- Marketing
Czy pani premier Ewa Kopacz unika komunikacji ze społeczeństwem?
- By krakauer
- |
- 27 września 2014
- |
- 2 minuty czytania
Poza kilkoma w pewnej mierze infantylnymi wywiadami i nielicznymi wypowiedziami publicznymi, pani premier Ewa Kopacz w ogóle nie występuje w mediach. To jest samo w sobie niesamowite, ponieważ nie tylko nie wiadomo, co ta pani zamierza, ale przede wszystkim czy w ogóle zamierza cokolwiek!
O ile, bowiem można jak najbardziej zrozumieć, że z expose pani premier grzecznie zaczeka, aż pan prezydent wróci z USA, gdzie przemawiał w ONZ, – co samo w sobie jest zawsze ważnym wydarzeniem dla kraju. Jednakże nie da się zrozumieć faktu, dla którego ta pani wycofuje się z życia publicznego. Proste komunikaty niby-rzecznik, jakie są przekazywane dziennikarzom to zbyt mało na nasz głód informacji i nasze standardy. Jak można chcieć być premierem, jeżeli nie ma się nic do powiedzenia ludziom? Nie mówimy od razu o wzniosłej wizji, aczkolwiek jej elementy na pewno by się przydały, chodzi jednak o nawiązanie kontaktu między władzą a społeczeństwem, tak żeby każdy obywatel mógł wyrobić sobie – oczywiście najlepiej pozytywny pogląd na temat kompetencji i zamiarów nowej władzy. Jak to zrobić, jeżeli ta zamyka się w gabinecie?
Jeżeli ludzie mający władzę w tym kraju chcieli „paprotki” na stanowisku, to mogli poszukać młodszej i znającej z dwa lub trzy języki. Tak się akurat składa, że nie brakuje młodych i wykształconych kobiet, nawet wyspecjalizowanych w analityce politologicznej (mniejsza z tym, z jakim skutkiem), które doskonale by się nadawały na to stanowisko, a byłyby grzecznymi „myszkami” dla swoich panów, władców i tatusiów. Myśleli, że społeczeństwo się nie zorientuje? Chyba, że chodziło o kozła, czy raczej w tym przypadku owcę ofiarną? Przez pierwsze pół roku zamiast ostrego zarządzania i naprawiania państwa będziemy mieli oswajanie pani premier z mediami i zastanawianie się nad sposobem komunikacji ze społeczeństwem w znaczeniu, – co można zrobić lepiej, zamiast rządzenia. Już teraz uderza ilość tematów o rozdzielanych osiołkach w ZOO jak również inne tematy obecne w mediach, jako tematy zastępcze. Jeżeli tak ma wyglądać kolejne pół roku, to nie oszukujmy się, ale moglibyśmy się obyć bez premiera w ogóle. Po co tracić pieniądze publiczne? Proszę się śmiać, ale już lepsza byłaby chyba była ministra Mucha. Przynajmniej ma doktorat i z chęci czystej zemsty na środowisku, które ją zmieliło – przeprowadziłaby daleko zakrojone reformy.
Rząd, jeżeli chce mieć poparcie społeczne musi się komunikować ze społeczeństwem, nie może unikać komunikacji, nawet jeżeli dziennikarze zadają trudne lub tendencyjne pytania. Oczywiście można tak zorganizować kanały przekazów, że premier nie musi być stale na pierwszej linii. Od tego są, bowiem rzecznicy, żeby wyręczać szefów, jednakże pod tym względem pani premier powinna pewnego pana raczej otoczyć złotym kokonem niż pozwolić mu odejść z rządu.
Równolegle niezbędna jest komunikacja ze wszystkimi kategoriami głównych i najważniejszych interesariuszy, chodzi o wszystko – od inwestorów a na polityce zagranicznej kończąc. To już głównie rola ministrów, ale premier odpowiada za wskazanie kierunków i gwarantowanie spójności przekazu. Chodzi o to, że różne kanały komunikacji muszą mówić dokładnie tym samym głosem w tych samych sprawach, nie może być rozdźwięków. Stąd wypada powtórzyć pytanie, czy przemówienie pana prezydenta Komorowskiego w ONZ konsultowano w MSZ pana Schetyny?
Widząc jak mizernie wygląda proces przekazania władzy możemy się cieszyć przynajmniej z tego powodu, że to, co widać, to prawie na pewno jest to, co jest. Słabość instytucjonalna, jaką widać po odejściu Donalda Tuska nie tylko szokuje, ale po prostu obezwładnia. Nie jest tajemnicą, że niektóre ministerstwa żyją sobie, a ministrowie sobie, jednakże dotychczas przynajmniej zachowywano formę, trzymano fason. W tej chwili mamy sytuację odbudowy jak po powodzi, niektórzy wysocy urzędnicy proszący o zachowanie anonimowości, którzy jeszcze pamiętają przemiany roku 1990-tego, mówią że skala „wymywania” jest podobna z tą różnicą że dzisiaj nie wiadomo kto jest „oni” a kto jest „my”. Decydują uśmiechy i „psiapsiółki”, kompetencje czy jakieś tam dziwaczne wieloletnie doświadczenie to didaskalia.
Jednakże nie będziemy rozsiewać plotek, będzie tak jak będzie – nic nie poradzimy, musimy poczekać do wyborów, chyba że PSL w końcu wymięknie i zdecyduje się uratować kraj?