- Polityka
Potrzebne zmiany systemowe
- By krakauer
- |
- 26 lipca 2012
- |
- 2 minuty czytania
Nie ma, co czarować rzeczywistości. Dotychczasowy model funkcjonowania państwa się wyczerpał. Nie rozwijamy się na poziomie adekwatnym do naszych potrzeb, za niedługo przestaniemy się rozwijać w ogóle. Elita oddzieliła się od społeczeństwa murem własności i ma się dobrze w swoich mikroświatach utrzymywanych na koszt ogółu. Rząd zamiast rządzić, co najwyżej zarządza, ale i tak nie całością spraw państwa, a tylko tymi dziedzinami, które pozostawiono mu w jego właściwości. Mizerność klasy politycznej ujawnia kolejny głupi kandydat na kandydata do objęcia ważnych funkcji w państwie, prezentujący tak obstrukcyjną logikę na temat nepotyzmu, że nie warto jej nawet powtarzać. Nasze państwo zżera od środka rak nepotyzmu i głupoty napędzany strachem przed utratą status quo. Ludzie mają dosyć, ale jeszcze nie na tyle, żeby wyjść na ulice i wywalić polityków z ich pałaców. Jednakże stan pełnej rewolucji i fermentu społecznego jest bardzo prawdopodobny, albowiem w epoce pracy za 7 zł za godzinę nikt nie zrozumie tego, co ma mieć około 100 tys., miesięcznie dzięki znajomościom.
Potrzebujemy zmiany systemowej, nie tylko przewietrzenia gabinetów i wymiany jednej siatki znajomości na inną. Kraj potrzebuje zmiany paradygmatu funkcjonowania na najwyższych szczeblach decyzyjnych głównego zarządzania politycznego najważniejszymi sprawami. Trzeba się zastanowić nad ilością ministerstw, sensem istnienia niektórych z nich, czy naprawdę potrzebujemy tyle urzędów, funduszy agencji i wszelkiego typu instytucji centralnych? Czy nasze państwo nie mogłoby bez tego całego balastu normalnie funkcjonować? To znaczy, czy po likwidacji np. Agencji Rynku Rolnego i przekazania jej kompetencji np. właściwym samorządom – odczulibyśmy jakąkolwiek zmianę? Czy komuś by się coś pogorszyło? Przykładów można mnożyć jeszcze dziesiątki, a być może nawet sto kilkadziesiąt. To nie są instytucje niezbędne, wszelkie tego typu administracje specjalne można z powodzeniem scalić w osobie wojewody lub jeszcze lepiej powierzyć do wykonywania marszałkom województw lub starostom powiatów pod postacią administracji zespolonej. Jest oczywistym, że przy wprowadzeniu zmian zawsze będzie jakiś chaos, ale później całość systemu zaabsorbuje zmianę i będzie funkcjonować w nowych ramach.
Co więcej należy się zastanowić, czy nie powinniśmy zmienić ordynacji wyborczej na wariant uwzględniający możliwość bycia wybranym z poza list partyjnych. Warto się zastanowić, co tracimy, jeżeli nie pozwalamy kandydatom niezależnym na bycie wybieranymi do Sejmu, tak jak to jest w tej chwili. Zabetonowanie sceny politycznej nie służy demokracji, albowiem wyklucza pluralizm. Czas najwyższy, żeby Naród miał prawo wskazywać pełną gamę swoich przedstawicieli, a nie tylko dokonywać doboru z listy wskazywanej przez partyjnych bonzów! Podobnie należy potraktować cały aparat państwowy no, bo niby, dlaczego ma być tak, że sędzia raz mianowany wygrywa życie – nawet, jeżeli przestałby pracować będzie otrzymywał wynagrodzenie? Nie stać nas na utrzymywanie świętych krów, nie stać nas na niańczenie synków polityków, którzy nie potrafili sobie znaleźć pracy na wolnym rynku. Wprowadzenie bodźców efektywnościowych i pro jakościowych do naszego systemu władzy publicznej jest koniecznością, wynikiem nie tylko nagłości chwili, ale to ostatnia szansa na ratunek tego wielkiego butwiejącego domu, który nazywamy Polską.
Alternatywnie, można się w ogóle zastanowić – zgodnie z kierunkiem myślenia niektórych środowisk prawicowych, czy dalsze trwanie przy paradygmacie demokracji jest efektywne? Jeżeli bowiem przyjrzymy się mechanizmom funkcjonowania naszej demokracji, w tym w szczególności zakresowi władzy – lidera partii zwycięskiej mającej większość w koalicji, to czymże innym jest jego styl rządzenia jak nie dążeniem do autorytaryzmu? Może bardziej efektywnie funkcjonowalibyśmy, w przypadku systemu wzorowanego na modelu amerykańskim lub francuskim, gdzie prezydent – głowa państwa jest realnym gestorem najwyższej wykonawczej władzy publicznej, a w pewnych zakresach kompetencji równym władzy ustawodawczej (Balance of power). Może to jest sposób na funkcjonowanie? Przecież nie mamy żadnych doświadczeń funkcjonowania demokracji, w zasadzie równorzędne są dawne galicyjskie, jak i te z Polski międzywojennej. Nic nie stoi na przeszkodzie w przygotowaniu stosownych zmian ustrojowych.
Docelowo musimy posiadać system zakładający wykrzesanie maksymalnej efektywności ze struktury państwowej. Tak, żeby państwo było zdolne do uczestniczenia w międzynarodowej konkurencji, a zarazem stanowiło istotne wsparcie dla obywateli. W przeciwnym razie, będziemy ewoluować w stronę terytorium i wspólnoty post państwowej, podobnie jak od połowy XVIII wieku z tą różnicą, że tym razem, jako post-naród, wyzuty z wartości narodowych na rzecz uniwersalnego konsumpcjonizmu mającego na celu zapewnienie satysfakcji i zadowolenia z życia chwilą – nie będziemy w stanie ponownie stworzyć organizmu państwowego. Nie oznacza to, że czeka nas rozpad i podział pomiędzy sąsiadów, chociaż tego nigdy mając na uwadze nasze doświadczenia historyczne nie można wykluczyć, bardziej należy stawiać na przejęcie kompetencji rządu krajowego przez unijną administrację. Może się okazać, że byłoby to z pożytkiem dla nas.
Reasumując należy stwierdzić, że potrzebujemy zmian systemowych – zupełnie redefiniujących funkcjonowanie kraju i ustrój, w jakim żyje nasze społeczeństwo. Dalsze podtrzymywanie zbutwiałego pnia nie ma sensu, albowiem coraz mniej ludzi widzi sens jakiegokolwiek płacenia za to. Dla wielu tutaj nie opłaca się żyć, albowiem widzą, jakie są różnice w warunkach egzystencji przy zatrudnieniu w pracach zwykłych niewymagających jakichś nadzwyczajnych kwalifikacji tutaj a za granicą. Generalnie życie w Polsce to zgoda na życie byle jak. Władza musi zmienić model funkcjonowania państwa, żeby ludzie odzyskali sens wiary w przyszłość, inaczej tu już nie będzie sukcesów.