto rozwiązań systemowych omawianych powyżej.
Dlatego bez względu na wszystko pytanie o ceny benzyny nie ma żadnego znaczenia w naszej gospodarce, przynajmniej do momentu osiągnięcia bariery cenowej, po której blokuje się popyt. Wówczas ludzie przestaną kupować paliwa, co spowoduje, że przestaną utrzymywać system, którego suma kosztów stałych związanych z jego funkcjonowaniem jest składową kosztów twardych i otoczki. Koszty twarde – związane z samym zakupem, przetwórstwem surowca i jego hurtową dystrybucją są nie do podważenia. Natomiast koszty otoczki, czyli dystrybucji detalicznej zostaną natychmiast zlikwidowane wraz z likwidacją dużej części stacji benzynowych. W wyniku ograniczenia popytu na paliwa płynne, staną się one dobrem rzadszym, bardziej elitarnym, dostępnym „po postaraniu się”. Zakup paliwa nie będzie już regulowany przez rynek. Decydować będzie konieczność transportowa i związany z nią system dystrybucji. Wówczas przeliczeniowy koszt litra paliwa sięgnie wielokrotności ostatniej stawki rynkowej, jednakże nie będzie to miało żadnego znaczenia, albowiem obywatele nadal będą utrzymywać system, a konsumować o wiele mniej paliw.
Reasumując, nie wahajmy się zadawać pytania: benzyna po ile? Albowiem jest to pytanie zasadnicze, mające kluczowe znaczenie dla naszej gospodarki. Można przypuszczać, że przy obecnym rozkładzie cen i kosztów – progiem popytu jest cena detaliczna około 15 zł za litr paliwa. Więcej przy obecnym poziomie cen za paliwo nie zapłaci nikt, kto płaci sam za luksus podróży własnym samochodem. Przy średnim zużyciu 7 litrów na 100 km przez przeciętny samochód osobowy, oznaczałoby to koszt przejechania 100 km na poziomie około 105 zł. To stworzyłoby barierę popytu dla codziennego użytkowania samochodu w naszej gospodarce.
Jakie oznaczałoby to nowe wyzwania komunikacyjne, jak przemodelowało nasza gospodarkę i do jakich zmian w życiu zmusiło społeczeństwo – trudno jest sobie nawet wyobrazić. Jednakże państwo powinno być przygotowane na scenariusz paliwa po 4-5 Euro za litr w dystrybutorach.
Przejdź na samą górę