- Paradygmat rozwoju
Powodzie i podtopienia oraz inne klęski żywiołowe a państwo
- By krakauer
- |
- 07 czerwca 2013
- |
- 2 minuty czytania
Znowu pada deszcz przez kilka dni i znowu w wielu regionach kraju mamy ryzyko powodzi, a praktycznie wszędzie gdzie obok jest jakaś rzeczka lub strumyk – podtopienia. Gminy, czy w ogóle samorządy nie mają pieniędzy na zabezpieczenia przeciwpowodziowe i ich nie przeprowadzają. Powołane do tego państwowe instytucje mają specjalne programy opisujące zjawisko i to co trzeba zrobić, ale na tym praktycznie kończy się całość działań. Na poziomie rządowym nie ma problemu – bo pieniądze są potrzebne na inne sprawy. Dlaczego nie możemy sobie poradzić z banalnym w istocie i możliwym do przewidzenia problemem powodzi i podtopień? Nie oszukujmy się – klimat się zmienia, trzeba się do tego dostosować.
Przecież są banalne systemy komputerowe – dostępne nawet w Internecie umożliwiające przeprowadzenie symulacji powodzi w przypadku konkretnych opadów w danym obszarze! Co więcej chyba wszystkie samorządy mają mapy zagrożeń w przypadku wysokości słupa wody – na wodę 100 i 1000 letnią. Każdy może sobie zobaczyć, czy w razie zagrożenia – jego miejsce zamieszkania, miejsce pracy czy też przedszkole albo chociaż droga którą odprowadza dziecko do tegoż przedszkola będą zalane. Jak już sobie zobaczy może za pomocą posiadanego aparatu percepcyjnego spróbować zrozumieć skalę zagrożenia, bo nawet jeżeli go bezpośrednio nie dotyczy – to jego życie na pewno ulegnie zmianie po wystąpieniu powodzi. W związku z tym nawet zwierzę próbowałoby podjąć jakieś środki zaradcze. Bobry przykładowo zbudują sobie tamę, a lisy przeniosą swoje norki. Człowiek raczej nie przeniesie swojego domu, więc ma problem. Może go rozwiązać odpowiednio przygotowując urządzenia przeciwpowodziowe.
Uwaga robi się to nie po powodzi, jak już będzie wiadomo na pewno jaki miała zasięg, ale robi się to stale (ważne słowo), żeby być każdego dnia w każdej godzinie przygotowanym na możliwość pojawienia się wody w swoim otoczeniu. Podstawą jest odpowiednie planowanie przestrzenne – z zasady nie pozwala się lokalizować stref zamieszkania w miejscach, w których istnieje ryzyko powodzi. Jednakże praktyka w tym zakresie bywa różna o czym swego czasu boleśnie przekonali się mieszkańcy Wrocławia (i innych zalanych miast w pamiętnym 1997 roku), chociaż nikt nie spodziewał się nowego rekordu wody 1000 letniej!
Generalnie nie radzimy sobie z problemem ryzyka wystąpienia powodzi na dużą skalę. Jeżeli powtórzyłaby się taka woda – Wrocław, Kraków, Warszawa – byłyby bezbronne! Czy ktoś jest w stanie wyobrazić sobie co znaczyłoby zalanie chociażby samych zbiorów Muzeum Narodowego czy Biblioteki Jagiellońskiej – położonych bardzo blisko Wisły? Nie wspominając nawet o dramacie Starego Miasta w rejonie Rynku Głównego? Dramat równoznaczny ze zniszczeniami wojennymi! Nie do opisania! Jest to tak przerażające, że jednak nie można sobie tego wyobrazić. Ze wstępną oceną ryzyka powodziowego dla różnych części kraju można zapoznać się na stronie internetowej Krajowego Zarządu Gospodarki Wodnej, warto ponieważ są tam bardzo dokładne mapy.
Podobnie nie radzimy sobie z ryzykiem podtopień, lokalnych wylewów i wody już po kostki, co samo w sobie jest niezwykle uciążliwe i potrafi zdezorganizować życie, często czyniąc je niemożliwym. Problemem jest przeważnie nasza mentalność i brak przestrzegania prawa, czy też dobrego zwyczaju. Żeby zrozumieć o co chodzi – wystarczy będąc na dowolnej wycieczce poza miastem (ale w miastach też to się zdarza) zobaczyć jaki jest stan rowów – przewidzianych celowo i dokładnie w celu odprowadzania nadmiaru wody z posesji, a nie do składowania w nich żwiru, parkowania samochodów, kombajnów, czy też zaorania – no bo szkoda kawałka pola! Nikt tego na co dzień nie widzi i nikomu to nie przeszkadza a skutki w momencie próby są opłakane lub jeszcze gorsze.
Państwo, w tym szczególnie samorządy – muszą uznać problem profilaktyki przeciwpowodziowej za kluczowy aspekt swojej właściwości i wszelkiej aktywności. Ponieważ jeżeli przyjdzie powódź i się zdarzy nieszczęście – bez względu na wszystko społeczeństwo obwini o to władze. Jest to zatem potrzeba fundamentalna dla państwa i niezbędna dla spokoju społecznego.
W związku z tym nie powinno nic stać na przeszkodzie we wprowadzeniu dwóch instrumentów finansowych – umożliwiających samorządom (należy założyć, że państwo zostawi im te zadania) – realizację ochrony przeciwpowodziowej.
Po pierwsze potrzebne jest specjalne opodatkowanie nieruchomości na cele powodziowe – mające charakter powszechny i przymusowy. Najprościej można podwoić obecny podatek od nieruchomości. To można zrobić bez wydania nawet 1 zł na zbędną administrację już teraz, jednakże w sposób systemowy czyli pozwalając samorządom na zwiększenie obecnego podatku od nieruchomości o 33% odpowiednio dla gmin, powiatów i województw, tak żeby to ich organy uchwałodawcze podejmowały decyzję o tym, czy do podstawowego podatku od nieruchomości – należałoby doliczyć jego zwiększenie o 33% dla kolejnego poziomu samorządu na jego zadania przeciwpowodziowe. Decydowałoby ryzyko powodziowe – w danej gminie, powiecie i województwie. Ten samorząd który jako pierwszy uporałby się z ryzykiem i uznał się za zabezpieczony na swoim poziomie kompetencji, ten mógłby znieść lub pomniejszyć ten obowiązek podatkowy. Z pewnością ludzie – motywowaliby do tego polityków, a problem ochrony przed powodzią byłby stałym problemem politycznym, bo odczuwalnym społecznie. Ci co znieśliby dodatkowe obciążenia – mogliby liczyć na popularność, jednakże mogliby je znieść oczywiście po spełnieniu wymogów w porozumieniu z właściwą administracją rządową. Proste, banalne w istocie i automatycznie działające. Coroczność wpływów gwarantowałaby stałe zasilanie prac – czyli programy wieloletnie, stabilne zatrudnienie dla firm budowlanych, więźniów i bezrobotnych!
Po drugie – niestety chociaż nikt nie lubi przymusu dla swojego dobra, trzeba zmusić społeczeństwo do obowiązkowego ubezpieczenia się od ryzyka powodzi (i innych klęsk i katastrof żywiołowych). Rynek w tym zakresie jest niedorozwinięty. Należałoby wprowadzić banalną zasadę – wartość nieruchomości zgłoszonej do ubezpieczenia jest maksymalną ceną za jaką można sprzedać daną nieruchomość, to znaczy – na kwotę uzyskaną ponad tą cenę (równą wartości zgłoszonej do ubezpieczenia) należałoby nałożyć podatek w kwocie 99,999% Oczywiście należałoby uwzględnić amortyzację, odpisy podatkowe – dla zachęty itp. Jeżeli byłoby to powszechne i przymusowe – wówczas udałoby się wykreować rynek podaży tego typu ofert ubezpieczenia i standardy ich wypłacania. Przy czym pewna część składek – ustawowo zdefiniowana np. na poziomie 25% musiałaby być przekazywana jako bezzwrotne darowizny na rzecz państwowych i samorządowych (ochotniczych) służb ratowniczych, czyli w praktyce Straży Pożarnych i formacji Obrony Cywilnej. Te darowizny w momencie zagrożenia zwróciłyby się 1000-kroć!
Reasumując – oprócz wyżej wskazanych działań, w każdej gminie powinien być zatrudniony chociażby na pół etatu architekt krajobrazu czy może inżynier od melioracji – bezpłatnie udzielający porad dla ludzi – w jaki sposób najlepiej ukształtować swoje bezpośrednie otoczenie, tak żeby ograniczyć do minimum ryzyko lokalnych podtopień lub je w sposób odpowiedni skanalizować.