• 17 marca 2023
    • Soft Power

    Potęgę Rosji trzeba traktować jako kategorię obiektywną naszego sąsiedztwa

    • By krakauer
    • |
    • 02 listopada 2015
    • |
    • 2 minuty czytania

    W przyrodzie występują i motylki i niedźwiedzie, podobnie jest w geopolityce – istnieją państwa słabe, istnieją państwa silne i istnieją supermocarstwa, w tym jedno takie w naszym bezpośrednim sąsiedztwie, które buduje swoją potęgę na w zasadzie nieskończonym terytorium i jego zasobach oraz rzeczywistej mocy wojskowej, której wykładnikiem jest najpotężniejszy termojądrowy arsenał zniszczenia oraz bardzo silna armia konwencjonalna.

    Granicząc z supermocarstwem można się go bać i mieć powody do tego, żeby się bać, można też się go nie bać, mając lub nie mając odpowiednich powodów, można także być partnerem, oczywiście na tyle na ile jest się w stanie, gdyż o symetrii w zasadzie nie ma mowy. Jednak można próbować, w niektórych dziedzinach gospodarki, czy kultury być blisko, przynajmniej na tyle, żeby czerpać korzyści z sąsiedztwa i pośrednictwa w tranzycie wymiany sąsiedniego supermocarstwa – to strategia bardzo pragmatyczna, wręcz naturalna, mająca na celu odnoszenie korzyści przez wszystkich, którzy chcą współdziałać. To jest możliwe, dowodzi tego sukces międzynarodowego handlu, a jest to tym łatwiejsze, ponieważ supermocarstwu pieniędzy nie brakuje, ma co sprzedać i są to w dominującej części wyroby jak najbardziej poszukiwane na całym świecie.

    Można również granicę uważać za przekleństwo i nie tylko się bać, ale jeszcze kreować sytuację, w której tworzy się różne przeszkody w relacjach pomiędzy supermocarstwem a jego otoczeniem z ograniczeniem własnych relacji. Prowadzi to do strat głównie po stronie podmiotu symetrycznie słabszego, ponieważ supermocarstwo zawsze znajdzie sposób, żeby kontaktować się z ośrodkami, które pragną z nim wymiany. Jedynie wzrosną koszty operacyjne, które w jakiejś części mogłoby zarobić państwo pośredniczące. Mamy przykład w postaci gazociągu pod dnem Bałtyku, który jest najdoskonalszym dowodem na to, że państwo słabe nie jest w stanie w XXI wieku przeciwstawić się państwom silnym w ich woli współdziałania, bez względu na papierowe sojusze, zawsze bowiem najbardziej liczą się pieniądze i fundamentalne interesy.

    Państwo, które obecnie w XXI wieku na pograniczu Rosji i Europy Zachodniej, w pełni świadome swojej roli bufora i przestrzeni tranzytowej – szuka sposobności militarnej, do przeciwstawienia się supermocarstwu, nie mając realnego oparcia w zachodnich sojusznikach, tj. takiego oparcia, jakiego wymaga klasa zagrożenia, które na siebie sprowadza – skazuje się na poważne kłopoty. Ponieważ To nie jest nigdy tak, że akcja dzieje się w próżni. Swoimi pozornymi i nieudolnymi działaniami, uruchamiamy jednak poważne procesy zaradcze i w supermocarstwie i u naszych rzekomych sojuszników. W momencie, gdy dojdzie do jakiegoś przesilenia, a wcześniej czy później do takowego może dojść nawet bez szczególnej woli politycznej, po prostu ze względu na rozkład okoliczności – to będzie dla nas oznaczać wielką niewiadomą. Nie o to chodzi w XXI wieku, nie tak powinno się ustawiać politykę, zwłaszcza wobec zachodnich sojuszy z którymi jesteśmy powiązani. Aczkolwiek na tym kierunku brak jednoznacznych deklaracji i idących za nimi realnych i wymiernych faktów – to dowód na to, że nie mamy na kogo liczyć. Sukcesem będzie już samo to, jeżeli nie będziemy mieli do czynienia z zamknięciem granicy na zachodzie w razie kłopotów na wschodzie!

    Ostatnie 300 lat istnienia i nie istnienia naszego państwa to jedno wielkie zmaganie się z sąsiadami o prawo do istnienia, w wysoce konkurencyjnym środowisku. Bilans tych stuleci był dla nas wyjątkowo TRUDNY, niestety tak wyszło. Pomimo tego my nadal nie potrafimy wyciągnąć właściwych wniosków z różnicy potencjałów i stosować odpowiedniej polityki. Tylko wtedy będziemy wiarygodnymi partnerami dla wschodu i co równie ważne dla zachodu, ponieważ nie będzie czegoś takiego jak „polski problem”. Nie ma znaczenia na ile to problem sztucznie stworzony, a na ile rzeczywisty, ponieważ nie mamy żadnego wpływu na to jak nas postrzegają i na wschodzie i na zachodzie, musimy się liczyć z okolicznościami obiektywnymi. To znaczy, nie poradzimy nic na to, że coś jest takie jakie jest.

    Uwaga, patrzmy na sytuację taką jaka ona jest i zakładajmy gorszy, a w zasadzie prawie najgorszy scenariusz jako scenariusz najbardziej prawdopodobny. USA wycofały się z Europy, a Niemcy prowadzą własną politykę, odmienną od sojuszy atlantyckich, w które jeszcze nadal wierzy się nad Wisłą. Podobnie jest we Francji, pomniejszych ale bardzo wpływowych i bogatych krajach jak Holandia, czy Belgia, nie mówiąc już o Wielkiej Brytanii, która w ogóle nie zamierza ukrywać się z faktem, że traktuje Unię Europejską jako zasób, z którym nie do końca się identyfikuje. Jak w takich realiach możemy w ogóle zakładać konfrontacje ze Wschodem? Przecież to samobójstwo! Jeżeli ktoś nie rozumie o co chodzi, niech popatrzy na Morze Bałtyckie i spróbuje wyobrazić sobie, że na jego dnie leży geopolityczny pakt Ribbentrop-Mołotow XXI wieku, do którego się biernie przyczyniliśmy.

    Wnioski? Wnioski są trudne, a nawet bardzo trudne. Jednakże jedyne możliwe, jeżeli zależy nam na zachowaniu pokojowego paradygmatu współistnienia na mniej więcej dotychczasowych zasadach. Przede wszystkim potęgę Rosji trzeba traktować jako kategorię obiektywną naszego sąsiedztwa. Równolegle nie można zapominać o potędze Niemiec i naszej totalnej słabości, której pomimo jej świadomości przez ostatnie 26 lat nie udało się nam przezwyciężyć, chociaż wiemy o tym że istnieją kraje, które w analogicznym czasie stały się globalnymi potentatami (Korea Południowa), czy też po prostu bardzo dobrze prosperują (Irlandia) do których można i należy się porównywać. W NASZYM INTERESIE JEST SAMODZIELNE CZERPANIE KORZYŚCI Z SĄSIEDZTWA I POŁOŻENIA GEOGRAFICZNEGO. Można to oczywiście robić dalej w ten sposób, że to co eksportujemy do Rosji, to głównie nasze części w niemieckich, czy europejskich wyrobach, albo zachodnie produkty produkowane w zachodnich fabrykach zlokalizowanych w Polsce. Jednakże takie myślenie oznacza, że prędzej czy później będziemy importować rosyjski gaz z Niemiec i będziemy uważać to za coś normalnego. Czy to o to chodziło? Jeżeli tak, to znaczy się że silnie się w kraju nie rozumiemy.

    Rosyjskie tłumaczenie tekstu [tutaj]