- Ekonomia
Polska – kraj zjadaczy kurczaków i ziemniaków!
- By krakauer
- |
- 28 stycznia 2014
- |
- 2 minuty czytania
Patrząc na ceny w naszych sklepach i na naszych bazarach można się przerazić i mieć stany lękowe, za każdym razem jak idzie się na zakupy. To nie jest zrozumiałe, że polędwica cielęca kosztuje za kilogram 90-130 zł w dużym mieście, a nie pachnie ani świeżością, ani nadzwyczajną jakością. W ogóle ceny mięsa w sklepach są porażające, taniej jest się karmić owocami cytrusowymi, których nazw nawet nie umie się powtórzyć. Natomiast ceny dobrej jakości mięsa i ryb są szokujące – to nie jest na kieszenie polskich konsumentów.
Społeczeństwo jeżeli kupuje jakieś mięso, to głównie kurczaków, które jeżeli miały szczęście to przez jeden dzień – już po uboju widziały słońce, wcześniej nie, ponieważ nowoczesne metody chowu w euroklatkach rządzą się swoimi prawami. Mięso kury musi być tanie, standard jakości jest znany, a mrożonki na naszym rynku się nie sprzedają. Stąd też mamy wybór podrobów, udek, skrzydełek, piersi – wszystko to kurczaki, które żyją swoim krótkim zżyciem tylko po to, żeby spocząć w naszych żołądkach. Jednakże biada temu, kto myśli że na takim kurczaku bez „kostki rosołowej” ugotuje sobie wspomniany rosół. Kurczak, który nie widział słońca i kosztuje za kilogram 12 zł – nie nadaje się do takich celów, po prostu nie ma tłuszczu, a raczej ma go bardzo mało.
Nasza dieta narodowa opiera się na przetwórstwie ziemniaka, potrafimy zrobi z niego pierogi, wódkę, sałatkę, zapiekankę, frytki, w zasadzie wszystko co tylko się da. Oczywiście najbardziej zaawansowanym sposobem na spożytkowanie ziemniaków jest karmienie obierkami prosiaków, a następnie spożywanie mięsa wieprzowego. Jednakże to w przeciwieństwie od cielęciny jest uważane za nie zdrowe. W Internecie można przeczytać bardzo wiele poważnych informacji na temat szkodliwości mięsa w ogóle, a zwłaszcza czerwonego.
Można się z tego śmiać lub nie, ale warto jest zrobić bilans tego czym się odżywiamy, nawet nie dla celów diety, ale po prostu dla celów własnego obrachunku – ile, czego i za ile człowiek spożywa. Wiele osób, które nie mają czasu na gotowanie w domach żywi się w restauracjach i różnego rodzaju punktach gastronomicznych, przez co ma raczej inny odbiór skali problemu, jednakże tutaj też szału nie ma – bary mleczne z menu opartym na kaszy, mące i ziemniakach święcą triumfy. To w zasadzie jedyne punkty gastronomiczne w naszych miastach, gdzie można wejść jako osoba o średnich dochodach – bez lęku, że rachunek popsuje nam smak potrawy.
W tym najzabawniejsze jest to, że jeżeli chodzi o produkcję żywności jesteśmy unijną potęgą, a ostatnio nawet udaje się eksport na rynki poza unijne, gdzie konsumentów stać na najlepsze produkty naszego przemysłu przetwórczego. Jednakże w kraju nadal wspomniany na początku kilogram cielęciny kosztuje około 100 zł – co jest po prostu nienormalne. Żeby było śmieszniej, przeprowadzone badanie uczestniczące – dostarczyło informacji, że widziana naocznie przez autora cielęcina w sklepie była produkcji duńskiej! Nasza jest podobno dużo droższa, bo lepsza i cała jest rozchwytywana i eksportowana do bogatszych krajów Unii, których mieszkańców – w tym Duńczyków stać na dobre, zdrowe mięso krowie z Polski.
Wspólnotowa polityka rolna to fascynujący mechanizm. Dobrze, że jest ale niestety jej głównym efektem w Polsce jak do tej pory jest rozwój suburbiów, bo migrujące dzieci z wiejskich rodzin kupują mieszkania na obrzeżach dużych miast – finansując kredyty hipoteczne właśnie pieniędzmi z dopłat bezpośrednich. Wieś wyszła na swoje, osiągnęła swoje cele biologiczne, ale nadal jest biedna, zacofana i dzięki temu ekologiczna. W efekcie produkcja rolna i zwierzęca z Polski – znajduje szybki zbyt na bogatym zachodzie, podczas gdy Polska musi importować cukier, a w sklepach wielkopowierzchniowych w dużych miastach – łatwiej jest kupić kawałek krowy, który sobie szczęśliwie chadzał po zachodniej Jutlandii niż po naszej Suwalszczyźnie! Naprawdę, nie da się nie kochać Unii Europejskiej!
Problem jest jednak poważny, albowiem jaki ma sens życie w kraju, w którym za przeciętną pensję nie jest stać przeciętnie żyjącego człowieka nawet na to, żeby zjeść kilogram polędwicy co tydzień! No bo jak to wydać 100 zł na jeden kilogram mięsa? Przecież można mieć za to kilka kilogramów piersi z kurczaka! Nie mówiąc już o ziemniakach i piwie do popicia – fajny grill można zrobić!
Żyje się wspaniale! A kiedyś nasi dziadkowie i pradziadkowie zjadali gęsi, kaczki, dziki, sarny, woły, prosiaki… mięso na polskich stołach ma długą tradycję, ale dopiero teraz w Unii Europejskiej doprowadziliśmy do perfekcji model, w którym za sprzedaż swojego mięsa – stać nas na kupowanie cudzego i jeszcze nam zostaje pieniędzy!
Naprawdę Polska to wspaniały kraj!
Rosyjskie tłumaczenie tekstu [tutaj]