- Marketing
Przeciętni ludzie koncentrują się na pierwszej – oficjalnej warstwie przekazu
- By krakauer
- |
- 12 marca 2016
- |
- 2 minuty czytania
Przeciętni ludzie koncentrują się na pierwszej, oficjalnej warstwie przekazu mediów. Najczęściej są to dwa lub trzy pierwsze zdania wypowiedzi relacjonujących dziennikarzy lub pierwsze słowa polityków. W prasie tę rolę spełniają tytuły i podtytuły w artykułach. Media w Internecie przykładają bardzo dużą rolę do pierwszych linijek przekazu wyświetlanego, gdzie treści są pozycjonowane w wyszukiwarkach.
Dobrze działająca redakcja, może nadawać komunikaty w taki sposób, żeby widz lub czytelnik opierając się na nagłówkach i na pierwszych słowach emitowanych wypowiedzi – był silnie manipulowany przez przekaz, bez własnej woli a nawet wiedzy.
W świecie pędu i braku czasu na cokolwiek, tego typu zabiegi to podstawa manipulacji, której stosowanie jest banalne i bardzo proste, zwłaszcza w erze Internetu i mediów społecznościowych. Szczytem wszystkiego są tzw. „memy”, które koncentrują uwagę odbiorców na przekazie będącym wynikiem wnioskowania wyprowadzonego z przekazu zawartego w „memie”.
Każdy z nas zanim „skonsumuje” przekazywane mu wiadomości może przez chwilę zastanowić się, nad tym, co widzi, czym to, co widzi jest i jaką pełni rolę w osiągnięciu celu, jaki dla danego przekazu założono. Inaczej te same sprawy relacjonują wyświetlane media reżimowe, inaczej prywatne, a jeszcze inaczej niezależni blogerzy.
Sięganie głębiej, próba przeniknięcia struktury przekazu informacyjnego i konfrontowanie go z innymi przekazami równolegle dostępnymi, to podstawa przetrwania w naszym współczesnym świecie. Problem polega na tym, że niestety – tego, czego nie ma w mediach, nie ma w powszechnej, publicznej świadomości. Obraz przekazywany publicznie może zakładać dać głęboko idące przekłamania, że na ich podstawie przez lata mogą być budowane i utrwalane stereotypy. Najlepszym przykładem jest hodowana w Polsce przez lata rusofobia. Nie da się zrozumieć tego fenomenu, bez próby odpowiedzi na pytanie o polski interes narodowy. Jeżeli ma być nim ostateczna destrukcja, doprowadzenie do kolejnego resetu Polski, to rzeczywiście zaprogramowano nam doskonały kurs, można powiedzieć, że idziemy całą na przód – w tym zakresie – na skały. Tylko, kto na tym skorzysta? Niech każdy sobie na to pytanie odpowie sam, na własny rachunek.
Innym fenomenalnym przykładem manipulacji medialnych jest kwestia promowania niektórych tzw. żołnierzy przeklętych, o których powszechnie wiadomo, że byli mordercami ludzi i generalnie nie wiadomo w czyim imieniu walczyli, za co i za kogo i w czyim interesie, jak Polska została przez aliantów podarowana Józefowi Stalinowi w Jałcie. Dzisiejszy jazgot medialny jest czymś niezrozumiałym, albowiem – uwaga – bezwzględnie w czczonej grupie było wielu polskich bohaterów, którym należy się cześć, chwała i pamięć. Jednakże byli także i tacy ludzie, których pomięć do dzisiaj w stronach, w których walczyli jest podzielona. Ponieważ brutalnie mordowali ojców w rodzinach, gwałcili i kradli. W czyim imieniu? Państwa? Państwo wówczas nie miało orzełka w koronie! Może w imię panów i obszarników, których majątki rozparcelowano? Naprawdę warto się zastanowić dwa razy, zanim się komuś odda cześć. Trzeba oddzielić bohaterów od zbrodniarzy, tymczasem oficjalny przekaz relatywizuje winę, uzasadniając czyn zbrojny tych ludzi – ich niezłomnością i wiernością Rzeczpospolitej. Ponownie zapytajmy, – której i czyjej? Tej z Londynu? Ona straciła uznanie nawet swoich zachodnich sojuszników! Tymczasem oficjalny przekaz jest tak stronniczy i bezkompromisowy, że zupełnie dokonuje się w wielu przypadkach – albowiem pamiętamy i szanujemy autentycznych bohaterów – nazywania morderców bohaterami. Na to nie może być zgody, tylko jak się przeciwstawić oficjalnej narracji władzy i jazgotowi mediów?
Poważni publicyści i szanujący się reporterzy nigdy nie powinni przygotowywać materiału pod tezę, chyba że wyraźnie jest zaznaczone, że przekaz ma charakter subiektywny. Wówczas jest w porządku, bo albo ktoś bierze nas na poważnie, albo może po prostu przełączyć kanał. Jeżeli jednak np. media publiczne mają być, co do zasady obiektywne i dostarczać obiektywnego przekazu – dla wszystkich, to nie może być mowy o reprezentowaniu tylko jednego punktu widzenia oraz np. opieraniu przeglądu prasy na zagranicznych brukowcach wydawanych w języku polskim.
Mamy takie społeczeństwo, jakie mamy, nie można nikomu czynić zarzutu, że np. nie rozumie tego, co czyta. O dociekaniu ukrytych warstw przekazu itp., to w ogóle nie ma mowy. Jednakże trzeba przewidywać i starać się antycypować konsekwencje obniżenia standardów przekazu informacyjnego w skali kraju. W dużym uproszczeniu, bo to jeszcze nie jest czas, żeby bawić się w prognozy – kolejne wybory mogą być wyborami w rodzaju „idiotele” itp. Ciągłość, złożoność przekazu i jego siła – wszystko będzie koncentrowało się na jak najpowszechniejszej sferze oddziaływania. To może bardzo zaważyć na pozycjonowaniu przekazu politycznego.