• 17 marca 2023
    • Paradygmat rozwoju

    Problem zarządzania rozwojem Unii Europejskiej wynika z decentralizacji politycznej

    • By krakauer
    • |
    • 04 grudnia 2014
    • |
    • 2 minuty czytania

    Problem zarządzania rozwojem Unii Europejskiej wynika z decentralizacji politycznej, dla której świętym dogmatem jest państwo narodowe (autonomiczne i suwerenne), szczególnie szczelnie pilnujące swojej omnipotencji w decyzjach politycznych wewnątrz państwa jak i w znacznej części jego polityki zagranicznej. Przez to niesłychanie trudno jest w Unii Europejskiej walczyć z kryzysem, ponieważ chociaż w warstwie generalnej jego przyczyny są praktycznie wszędzie bardzo zbliżone, to tempo, temperatura, nasilenie oraz kierunki działań politycznych mających na celu stworzenie warunków do jego zwalczania – w państwach narodowych – mają inne priorytety polityczne, a przez to ustalany inny zakres, kolejność i rozłożenie akcentów na instrumenty walki z kryzysem.

    W generalnym uproszczeniu chodzi o to, że jednak specyfika poszczególnych krajów jest nieco inna i jest oczywistym, że narzędzia należy odpowiednio wewnętrznie modelować, dostosowując je do lokalnej specyfiki. Jednakże ze względu na polityków i ich automatyczną asertywność w działaniach wymagających tłumaczenia ludziom, że trzeba zaciskać pasa – to wszystko się nie udaje – tak jak powinno na poziomach krajowych, a na poziomie unijnym praktycznie jest niemożliwe do skoordynowania. Powody można sobie łatwo wyświetlić, jeżeli popatrzy się na antykryzysową politykę gospodarczą np. Finlandii a Włoch lub Francji (o ile w przypadku tej ostatniej w ogóle można mówić o walce z kryzysem). Percepcja polityków na Zachodzi oraz ich społeczeństw w ogóle nie dopuszcza do świadomości takiej sytuacji, że mogliby zbiednieć. To już miałoby miejsce w przypadku Grecji, Hiszpanii lub Portugalii – jednakże sztywne Euro doskonale trzyma wartość i zmusza rządy do racjonalizacji polityki, w tym znaczeniu, że rządy nie są w stanie zrobić tego co zawsze robiły i co chciałyby zrobić najbardziej na świecie, czyli po prostu popsuć swój pieniądz, tłamsząc go, kopiąc pod stołem i przepuszczając przez toaletę. Niestety nie da się pójść na łatwiznę, nawet w sposób kontrolowany. Co prawda Europejski Bank Centralny stosuje politykę bardzo niskich stóp (w praktyce skłania banki komercyjne do stóp zerowych lub ujemnych) i skupuje obligacje dłużne państw strefy Euro, jednakże jest to polityka prowadzona bardzo rozsądnie – już sam fakt możliwości wykupu obligacji za ciągle pożądane Euro powoduje, że spekulanci trzymają się od grania na ich spadki daleko, albowiem jest gwarancja, że zawsze można je przedłożyć do wykupu. Jest to wielkie zwycięstwo idei stworzenia Wspólnej waluty i scentralizowanego zarządzania nią. Po prostu Marka Niemiecka, nazywana dzisiaj Euro – jest klasą samą dla siebie.

    Gdybyśmy mieli podobny mechanizm w zakresie zarządzania społeczno-gospodarczego w Unii, z możliwością wpływu na poszczególne kraje, to nie mówilibyśmy o „zerowym wzroście”, zagrożeniu recesją, czy też w ogóle odrzucilibyśmy retorykę kłopotów i problemów. Chodzi o to, żeby koordynować politykę i wyznaczać wzorce – z jednej strony modelowe dla całej Unii, a z drugiej ściśle dopasowane dla poszczególnych krajów. Jeżeli taki zestaw rekomendacji zepnie się we wspólne łańcuchy decyzyjne i podporządkuje wspólnemu ośrodkowi decyzyjnemu, to z czasem całość zacznie działać – właśnie jako całość. To znaczy nadal będzie ośrodek centralny, rejony skupienia bogactwa oraz peryferia, ale chodzi właśnie o to, żeby silnik ruszył, żeby „bogaci byli jeszcze bogatsi”, tylko w ten sposób możliwe jest pchnięcie wszystkiego do przodu ponad przyjęte dogmaty, w których siedzą narodowi politycy i bronią np., przywilejów klasowych poszczególnych grup społecznych w swoich krajach itp.

    Jest oczywistym, że wspólne zarządzanie powinno w pierwszej kolejności dotyczyć strefy Euro, jednakże tutaj też można dokonać rozróżnienia przy pomocy „skrzyni biegów” na te kraje, które zdecydowanie mają się lepiej i te, które się ledwo trzymają. Uwaga – możliwe jest „wrzucenie” dla tej słabszej grupy „na luz” lub nawet „biegu wstecznego” – musi to jednak uwzględniać interesy całej Eurogrupy! Innymi słowy, gdyby w interesie wszystkich państw Euro, było usunięcie Grecji ze strefy Euro, to już dawno by jej tam nie było. Przecież Niemcy nie pompują w Grecję miliardów dlatego, bo chcą być najbardziej szczodrym narodem w historii świata! Polityka wspierania krajów słabszych leży w najlepszym interesie całej Unii Europejskiej, chociażby dlatego bo lepiej jest nie dopuścić do powstania problemów w zarodku niż potem gasić pożary u siebie. To miałoby miejsce, gdyby banki komercyjne stanęły przed problemem złych długów z niespłacalnych greckich wierzytelności!

    Nie może być jednak mowy o rezygnacji z uprawnień państwowych, to oczywiste – taka jest konstrukcja Unii, to współpraca państw – rządów. Jednakże nic nie stoi na przeszkodzie – poradzenie sobie z tym problemem w sposób typowo unijny, czyli poprzez budowę pozytywnego konsensusu. Przykładowo poprzez stworzenie „unii w Unii”, która chciałaby się głębiej integrować – w pełni dobrowolnie przekazując kolejne kompetencje na rzecz wspólnych ciał i organów. To już się stopniowo dzieje wokół dyskusji o kompetencjach kontrolnych budżetów narodowych. Można tylko żałować, że takiej kompetencji – a nawet wymogu zatwierdzania budżetów narodowych (poza wydatkami na wojsko) przez Komisję Europejską dla ich prawomocności nie ma od początków Strefy Euro.

    Do zmian potrzebny jest odpowiedni pozytywny klimat, chodzi o publicystów, analityków, ekspertów i oczywiście polityków jak również niesłychanie ważną grupę unijnych urzędników – sponsorów nie zabraknie, albowiem ilość podmiotów zainteresowanych w powodzeniu unijnego projektu jest ciągle bardzo znaczna. Niestety dzisiaj słychać głównie narzekanie, „kwękanie” na Unię i niezadowolenie. Gdzie bylibyśmy bez niej dzisiaj?

    Idea Wspólnoty jest wartością samą w sobie – chociaż zapominają o tym społeczeństwa, a chciwie na władze części politycznej elity często przekłamują rzeczywistość, chowając prawdę o Unii za całe zestawy argumentów pieniactwa i ksenofobii – prostych recept przewidujących automatyzm „zbawienia” po przywróceniu granic, kontroli, stref, walut i tak naprawdę nienawiści – jednak Idea Wspólnoty się obroni, zrozumie to każdy, kto podróżował chociaż raz po Europie i mógł docenić potęgę Euro i standaryzacji którą stopniowo wymusza!