- Religia i państwo
Popapostazja Janusza Palikota
- By krakauer
- |
- 19 maja 2012
- |
- 2 minuty czytania
Akt apostazji, jaka to odwaga osobista! Jaka manifestacja humanizmu! Nowoczesności! Nonkonformizmu! Do tego akt apostazji przed kamerami telewizji na żywo to wyraz popapostazji.
Wedle pana Palikota symbole religijne są używane, jako symbole partyjne, w szczególności krzyż – zawłaszcza go wedle jego słów przez Prawo i Sprawiedliwość. Skrajny materializm, upadek etyczny, upartyjnienie kościoła, powodują, że ona Janusz Palikot w takim kościele być nie może. Zwłaszcza, że kościół zdaniem pana Palikota jest pazerny na pieniądze. Zatem, podstawą do deklaracji religijnej dotyczącej kwestii wiary, wedle pana Palikota mogą być banalne kwestie doczesne. Świadczy to o potwornej przewrotności tego człowieka, nie uznającego niczego ponad to, co w danym momencie jest mu potrzebne.
Deklaracja Janusza Palikota to show, popapostazja – zwykłe wygłupianie się przed kamerami i błazenada symboliczna, czyniona w miejscu szczególnym, – dlatego ohydna i niebezpieczna. Można uznać, że miejsce wybrane na show przez pana Palikota nie było przypadkowe nie tylko z powodu kolejnego protestu – przeciwko decyzji o pochówku wawelskim tragicznie zmarłej pary prezydenckiej. Prowokacja Palikota jest szersza, on próbuje zawłaszczyć miejsce, które należy do kogoś innego, o wiele potężniejszego od Palikota – Jana Pawła II, albowiem to jego pałac, jego okno, jego ulica – wszyscy pamiętamy „Franciszkańska trzy, jakby ktoś pytał”! To miejsce szczególne dla wszystkich wierzących Polaków, skąd ich Papież rozmawiał z ludźmi bezpośrednio – jak równy z równym, miejsce gdzie naród śpiewał wspólnie z Ojcem Świętym „Barkę”, gdzie się modlił, gdzie w trakcie komunizmu mógł czuć się przez chwilę wolny – albowiem potęga osoby Ojca Świętego wykluczała działanie totalitarnego państwa. To miejsce dzisiaj podeptał Janusz Palikot, deklarując o dokonaniu aktu religijnego, którego znaczenia prawdopodobnie nie rozumie, zwłaszcza że miał za plecami Bazylikę Franciszkanów (na zdjęciu) będącą realnym Kościołem (świątynią), a przyczepił swój akt popapostazji na drzwiach pałacu biskupiego, czyli miejsca gdzie mieszka Metropolita Krakowski.
Apostazja to bunt i odstąpienie, wywodzi się ze starogreckiego słowa ἀποστασία oznaczającego odstąpienie, bunt i postawę względem czegoś. W świetle dokumentów Kościoła Katolickiego, nie można przestać być Katolikiem. Człowiek raz ochrzczony nie ma możliwości zaprzeczyć temu aktowi. Zgodnie z nauką Kościoła, apostazję uznaje się za dobrowolną ekskomunikę. W kwestii regulujących to zagadnienie przepisów prawa kanonicznego, panuje silna dezinformacja i brak oficjalnego stanowiska sankcjonującego jakąś „ścieżkę” lub „okienko”, którą lub w którym ochrzczeni Katolicy mogliby odstępować od Kościoła.
Teoretycznie propagatorzy apostazji mają słuszność, wskazując na konflikt pomiędzy prawem kościelnym a państwowym na gruncie przyznanych przez Konstytucję wolności osobistych. Jednakże myli się każdy, kto zestawia przynależność do Kościoła Katolickiego z przynależnością do organizacji społecznych (członkowskich). To nie to samo, Kościół Katolicki nie jest stowarzyszeniem, to nie są Stany Zjednoczone Ameryki! To Rzeczpospolita Polska, gdzie pytanie, czym jest Kościół Katolicki i jaki jest jego status formalno-prawny względem organizacji państwowej jest tak zwanym pytaniem trudnym i nieprecyzyjnym, albowiem zawiera samo w sobie kilka złożonych problemów. W wielkim uproszczeniu opisanie stosunku Państwo – Kościół opiera się na art. 25 Konstytucji RP stanowiącym zasadę poszanowania autonomii oraz wzajemnej niezależności każdej ze stron w swoim zakresie, jak również współdziałania dla dobra człowieka i dobra wspólnego. Co to oznacza? Nie mniej i nie więcej, a dokładnie tyle, że Kościół Katolicki jest podmiotem/strukturą/organizacją na terytorium państwa polskiego istniejącą równolegle wraz ze strukturą państwową i cieszy się w tym zakresie autonomią! Zasadę tej wzajemnej niezależności i autonomii Państwa i Kościoła zawarto także w umowie międzypaństwowej, jaką jest konkordat między Stolicą Apostolską a Rzeczpospolitą Polską z 28 lipca 1993r., (ratyfikowany 23 lutego 1998r.), który w art. 1 stanowi, że Państwo i Kościół katolicki są każde w swej dziedzinie – niezależne i autonomiczne oraz zobowiązują się do pełnego poszanowania tej zasady we wzajemnych stosunkach i we współdziałaniu dla rozwoju człowieka i dobra wspólnego. W praktyce oznacza to dokładnie tyle, że państwo nie może nakazać Kościołowi Katolickiemu, takiej zmiany swojego prawa (warto pamiętać, że Prawo Kanoniczne jest takie samo dla całego Kościoła) – żeby pan Palikot mógł otrzymać papierek potwierdzający oficjalne wypisanie się z „członkostwa” wspólnoty wiernych.
Szkodliwość czyny pana Palikota jest, dlatego trudna do tolerowania, albowiem sieje on w istocie głupotę. Jego dzisiejszy akt publiczny został nie bez powodu ucharakteryzowany na akt Marcina Lutra, czym Palikot obraził już nie tylko Katolików, ale także Protestantów, albowiem przez minione 500 lat, nie słyszano o przybijaniu niczego do żadnych biskupich drzwi! Ale Janusz Palikot nie jest i nie będzie Marcinem Lutrem, chociaż widać, że bardzo chciałby nim być. Przy czym, Luter przybił swoje tezy na drzwiach Kościoła, a Palikot przyczepił plastrem klejącym na bramie miejsca, gdzie biskup śpi. Naprawdę, trzeba się znać na wszystkim, nawet jeżeli ma się zamiar dokonać profanacji. Skandalem jest, że jego publicznie dokonanej podwójnej popprofanacji nikt nie potępił, albo przynajmniej nie wyśmiał bo w istocie na to ten akt błazenady zasługuje. Oczywiście głos należy do hierarchów obu kościołów, jednakże wierni także mają możliwość zaprotestować przeciwko czynom pana Palikota.
Być może głupotę najlepiej jest przemilczeć? Ale fakt jest faktem, jeżeli ktoś nie chce być członkiem Kościoła i publicznie to ogłasza, to dopóki nie zwróci się do biskupa z prośbą o pokutę traktujmy go tak jak na to zasługuje, czyli jako poganina, no chyba, że aktowi apostazji towarzyszy akt wyznania innej wiary.
Przejdź na samą górę