• 16 marca 2023
    • Paradygmat rozwoju

    Polska koniem trojańskim USA w Europie? O strategicznych prowokacjach z USA

    • By krakauer
    • |
    • 21 grudnia 2012
    • |
    • 2 minuty czytania

    Ostatnio w polskiej prasie, w tym w szczególności w różnego rodzaju mediach internetowych wydawane są przedruki – z tłumaczeniem na język polski różnego rodzaju opinii i felietonów utytułowanych amerykańskich politologów i ekspertów od wszystkiego, często publikujących pod markami znanych think tanków – instytutów badawczych, czy też na łamach tamtejszej prasy – najczęściej bardzo niszowej dla intelektualistów. W tych opracowaniach lansowane są różne tezy, niektóre z nich dotyczą Polski w kontekście estymacji jej przyszłości, czy też jawne jej przepowiadanie w sposób polegający na doczepianiu Polakom mniejszych lub większych skrzydeł.

    Przerażają w szczególności te wszystkie opracowania, które traktują Polskę, jako podmiot – w znaczeniu celów politycznych wynikających z racji stanu – odrębny od Unii Europejskiej, w swojej istocie podmiotowo samoistny i aspirujący do roli czegoś, czym ze wszelkich sił nie chce być – czegoś pomiędzy. Wieszczy się nam już prawie bycie regionalną potęgą, samodzielną, zdolną do powstrzymywania Rosji i bycia partnerem wobec potężnych Niemiec. To naprawdę niesamowite wizje, których bez względu na płytkość i życzeniowość argumentów – zawsze tym samym zwornikiem jest przekleństwo, jakie przylgnęło do nas w wyniku awantury irackiej, określającej Polskę, jako wydajny koń trojański USA w Europie. Koń dodajmy łakomy i podstępnie wyżerający trawę i owies z europejskiej stajni, ale wiernie nasłuchujący przywołania swojego amerykańskiego pana, pod którym pragnie bezrefleksyjnie, bezmyślnie i nawet wbrew własnym interesom służyć!

    Wszelkie elementy tego typu retoryki powinny być natychmiast bezwzględnie z całą surowością wyśmiewane przez polskie ośrodki myśli strategicznej, gdyby takowe rzeczywiście istniały i były na tyle niezależne, żeby np. zamiast lżeniem specyficznego prezydenta sąsiedniego kraju – mogły zajmować się po prostu myśleniem. Nasz problem, bowiem polega na tym, że cierpliwość europejczyków, w tym Niemców – kiedyś się wyczerpie. Obecnie możemy liczyć na sarnie serduszko naszej – nie bójmy się tego powiedzieć – wspaniałej Kanclerz wielkich, bogatych i potężnych Niemiec! Jednakże nie możemy liczyć na to, że okazując bezmyślną niewdzięczność w sprawach strategicznych tak będzie zawsze, że niemieccy podatnicy sfinansują nam zakupy amerykańskich F-16, francuskich łodzi podwodnych i jeszcze pewno elektrowni atomowych!

    Europejczycy w przeciwieństwie do Polaków doskonale wiedzą, jakie mają interesy, my nie możemy się obawiać Rosji, a zarazem pochłonięcia przez wielkie Niemcy, które najpierw wykupią, potem zasiedlą, a następnie w ramach regionalizacji – praktycznie oderwą od Polski nasze obecne tereny zachodnie, do niedawna wschodnie prowincje Rzeszy Niemieckiej, (która w sensie prawnym w zasadzie istnieje). Jeżeli na tym paradygmacie będziemy opierali naszą politykę, to prędzej czy później skończy się ona taką samą klęską jak pamiętny wrzesień, albowiem i tak – zawsze w ostatecznym rozrachunku zabraknie nam sił. Nawet przy wsparciu potężnych, bogatych i super zaawansowanych technologicznie Stanów Zjednoczonych – nie będziemy w stanie z powodów geograficznych się obronić, no chyba, że nawet na szczeblu dywizjonów polskiej artylerii – do dyspozycji dowódców związków operacyjnych będzie amunicja atomowa 155 mm małej mocy, natomiast potężny arsenał w tym około 2000 głowic termojądrowych umożliwiających odparowanie cywilizacji z powierzchni półkuli północnej będzie spokojnie czekać w naszych arsenałach. Nie łudźmy się jednak, albowiem aż do takiego wzmocnienia naszego państwa „sojusznik” amerykański się nigdy nie posunie, gdyż to nie jest w jego interesie.

    Ameryka ma problem z Europą, albowiem wie, że jeżeli ta się otrząśnie, scali i wzmocni – będzie najpotężniejszym imperium świata zachodniego. Jeżeli do tego europejczycy dodadzą potencjał wielkiej Rosji – to USA staną się jedynie jednym z graczy na arenie globalnej, bardzo istotnym, być może ubiegającym się o palmę pierwszeństwa np. z tytułu przewagi technologicznej, ale na pewno już niewiodącym i jedynym niepodzielnie władającym.

    Dlatego właśnie amerykańskie ośrodki opinii i różnego rodzaju liderzy – będą mamić Polskę specjalnym statusem, czy czymś na kształt pozycji państwa Izrael, żebyśmy nie rezygnowali z naszego tak ukochanego ułańskiego machania szabelką na wschód, przy jednoczesnym ostrożnym podchodzeniu do zachodu – pełni poczucia niezawinionej winy złodzieja, który nagle się dowiedział, że mieszka w czyimś domu i je z cudzego talerza! I nie ma przy tym znaczenia, że to ktoś inny przepędził wcześniej właściciela, a jego zresztą też.

    Musimy zmienić to chore myślenie o jakimkolwiek murze, przedmurzu, czy też kompleksie oblężonej twierdzy, albowiem to przekleństwo się ziści szybciej niż nam się wydaje, przy czym przez przynajmniej trzy czwarte okresu przygotowań zachodu do nowej polityki, nie będziemy świadomi, że nasz koń dostaje np. genetycznie zmodyfikowaną paszę, powodującą coraz większe wzdęcia. Potem nastąpi wzdęcie i koń trojański po prostu zrobi wielką smutną kupę z krwi i ciał młodych Polaków, którzy ponownie w walce pełnej beznadziei i w osamotnieniu oddadzą życie – za efekty poboczne cudzej polityki.

    Dlatego wypiszmy na murach naszych miast jedno wielkie słowo – EUROPA! Konkretniej Unia Europejska! To jest jedyny gwarant pokoju, bezpieczeństwa, stabilności i dobrobytu na naszym kontynencie. Przy czym mamy pełną świadomość, że nie wszystkim – jak np. amerykanom podoba się to, że będą zaraz mieli nie tylko gdzie dzwonić w Europie, ale to Europa podniesie telefon i przywoła przerośnięte ambicje byłej brytyjskiej kolonii do porządku (np. w sprawach klimatycznych). Mamy w tej chwili po temu wszystkie atuty na naszym kontynencie, żeby ten wspaniały sen cesarzy rzymskich się ziścił – wielkie europejskie imperium – uznające wartości, moralność, prawdę, demokrację i przede wszystkim prawa człowieka za prawdziwie przestrzegane wartości. Silne jednością wielości i różnorodności, mówiące kilkudziesięcioma językami, tolerancyjne kulturowo, uwolnione z kieratu dogmatów religii, ale szanujące prawa wierzących i dające swobodę kultu. Prawdziwe imperium sprawiedliwości, dobrobytu i pragmatyzmu, zdolne do przyciągnięcia do siebie w sensie gospodarczym, a także z czasem mentalnym, militarnym i kulturowym – wielkiej Rosji, jak również krajów muzułmańskich Afryki północnej oraz przede wszystkim potężnej Turcji.

    Musimy myśleć o sobie i liczyć przede wszystkim na siebie. Nie potrzebujemy ani Ameryki, ani amerykańskich żołnierzy, ani tak naprawdę NATO, albowiem bilans ostatnich 23 lat sojuszu jest dramatyczny – organizacja niezdolna do działania w zakresie podstawowym, czyli obrony Europy przed jakimikolwiek zagrożeniami, nie mówiąc już o potencjalnym zagrożeniu rosyjskim. Przegrana kosztowna wojna w Afganistanie, tylko wpędziła nas w konflikt z państwami muzułmańskimi, przy całej fikcji Pax Americana! Na dłuższą metę współdefiniowanie bezpieczeństwa wspólnie z USA odbije się nam czkawką, albowiem o ile znowu nie wplątają nas w jakąś bezsensowną awanturę opierając się na fałszywych doniesieniach własnych służb specjalnych. To jest wielce prawdopodobne, że wmieszają się w mniej lub bardziej intensywny konflikt na Bliskim i/lub Dalekim wschodzie! Biorąc pod uwagę ich politykę, to tylko kwestia czasu. Przykładowo obecnie w Syrii – zachód unika interwencji, jednakże międzynarodowi handlarze bronią mają niespodziewane żniwa, albowiem ktoś płaci, ktoś przymyka oko na dostawy, ktoś przekazuje – widać, że się dzieje. Nawet będąc idiotą łatwo można się domyśleć, kto kontroluje przestrzeń powietrzną w regionie, pomijając już nawet zdolność do nasłuchu elektronicznego wszystkiego, wszędzie i wszystkich. Europa powinna zacząć samodzielnie odpowiadać za swoje bezpieczeństwo, co może oznaczać nawet rozwój własnego potencjału nuklearnego poszczególnych krajów, czy tez wspólnoty, jak również już najwyższy czas na budowę prawdziwej europejskiej armii. Naprawdę wiele racji miał wielki europejski polityk – Charles de Gaulle, wycofując Francję w marcu 1966 roku ze struktur wojskowych NATO, pozostając jednak członkiem struktur cywilnych.

    Naszym celem musi być coś o wiele więcej niż ponowne bycie przedmiotem cudzej polityki! Nigdy więcej nie możemy popełnić błędów, które skumulowane we wrześniu 1939 roku, do dzisiaj oddziaływają na nasz kraj. Nic o nas bez nas! A o wiele lepiej jest jeść małą, ale własną łyżeczką codziennie – i współdecydować, jakie potrawy mają być gotowane – niż przez jakiś czas cieszyć się cudzą dużą łyżką i sięgać nią do nawet podarowanego garnka, za który jak się zawsze w naszej historii okazuje musimy płacić krwią i płaczem polskich kobiet.

    Trzeba umiejętnie filtrować intencje Amerykańskich ośrodków opinii, bacznie uważając na wszystko to, co oni adresują do naszego – niezwykle czułego na postrzeganie nas ucha. Nie można pozwalać na poklepywanie się po ramieniu. Ameryka nie była, nie jest i nie będzie, nawet gdyby chciała – gwarantem naszej niepodległości i niezależności w obecnych granicach. Ewentualne koszty adekwatnego do skali wyzwań zaangażowania – przewyższają wszelkie możliwe korzyści.