- Paradygmat rozwoju
Pozycja Rosji w Europie Środkowej jest okolicznością obiektywną
- By krakauer
- |
- 06 marca 2016
- |
- 2 minuty czytania
To nie prawda, co lansują niektóre niemieckie ośrodki myślenia, w tym komunikacji prasowej, jakoby to Rosja rzekomo “wracała” do Europy Środkowej w znaczeniu odtwarzania strefy wpływów i generalnego znaczenia w regionie. Jest to jedna wielka kreacja fikcji wyssana z niemieckich (zresztą nie tylko) palców, której celem jest po raz kolejny pokazanie relacji z Rosją, jako odwiecznej rywalizacji dobrego, szlachetnego i rycerskiego Zachodu, ze złym, komunistycznym, mongolskim, azjatyckim, tatarskim, [każdy może dodać w zasadzie dowolny epitet] Wschodem. W tejże odwiecznej rywalizacji zawsze chodziło tylko o jedno – o ziemie krajów słowiańskich, w tym przede wszystkim o sprawowanie kontroli nad bezkresną Rosją, której bogactwa śnią się kolejnym pokoleniom mieszkańców Zachodu, jako naturalny zasób do zagospodarowania, bo przecież Słowianie nie umieją się rządzić, co powie prawie każdy Niemiec, a na pewno ten, który kończył szkołę do końca lat 80-tych.
Z powyższych względów lansowanie tezy, jakoby o odbudowie rosyjskiej potęgi i zarazem drapieżności, opowiadanie bajek o niedźwiedziu wychodzącym z Tajgi, Imperium sięgającym po to, co uważa za swoje i inne brednie na temat rzekomej agresywnej polityki Rosji ma zawsze tylko jeden i ten sam cel. Już Kanclerz Adolf Hitler pisał w swojej książce, jak również wypowiadał w wielu przemówieniach, że w istocie broni Europy i całej cywilizacji zachodniej przed Bolszewizmem/Azją, jako aktualnym modelem zarządzania systemem agresywnego Imperium na Wschodzie. Potem przez ponad pół wieku Zimnej Wojny, na Zachodzie całe pokolenia żyły w realiach strachu przed rzekomą „sowiecką” agresją. Co zostało nawet sportretowane w kulturowych sagach pokolenia obrazów, gdzie dobro walczyło ze złem, a bohaterowie stojący po „dobrej stronie mocy” zawsze mieli rację, jeżeli nawet trzeba było zlikwidować jakichś cywilów. Celem takiej retoryki Zachodu, a zwłaszcza Niemiec jest zbudowanie uzasadnienia dla przejścia z retoryki słuszności, do retoryki predykcji konieczności uniknięcia klęski w nieuchronnej konfrontacji. Oczywiście w rzeczywistości wymiernej jest to nic innego jak retoryka szowinizmu, nienawiści, rusofobii, przeświadczenia o własnej wyższości oraz konieczności obrony własnych wartości przed zagrożeniami, a w ostateczności – uzasadnienie dla projekcji siły, albowiem wiadomo, że jeżeli chce się pokoju należy zawsze być gotowym do wojny.
Wiele nie potrzeba, żeby zwłaszcza Niemcy zaczęli znowu maszerować. Na pewno argumentem przekonującym do tego niemiecką opinię publiczną może być konieczność zabezpieczenia niemieckich interesów w strefie buforowej pomiędzy Niemcami a Rosją, która tradycyjnie w ichniejszej doktrynie myśli imperialnej nazywa się „Mitteleuropą”. Określenie to ma nie tylko znaczenie geograficzne, oczywiste dla każdego, kto liznął niemieckiego, chociaż symbolicznie. Dla zaznajomionych z niemiecką myślą polityczną, kwestia wschodnia to o wiele coś więcej, niż nawet My postrzegamy „kwestie wschodnie”. Niemcy postrzegają cały region po prostu, jako swoje zaplecze. NIC WIĘCEJ. Ponad 1000 lat aplikacji kulturowo-cywilizacyjnej wszystkich Narodów na Wschód od Łaby – to z ich punktu widzenia jedynie zaplecze dla ich potrzeb. Duży zbiornik zasobów, z którego mogą czerpać, najlepiej rękami samo-pilnujących się tubylców. Doskonale widać tę koncepcję mistrzowsko i prawie w pełni wdrożoną wobec uzależnionych od Niemiec państw Europy Środkowej. Czechy w zasadzie są już częścią Niemiec, Słowacja podobnie, Polska to szkoda słów, ale nie lepiej jest z państwami bałkańskimi jak i powoli z bałtyckimi, których uzależnienie od Niemiec rośnie z każdym rokiem jeszcze bardziej po przyjęciu Euro. Proszę sobie zadać pytania – jak wygląda struktura gospodarek krajów uzależnionych? Co głównie eksportują i dlaczego przeważnie do Niemiec? Oczywiście dobrze, że ludzie mają pracę, a gospodarka się kręci, jednakże do jakiego stopnia można sobie pozwolić na uzależnienie?
Dzisiaj Niemcy próbują przekonać Europę, a przede wszystkim stworzyć narrację konfliktu, która będą przez kolejne lata kultywować i rozwijać, korzystając z niej wedle własnych potrzeb i dla własnych celów. Będziemy świadkami rzeczywistego straszenia Rosją, z wielkimi zębami, a w cieniu zębów rosyjskiego Niedźwiedzia, Niemcy będą budować swoją potęgę, ale nie przeciwko Rosji. Wystarczy im panowanie nad strefą buforową, tutaj mają swoją rentę zagwarantowaną na tak wysokim poziomie, że zagregowany potencjał Europy Środkowej, daje im absolutną przewagę w Europie. Z Rosją wystarczy handel i stopniowe, powolne, wieloletnie procesy dyfuzji kulturowej, gospodarczej i politycznej. Przecież już nie jeden raz Niemcy rządzili Rosją, a nawet to przecież Niemcy zadecydowali o zaprogramowaniu w Rosji – Komunizmu, Lenin przecież nie przyjechał pociągiem z Marsa, tylko z Berlina.
Dla Rosji Europa Środkowa jest i będzie istotnym problemem, pojmowanym w Moskwie głównie w kategoriach wojskowych. Geografia nie kłamie, nie da się ukryć faktu, że każde duże rozwinięcie wojska skierowane przeciwko Rosji, musi ze względów logistycznych opierać się o terytorium mniej więcej Polski centralnej i wschodniej. Ukraina oczywiście znaczy swoje i zmienia układankę geopolityczną na korzyść Zachodu, jednakże jest na tyle nieprzewidywalna, że można ją, co najwyżej traktować, jako sojusznika, którego trzeba istotnie kontrolować. Wówczas może dać dużą stopę zwrotu, chociażby w postaci korzyści terytorialnych do rozwinięcia uderzenia konwencjonalnego – w miękkie podbrzusze Rosji właściwej. Oczywiście tego typu chore i poronione wizje można mnożyć w nieskończoność.
Ważniejsze jest zrozumienie, że Federacja Rosyjska w ramach strategicznych decyzji o modernizacji swojego państwa, zdecydowała się odrzucić konfrontację, do tego stopnia, że nawet nie pozwala jej sobie narzucić, czego najlepszym przykładem jest racjonalne i pragmatyczno-chłodne zachowanie władz rosyjskich po agresji NATO w Syrii, gdzie podstępem zestrzelono rosyjski samolot nad terytorium tego państwa. Rosja po tym incydencie, ponieważ samolot spadł w Syrii – daleko od granicy, jednoznacznie świadcząc o winie i akcie powietrznej agresji, ze strony Turcji, ma pełne prawo odpowiedzieć zbrojnie na atak. Jednak tego nie zrobiła, ponieważ nie chce konfrontacji, obecna rosyjska doktryna po prostu ją wyklucza, ponieważ – czego nie rozumie Zachód – celem wszystkich liberalnych władz Rosji jest modernizacja i reformowanie kraju, a nie konfrontacja z kimkolwiek. Owszem, jeżeli zostanie ona narzucona, to Rosja jest gotowa przyjąć każdą konfrontację. Jak widzimy także kombinację działań twardych – realnej wojny polegającej na pacyfikacji rosyjskich regionów sąsiedniego kraju, wraz z oddziaływaniem ekonomicznym angażującym mechanikę globalnych rynków energii. Z pewnością nie jest łatwo, jednakże nie są to wyzwania, które rzuciłyby Rosję na kolana, chociaż uświadomienie sobie skali wiarołomności części Ukraińców, uważanych do tej pory za braci musi bardziej boleć niż sankcje.
Tymczasem, z tych samych powodów, dla których z Europy Środkowej jest najłatwiej rozwinąć natarcie sił konwencjonalnych na terytorium Rosji zachodniej, równie łatwo jest handlować, podróżować i współpracować. Co proponował pan Władimir Putin Prezydent Federacji Rosyjskiej w wielkiej wizji wspólnej przestrzeni wymiany i bezpieczeństwa od Lizbony do Władywostoku. Niestety Zachód nie był gotowy, zwłaszcza na traktowanie Rosji, jako partnera. Później już znamy scenariusz – sukces jednego z etapów programu modernizacji państwa, jakim były przygotowania do Igrzysk Olimpijskich w Sochi spowodował szybkie cięcie. Już nie pozwolono Rosji na ani jeden dzień dłużej pokojowego rozwoju i stopniowej modernizacji. Szok, jaki dla Zachodu przedstawiła współczesna, silna i dobrze rządzona Rosja pod rządami pana Władimira Putina spowodował szybkie działania zaradcze. Resztę scenariusza znamy. To łzy i krew ludzi, których jedyną winą jest to, że mówią po rosyjsku. Zabite kobiety, płacz sierot, starcy głodujący w zimnych piwnicach, ludobójstwo w Odessie (2 maja 2014 PAMIĘTAMY!), bloki Doniecka i Ługańska, które ostrzeliwały się same przy pomocy pocisków dużego kalibru i artylerii rakietowej. Do tego pozbawienie Rosjan ich przez lata wydzieranego naturze bogactwa. W tych trudnych dniach, z państw Zachodu, tylko Polska potrafiła zachować się w niewielkim wymiarze pragmatycznie – uruchamiając ruch przygraniczny z pobliskim Obwodem Kaliningradzkim, jak również kontraktując dostawy ropy naftowej na kolejne lata, po takiej cenie, jaką rosyjski partner uważa za umożliwiająca zrównoważenie jego budżetu (około 50 USD za baryłkę), czyli praktycznie dwa razy większą niż obecna cena rynkowa. Być może to niewielkie przejawy partnerstwa, ale prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie. Czym innym jest głupia antyrosyjska propaganda, którą wyraża większość ośrodków opinii politycznej w Polsce, jak również główny nurt polityki realizowany w kontynuacji przez kolejny rząd w Warszawie, a czym innym jest sąsiedzki pragmatyzm, uwidoczniony w tych wąskich przejawach suwerenności Warszawy, które jej jeszcze pozostały. Niestety ze zrozumiałych względów, które przeważają w rosyjskim postrzeganiu spraw polskich, te wąskie przejawy polskiej suwerenności i prawdziwie polskiej polityki znikają pod grubą warstwą głównie medialnej rusofobii.
Nic nie jest lepszą gwarancją współpracy pomiędzy Unią Europejską i Rosją, niż powiększanie wymiany handlowej. To ona jest gwarancją obiektywnej pozycji Rosji w Europie Środkowej, której gwarancją wcale nie są ani armaty, ani „kleszcze gazowe”, tylko popyt i podaż, na rzecz wzajemnych korzyści. Niestety wszystko na to wskazuje, że ta współpraca będzie się odbywała głównie za pośrednictwem potężnych Niemiec, które sprytnie i z żelazną konsekwencją uzależniają od siebie, jako głównego odbiorcy energii Federację Rosyjską, stopniowo przejmując rosyjskich klientów w Europie Środkowej. Już dzisiaj Ukraina kupuje rosyjski gaz z Niemiec przez Słowację! Rusofobia w Polsce doprowadziła do zbudowania gazoportu – wielkiego białego słonia za pieniądze polskich i unijnych podatników, co więcej podobną inwestycję przeprowadziła Litwa. Ponieważ siła oddziaływania Niemiec jest absolutnie dominująca dla krajów Europy Środkowej, dodatkowo odciętych od dostępu do rosyjskiego rynku, ich uzależnienie od Niemiec będzie się powiększać.
W konsekwencji wraz z każdym niesprzedanym polskim jabłkiem, wylanym dla świń litewskim jogurtem lub metrem sześciennym gazu, który przypłynie z Kataru – Rosja będzie traciła swoją obiektywną pozycję w Europie Środkowej na rzecz absolutnej dominacji Niemiec.
Wiemy z historii, że taki stan rzeczy – łamiący naturalną i obiektywną równowagę w naszym regionie, bardzo szybko doprowadzi do konfrontacji, ponieważ niemieckie apetyty rosną w miarę jedzenia. Amerykanie już nie są w stanie kontrolować potęgi Niemiec, co będzie za 10 lub 20 lat stałego wzmacniania ich potencjału, poza paradygmatem unijnym? Klucze do przyszłości naszego regionu, a w znacznej mierze także do przyszłości świata leżą dzisiaj u bram Kremla, od jego gospodarza zależy, czy będzie miał tyle cierpliwości, żeby spokojnie i stopniowo dopasować kolejny kluczyk do kolejnego zamka, czy też zdecyduje się zatrzasnąć za sobą drzwi – błogosławiąc grzech wszechczasów popełniony przez pana Gorbaczowa? Nie ulega wątpliwości, że Rosjanie jeżeli będą musieli, mogą te drzwi wywalić butem, ale to już musieli robić tyle razy w historii, żeby bardziej opłacało się im wyprzedzać konieczność, niż być zmuszanym do reakcji, której niepowodzenie może redefiniować ich państwo. Dzisiaj jest inaczej niż 70 lat temu, dzisiaj na Dalekim Wschodzie czai się wielki Smok, który doskonale rozumie, że rosyjski niedźwiedź tylko wtedy jest śmiertelnie groźny, jeżeli jest zwrócony w jego stronę i bacznie obserwuje każdy jego ruch.
Tych okoliczności doskonale są świadomi decydenci na Zachodzie, dla których maksimum w tej grze, to jest wzajemne rozegranie Chin i Rosji, a kluczem do sytuacji w tym rozdaniu jest wykluczenie Rosji z jej naturalnych i obiektywnych pozycji na Zachodzie. Konflikt na Ukrainie to dopiero wstęp do kolejnego ruchu w tej wielopłaszczyznowej grze. Pomyśleć, że jeszcze niedawno radzieckie czołgi stały na Zachód od Berlina, a kraje takie jak Polska, czy Czechosłowacja – nie musiały się bać potęgi Niemiec, niestety jednak zostały porzucone przez radzieckiego Sojusznika, który dzisiaj jeszcze ma pretensje do tych, których porzucił, że wysługują się Zachodowi. Tymczasem to nie wojska polskie lub czeskie oddały Moskwę Amerykanom, tylko wojska Federacji Rosyjskiej porzuciły Sojuszników na żer silniejszego, potężniejszego i bardziej bezwzględnego rywala. Niestety takie są smutne fakty i tak wygląda ich obiektywna ocena, ze strony przynajmniej tych mieszkańców Europy Środkowej, którzy są świadomi losu swoich państw, jako buforu w przypadku pełnoskalowej konfrontacji pomiędzy Wschodem a Zachodem. Ponieważ dominacja kulturowa, polityczna i ekonomiczna nowych „Sojuszników” w naszych państwach jest totalna, wszystkie głosy racjonalne są tłumione przez oficjalny jazgot rusofobicznego mainstreamu. W konsekwencji, Rosja z każdym dniem odstępowała pola ze swoich obiektywnych pozycji w Europie Środkowej, do dnia kiedy dzięki panu Władimirowi Putinowi Prezydentowi Federacji Rosyjskiej – Półwysep Krymski mógł powrócić do Ojczyzny. Wniosek – Rosja jak chce, to może…
Rosyjskie tłumaczenie tekstu [tutaj]