• 16 marca 2023
    • Paradygmat rozwoju

    Polskie wnioski z greckiej tragedii

    • By krakauer
    • |
    • 03 lutego 2012
    • |
    • 2 minuty czytania

    Od ponad roku obserwujemy powolną agonię Grecji, kraju którego upadek finansowy, stał się symbolem obecnego kryzysu zadłużenia, finansów publicznych w Europie. Państwo greckie ujawniło przed światem skale swojego zepsucia i niewydolności – przerażając skalą powszechnego marnotrawstwa nawet przyzwyczajonych do głupoty gospodarczej wschodnich Europejczyków. Dodatkowo grecka elita polityczna nie przedstawiła się z najlepszej strony, albowiem nie jest w stanie przeprowadzić głębokich reform strukturalnych zmuszających własne społeczeństwo do poszukiwania nowych form aktywności.

    Struktura gospodarki greckiej i jej kształt są odbiciem sumy wielu czynników związanych z funkcjonowaniem greckiego społeczeństwa od okresu powojennego. Kraj ten w znacznej mierze był rządzony centralnie w rozumieniu centralnego planowania w krajach realnego socjalizmu oraz podlegał ograniczeniom wolności, jakie niesie ze sobą niemal każda dyktatura. Grecy swoją roszczeniową postawę wobec państwa mają głęboko zakorzenioną w świadomości ze względu na tradycję tzw. rządów rodzin i wszechpotężnych związków zawodowych oraz wieloletnie nawarstwienia przyzwyczajeń (klientelizm, tolerancja dla łapówek itp.). Ich przyzwyczajenia i styl życia ponad stan spowodowały, że dla ich opłakanej sytuacji nie ma zrozumienia w śród społeczeństw krajów płatników – przekonanych o ponoszeniu nadzwyczajnych kosztów dotowania zadłużonej Grecji. Jest to istotnie pewien fenomen, albowiem społeczeństwo upadłej Grecji generalnie ma się nie źle i żyje na stosunkowo wysokim poziomie dobrobytu, czego nie można było powiedzieć np. o Polakach na początku transformacji. W praktyce sytuacja przedstawia się w ten sposób, że rząd Grecji bierze unijną zapomogę po to, żeby zapłacić za obligacje, – które emituje w części składowej po to – by móc zapłacić np. emerytury lub pensje pracowników sektora publicznego.

    Największym problemem 11 milionowej Grecji jest to, że w zasadzie niczego nie produkuje, niczego w rozumieniu globalnie pożądanych produktów. Grecka gospodarka w około 15-20% polega na dochodach generowanych z turystyki, jest to główna eksportowa gałąź gospodarki. Poza tym, w relacjach globalnych liczą się generalnie jedynie dochody z gospodarki morskiej (transport) i tyle świat ma z Grecji i Greków. W efekcie korzystania na tanim kredycie dzięki Euro, Grecja dorobiła się 350 mld Euro długu publicznego (około 150% rocznego PKB)! Większość pieniędzy przejedzono, wybudowano przy tym liczne „katedry na pustyni”, czyli obiekty infrastruktury – przerastające swoim rozmachem potrzeby lokalnej społeczności/gospodarki – lub których koszty utrzymania przekraczają uzyskiwana z nich lub dzięki nim (np. jako efekty mnożnikowe) stopy zwrotu. Jeszcze ciekawiej wyglądają greckie wydatki na uzbrojenie – to prawdziwy fenomen – albowiem Grecja jest jednym z najsilniej zbrojących się państw NATO!

    Grecy nie zainwestowali pożyczanych pieniędzy np. w przestawienie gospodarki na „bez emisyjną”, ekologiczną – idącą w kierunku wykorzystywania, upowszechniania i eksportowania nowoczesnych technologii. Grecja jest takim samym krajem, jakim była przez lata – w istocie zacofanym, z mentalnością mieszkańców typu wschodniego.

    Nie ma łatwej recepty na rozwiązanie problemu, ponieważ greckie społeczeństwo nie rozumie, dlaczego nagle jest tak bardzo źle i dlaczego padło ofiarą kryzysu. Najtrudniej jest im uwierzyć, że żyli na kredyt – ponad to, co są wstanie sprzedać i wyprodukować. Euro usztywniło relacje spowodowało, że rynkom bardzo łatwo jest powiedzieć sprawdzam! Nie da się przeprowadzić dewaluacji i rozmyć wcześniejszych kredytów w morzu inflacji.

    Nie będziemy analizować szczegółowo ekonomiczno-społecznych implikacji kryzysu, całość zagadnienia bardzo szeroko i obiektywnie przedstawiono w dokumencie: „Kryzys grecki – geneza i konsekwencje” dostępnym na stronach naszego Ministerstwa Finansów tutaj.

    Z naszego punktu widzenia bardziej interesujące są unijne i międzynarodowe konsekwencje sytuacji, w jakiej się znalazła Grecja, albowiem w podobnej sytuacji w przypadku ziszczenia się szeregu negatywnych przesłanek może znaleźć się Polska.

    Pierwszą zasadniczą sprawą, na jaką należy zwrócić uwagę jest pełne zakłamanie greckich elit rządzących krajem. Kłamano na każdym poziomie, w tym fałszowano oficjalne statystyki – między innymi po to żeby otrzymać Euro. Z tego powodu, nie można się dziwić państwom starej Unii, że nie bawią się z Grecją w zbyteczną dyplomację – albowiem faktycznie Grecy ponoszą pełną odpowiedzialność za sytuację, w jakiej się obecnie znajdują. Jednakże pojawiające się w mediach krajów zachodu – różnego rodzaju insynuacje o „sprzedaży wysp”, lub jawne nawoływania polityków do ograniczenia suwerenności Grecji – muszą skłaniać do poszerzonej refleksji – albowiem jakbyśmy się czuli – gdyby Niemcy za pomocą swojej bulwarowej prasy zaproponowali nam w zamian za pomoc finansową – przekazanie im np. województw zachodniopomorskiego, lubuskiego i dolnośląskiego oraz opolskiego? Jakbyśmy się czuli, gdyby w wyniku ogólnej porażki gospodarczej i niemożności spłacania zobowiązań – nasz kraj był stale pouczany przez Berlin – o tym, w jaki sposób ma się rządzić? Co więcej jak byśmy zareagowali na próby wprowadzenia do Polski „nadzorcy”, który na najwyższym poziomie zarządzania państwem, – czyli w Radzie Ministrów – stanowiłby ostatnie ogniwo odwoławcze i akceptujące podejmowane decyzje?

    Zadanie tych pytań pokazuje skale problemu, ale niestety nie jesteśmy w o wiele lepszej sytuacji niż Grecja. Podobnie jak Grecy – również jesteśmy narodem konsumentów – klientów supermarketów, z tą różnicą, że naszej gospodarce udało się w wielu elementach podczepić pod Niemiecką lokomotywę i całość się jakimś cudem bilansuje, głównie dzięki nadmiernemu eksploatowaniu klasy tzw. przedsiębiorców. Jednakże, czy bylibyśmy w stanie zaakceptować takie traktowanie jak obecnie traktuje się Greków – w razie problemów? Czy w ogóle jeszcze moglibyśmy się skutecznie przeciwstawić? Nie chodzi o obronę zbrojną, aczkolwiek w istocie niczego nie można wykluczyć, – ale o odpowiedzialność elit – czy nasi przywódcy byliby w stanie się skutecznie przeciwstawić presji najpotężniejszego państwa Unii Europejskiej? Do tego państwa, z którym sąsiadujemy i z którym łączy nas tragiczna historia?

    Żeby odpowiedzieć na to pytanie należy sobie uświadomić, jakie to spowodowałoby przetasowania na krajowej scenie politycznej! Generalnie w kraju dyskutowalibyśmy wówczas o wystąpieniu z UE, albowiem w praktyce do tego byłaby sprowadzona dyskusja podjudzana przez fobie antyniemieckie. Efekty takiej polityki byłyby tylko i wyłącznie negatywne dla całego kraju i jego zdolności do samofinansowania się, a w konsekwencji do jego zdolności obronnych i przetrwania w ogóle!

    W naszym przypadku kluczowe jest trwałe dostosowanie się do spełniania warunków konwergencji, zanim zdecydujemy się na przyjęcie Euro. Równie ważne jest dopasowanie cyklów gospodarczych do cyklów gospodarczych w Niemczech, co więcej w naszym interesie jest jeszcze większe związanie gospodarcze z Niemcami, – jako gospodarka nadążna i podwykonawcza, albowiem tylko w ten sposób zapewniamy sobie bilet w pierwszej klasie do dobrobytu. Na konkurencję lub nawet na stanie z boku nie możemy sobie pozwolić, ponieważ w żadnej mierze nie wytrzymamy niemieckiej konkurencji, a z drugiej strony nie korzystanie z ich potencjału byłoby naszym największym błędem, jaki możemy popełnić.

    Bez względu na powyższe, – co jest i powinno być dalej nadrzędnym paradygmatem funkcjonowania naszej gospodarki, musimy pomyśleć o planie B, tzn. o sytuacji, w której rząd niemiecki nie będzie nam już tak bardzo przychylny jak przez ostatnie 22 lata! Problem polega na tym, że bez przekształceń strukturalnych w gospodarce i stopniowej zmianie modelu życia społeczeństwa – nie mamy nawet, co o tym myśleć. Czy to się nam podoba czy nie, status „półkolonii” gospodarczej – to wszystko, o czym możemy myśleć, – jeżeli naszym nadrzędnym celem jest podążanie mityczną ścieżką „zachodnich demokracji” w kierunku wzrostu poziomu życia (konsumpcji) społeczeństwa.

    Stąd apel o poważną dyskusję i poszukiwanie sposobów na rozwój gospodarczy i nowy model funkcjonowania naszego państwa i społeczeństwa – albowiem mityczny model zachodniego dobrobytu jest dla nas przy obecnej strukturze generowania dochodu nieosiągalny. Szklany sufit stanie się widoczny, gdy nasza gospodarka wyczerpie rezerwy wzrostu, a demografia w sposób nieubłagany spowoduje „derozwój”. Nie chodzi tylko o to, że koło 2050 roku nie będzie miał, kto zarabiać na emerytury, – ale bez narodowo zorientowanych struktur gospodarczo-finansowych, zainteresowanych lokowaniem zysków (ze stopy zwrotu) w narodowej gospodarce – nigdy nie przebijemy się ponad pewien poziom ogólny. Oznacza to, że w przyszłości nie tylko zachowamy dystans zamożności do społeczeństw zachodnich, ale na trwale zachowamy pewien stosunek, którego nie będzie można przekroczyć. Mechanizm ten działa już dzisiaj, można się było o nim przekonać podczas niedawnej decyzji jednego z koncernów motoryzacyjnych, który zdecydował na przeniesienie części produkcji nowego modelu samochodu do swojej ojczyzny – po to, żeby dać pracę mieszkańcom swojego kraju a nie Polakom. Nie da się zaprzeczyć oczywistym faktom – owszem może kapitał nie ma ojczyzny, ale osoby nim zarządzające mają! Albowiem jak każdy podlegają regułom życia we współczesnym świecie.

    Reasumując, ze względu na słabość własnych struktur państwowych i brak pewności, co do zachowania się własnej elity – nie można w żadnej mierze dopuścić do sytuacji analogicznej z sytuacją grecką. W praktyce naszych realiów i ryzyka narastania fobii antyniemieckich oznaczałoby to wystąpienie Polski z Unii Europejskiej. Trudno mając taką perspektywę ułożyć jakikolwiek scenariusz, albowiem w przypadku zmiany polityki rządu niemieckiego – czekają nas tylko i wyłącznie gorsze czasy i bez wymyślenia nowego pomysłu na Polskę nie mamy nawet, co myśleć o zmianie rzeczywistości. Nie ma nic ważniejszego niż niepodległość i suwerenność, ale w praktyce nie da się jej utrzymać bez Unii Europejskiej, która jest jej najbardziej efektywnym gwarantem.