• 16 marca 2023
    • Ekonomia

    Potrzebujemy planu zwiększania wynagrodzeń w tym płacy minimalnej!

    • By krakauer
    • |
    • 22 sierpnia 2013
    • |
    • 2 minuty czytania

    Lata 90-te się skończyły, Leszek Balcerowicz odszedł. Dogmat niskich zarobków, czyniących naszą gospodarkę rezerwuarem taniej siły roboczej niestety nie przeminął. Nie ma żadnych dowodów w teorii ekonomii i w praktyce jej stosowania, że niska płaca minimalna stymuluje ludzi do starania się o pracę, a wysoka płaca minimalna pogrąża przedsiębiorców. W dzisiejszych realiach, gdzie istnieją rozbudowane systemy pomocy społecznej – płaca minimalna bardzo łatwo może być zastąpiona przez system wsparcia, który jest równie efektywny z punktu widzenia beneficjenta. W naszym kraju pomiędzy płacą minimalną netto, najniższą rentą i średnią emeryturą nie ma jakichś szokujących różnic – robiących szał i powodujących, że wszystkich chce się pracować i w tym celu porzucają przysługujące im świadczenia. Jeżeli do tego jeszcze doda się względnie rozbudowany socjal, który trafia głównie do osób i rodzin patologicznych, przeważnie dysfunkcyjnych z własnej winy – mamy taki oto obraz naszego społeczeństwa i rynku pracy jaki mamy. Polska ma największy wskaźnik bierności zawodowej w Unii Europejskiej. W części to także wynik wypychania ludzi z ery PGR-ów i monofunkcyjnych zakładów pracy właśnie na renty, żeby nie tworzyć w Polsce slumsów, ale czas powiedzieć temu szaleństwu dość.

    Gospodarka to zbiór naczyń połączonych. Jeżeli ludzie mało zarabiają, a przeciętnie zarabiają dokładnie tyle ile wydają i to i tak nie zabezpiecza większej części ich potrzeb materialnych – to znaczy, że albo coś z efektywnością jest nie tak, albo ktoś zarabia i czerpie zyski – ale na pewno nie są to ludzie utrzymujący się z pracy.

    Dokładnie tak jest w Polsce – przeklęty dogmat Leszka Balcerowicza, który wziął swój początek w słynnym „popiwku” nadal fermentuje w mózgach elity finansowo-politycznej kraju i nie pozwala na wzniesienie się ponad ten niezwykle szkodliwy obecnie model myślenia. Owszem, wówczas to było potrzebne i prawdopodobnie nas uratowało w znaczeniu makroekonomicznym. Jednakże dzisiaj w erze luzowania ilościowego i przelewania gigantycznych gór pieniędzy przez rynki finansowe – ten dogmat jest szkodliwy. Dzisiaj podstawą gospodarki jest konsumpcja, a ona jest niemożliwa bez dochodów. Oczywiście dochody warunkuje efektywność, jednakże czy my naprawdę jesteśmy tak nieefektywni – przy prawie pełnej kooperacji z super efektywną gospodarką niemiecką, że mając prawie te same ceny na produkty (przeciętnie o 15% niższe) mamy zarobki niższe przeciętnie o 70%?

    Coś się tutaj przy tej transformacji nieudało, ktoś miał zbyt pazerne i chciwe rączki. Jak z łatwością stworzono kiedyś popiwek, tak nikt nie pomyślał o tym żeby później – jak rynek wypracuje swoje standardy – stworzyć siatkę płac umożliwiającą odniesienie do wzorca zarobków w poszczególnych branżach i zawodach, oczywiście w oparciu o średnie rynkowe – żadnej fikcji, czysta statystyka. Co więcej nikt nie wpadł na pomysł, żeby poszczególne wskaźniki pokazywać jako procent – wielokrotność płacy minimalnej. A to wszystko dzieje się w kraju, gdzie płaca średnia w gospodarce ledwo przekracza dwukrotność pensji minimalnej, a sprytni lekarze w państwowych szpitalach zarabiają więcej niż premier rządu!

    Państwu powinno zależeć na wzroście dobrobytu obywateli, dlatego niezwykle potrzebny byłby system kontroli płac, jawnie pytający przedsiębiorców – dlaczego na danym stanowisku dana osoba zarabia akurat taką stawkę. Bez sankcji, jedynie informacyjnie – dla państwa, dla statystyki i dla zainteresowanego. Przykładowo, w firmach logistycznych – których oddziały w Polsce są dokładnymi kopiami tych z zachodu – pensje pracowników są o połowę niższe. Dlaczego? Przecież wykonują tą samą pracę, w tych samych warunkach i na tym samym sprzęcie! Cały outsourcing usług to jedno wielkie oszustwo, bo firmy zwalniają ludzi w krajach macierzystych – zatrudniając Polaków i Polki za fragment tamtych wynagrodzeń! I to się jeszcze nazywa inwestycjami zagranicznymi i daje się temu wsparcie w specjalnych strefach ekonomicznych! Takie kwestie można mnożyć, jawnie już dzisiaj widać, że jako kraj – jesteśmy eksploatowani gospodarczo przez zagraniczny i rodzimy kapitał. Nawet nasze państwo płaci nam śmieciowo – zarobki policjantów, wojskowych, urzędników – są żenująco niskie. Nie można się zatem dziwić, że nie ma popytu konsumpcyjnego, no bo skąd miałby on się wziąć?

    Państwo potrzebuje nowej umowy społecznej – pokazującej społeczeństwu nowy model funkcjonowania gospodarczego kraju. Ludzie muszą wiedzieć, że tak jak co roku indeksowane są renty i emerytury tak też indeksowane są ich płace. Pensja minimalna powinna rosnąc o określone kwoty – w przypadku przekroczenia przez gospodarkę zadanych wskaźników. Pod nią podpięte powinny być wszystkie inne wskaźniki, od progów podatkowych zaczynając, poprzez kwotę wolną od podatku a na składkach i para podatkach kończąc. Całość powinna dynamicznie – rosnąć lub się kurczyć – postępując za cyklem gospodarczym. Być może roczna amplituda to za mało, więc trzeba pomyśleć o planowaniu i wymiarowaniu wszystkiego w cyklach zrównanych z kadencją rządów, ale np. przesuniętą o dwa lata – tak żeby szczyt nowego planowania przypadał na połowę kadencji rządu – przy normalnym biegu kadencji. Ta z kolei powinna być przedłużana o tyle o ile skrócono poprzednią – tak żeby zachować dostosowanie do cyklu.

    Społeczeństwo ma wiedzieć – ma mieć zagwarantowane – o ile wzrosną poszczególne wartości i wskaźniki jeżeli PKB wzrośnie o zadaną wartość. To byłoby bardzo uczciwe, na pewno bardziej przejrzyste niż obecnie, kiedy to rząd lękający się pracodawców trzyma się kurczowo dogmatów z czasów popiwku Balcerowicza, a Polacy teoretycznie mają przeżyć za około 1050 zł netto miesięcznie!

    Jeżeli całość byłaby jawna i byłaby przedyskutowana i zaakceptowana przez wszystkie strony dialogu – to nie byłoby zagrożenia inflacją. W praktyce płace minimalne rosłyby może nie o 50 czy 100 zł brutto ale np. o 500 zł po dwóch latach dobrej koniunktury. To nie byłoby bez wpływu dla gospodarki. Argument o wykluczeniu z pracy młodych można zbić – tworząc podobnie jak w Niemczech definicję pracy dodatkowej – lub pobocznej, w której płaca jest niższa i rządzi się swoimi regułami. Na wszystko są sposoby, trzeba jedynie oderwać się od schematów i myśleć w interesie całości systemu, w którym pracownicy są kluczowym elementem, gdyż tak naprawdę są konsumentami. Kto ma dbać o ich interes jak nie rząd? Przecież im więcej zarobią i im więcej wydadzą – tym więcej rząd złupi w podatkach pośrednich i akcyzowych. No i może wreszcie pojawiłyby się jakiekolwiek oszczędności, których Polacy prawie wcale nie mają!