- Ekonomia
Polska – kraj ludzi dorosłych mieszkających z rodzicami
- By krakauer
- |
- 07 lutego 2013
- |
- 2 minuty czytania
Na zachodzie zauważono, że coraz więcej młodych ludzi wchodzących w dorosłość nie jest w stanie się usamodzielnić w istniejących realiach ekonomicznych, usamodzielnić to znaczy nie tylko założyć rodzinę, ale po prostu samemu mieszkać i samemu się utrzymywać pod względem opłat i kosztów życia. Z zakładaniem rodzin bywa często trudniej, jest to jednak także problem kulturowy a nie tylko ekonomiczny.
Gospodarka się zacięła, zniknęły łatwo dostępne i dobrze lub bardzo dobrze płatne miejsca pracy dla ludzi zachodu, własność jest w posiadaniu przeważnie przedstawicieli pokoleń w sile wieku lub schodzących – młodzi chcąc wejść w dorosłość dotychczas opierali swój model funkcjonowania na powiązaniu pracy z kredytem, często konsumowanym przez kolejny awans, spadek, dobre małżeństwo. Nie było problemu w myśleniu otwierającym przyszłość, ponieważ były dostępne dochody z pracy, którymi można było finansować samodzielne życie, które jak wiemy – bardzo często kończy się wspólnym pożyciem no a jak pojawiają się dzieci – to trzeba kupić większe mieszkanie lub dom, czyli brać kolejny kredyt.
W ten sposób gospodarki zachodu doskonale się kręciły napędzane potrzebami rozwijającego się społeczeństwa. Baza materialna – bogactwa rodziców nagromadzonego, co najmniej od ostatniej wojny – pozwalała na swobodne gromadzenie kwalifikacji w procesie studiów jak również poprzez zwiedzanie świata – albowiem nie było problemów z finansowaniem umożliwiającym życie na wysokim lub bardzo wysokim poziomie uznawanym na zachodzie za standard lub standard aspiracji. Bańka pękła i okazało się, że niektóre kraje nie produkują już niczego, a przynajmniej niczego takiego, co ktokolwiek chciałby od nich kupić, w tym ich właśni obywatele. W ten sposób mechanizm się zaciął – okazało się, że samo studiowanie nie jest już powodem do rozpierającej dumy, a z malowania gen derowych obrazków nie da się wyżyć podobnie jak nie da się wyżyć z opalania się na jachcie. Realna gospodarka, która przesunęła miejsca pracy europejczyków na Daleki Wschód zaczęła odtrącać i wykluczać. Sitem okazały się przede wszystkim kwalifikacje i koneksje. Mając kwalifikacje zawsze można jakąś pracę znaleźć, jednakże dobrą pracę można znaleźć już tylko z koneksjami. Już nie każdego stać na śniadanie i kawę w lokalnej restauracji, o obiadach na mieście też trzeba było zapomnieć, a wieczorne biesiadowanie wspólne na całej długości ulicy to wygasła melodia przeszłości. Podobnie ubrania okazały się nagle przerażająco drogie, co prawda przeciętny zachodni europejczyk ma kilkanaście par butów, szafy doskonałej, jakości drogich markowych ubrań – jednakże chciałoby się czegoś nowego, a człowiek nie może sobie na to pozwolić – jedynie może polować na przeceny! Samochód? To powoli marzenie tak odległe jak wcześniej własny jacht lub samolot – aczkolwiek wcale te nie były tak bardzo nieosiągalne. Dzisiaj posiadanie i utrzymanie samochodu wymaga pracy, osoba bezrobotna może sobie na to pozwolić jedynie z trudem.
Wszystko to powoduje, że młodzi na zachodzie, żeby nie rezygnować z własnych aspiracji i w miarę możliwego do realizacji modelu życia wedle wzorca ciągle bogatych elit – zrobią wszystko i poświęcą wszystko, co zbędne, żeby tylko było ich stać przynajmniej na formalne funkcjonowanie i wrażenie luksusu. Nic nie jest, bowiem tak bolesne jak odarcie ze złudzeń. Stąd też ilość osób wyprowadzających się od rodziców drastycznie maleje, nie opłaca się usamodzielniać. Zachodnie mieszkania są przeważnie duże, poza tym wiele rodzin ma wspaniałe domy i mieszkania w miastach – następuje rozdział, tam dzieci – tu rodzice, za wszystko nadal płaci z konta tata. Cud dawnej rewolucji przemysłowej procentuje, rodzice mają ziemię, obligację, lokaty, dywidendy, prawa patentowe, ryzykowne inwestycje w krajach wschodzących, złoto, dzieła sztuki. Poduszka amortyzująca przetrwanie zachodniej burżuazji jest ciągle puchata, olbrzymia i miękka. Jest, na co spadać, ale, po co spadać? Jeżeli można się bez końca wylegiwać? Uroki tego modelu są właśnie odkrywane na zachodzie przez młodzież, przymuszaną do takiego wzorca życia przez kryzys i brak miejsc pracy dla osób z przeciętnymi kwalifikacjami.
Jak sytuacja wygląda w Polsce? To nasz kraj musi nas bardziej interesować, przecież nas bardziej dotyczy. Niestety u nas jest o wiele gorzej i to już od dawna. Model mieszkania trzech pokoleń w M3 znamy od zarania naszych dziejów, najpierw wojna i zniszczenia wojenne powodowały, że nie było mieszkań stąd trzeba było się gnieździć. Potem za Polski ludowej też nie było łatwo, chociaż budownictwo mieszkaniowe było jednym z priorytetów gospodarczych każdej kolejnej pięciolatki. Niestety, problemu braku mieszkań nie udało się rozwiązać do dzisiaj – nawet wolnemu rynkowi. Ludzie się nie wyprowadzają od rodziców, ponieważ po prostu nie mają, dokąd, nie mają, za co i nie mają perspektyw poprawy swojej sytuacji. Równolegle życie biegnie do przodu – dotychczasowe dzieci dorastają, rodzą własne dzieci i dalej się gnieżdżą – ciągle w trzy pokolenia. Poziom dochodów Polaków jest, bowiem tak zatrważająco niski, od co najmniej trzech lub czterech pokoleń, że mało, kogo stać na usamodzielnienie się! Przeciętni ludzie muszą się jakoś mieścić, gnieździć, liczyć grosz do grosza i czekać na cud (śmierci), który rozwiązuje najwięcej problemów mieszkaniowych Polaków.
Przez pewien krótki okres „nadwiślańskiej prosperity” wydawało się przynajmniej niektórym, że coś znaczą, że coś mogą, że ich pieniądze są na tyle warte, że mogą brać kredyty i kupować mieszkania na wolnym rynku. Faktycznie przez jakiś czas tak się działo, jednakże model rynkowy – umożliwiający rozwój społeczno gospodarczy przy ekonomizacji racjonalności działania wszystkich graczy (uczestników) procesu okazał się fatalny w skutkach. Otóż, kredyt hipoteczny zaciągany przez młodych pragnących usamodzielnienia się Polaków okazał się najskuteczniejszym w 1000 letniej historii Narodu – masowym środkiem antykoncepcyjnym. Po prostu Polaków nie jest stać na spłacanie kredytów hipotecznych, przy jednoczesnym utrzymywaniu rodziny, w rozumieniu 2+>1. Rodzina wielodzietna wśród inteligencji to rzadkość, albo „dar Boży”. Tu nie chodzi o banalny wybór – nowy samochód, czy dziecko. Tu jest potrzebny i samochód i chciałoby się mieć dziecko, jednakże nie wystarcza na to pieniędzy. Po prostu tak została zaprogramowana gospodarka, a nasze dochody są na tyle skromne w stosunku do kosztów, że jeżeli na koszty egzystencji nałożymy koszty kredytu, to najzwyczajniej po prostu brakuje. Jak brakuje to się z czegoś rezygnuje, najprościej jest przełożyć decyzje najbardziej kosztowne – stąd w skali makro obserwujemy brak urodzeń, brak małżeństw, albowiem przy dzisiejszym nastawieniu roszczeniowym nikomu nie opłaca się ponosić takiego ryzyka bez podstawowych gwarancji ekonomicznych. Efekty? Opłakane – oto Polska właśnie.
O ile mieszkańców zachodu Europy może dziwić, to że nie stać ich na samodzielność – to w Polsce jest to pewien standard. U nas wśród rodzin o średnich i niższych dochodach, nie mówiąc już o rodzinach ubogich – wariant zamieszkiwania wraz z rodziną jest standardem. Nie ma w ogóle opcji usamodzielnienia się no, bo skąd? Dopiero jak się odziedziczy po kimś mieszkanie albo prawo do mieszkania, wówczas rodzina idzie na tzw. swoje. Standardem natomiast jest po prostu wspólne klepanie biedy i cały zestaw pułapek ekonomiczno-społecznych, jakie z takim wspólnym pożyciem są związane.
Musimy się przyzwyczaić, że Polska to kraj ludzi dorosłych mieszkających z rodzicami.