• 16 marca 2023
    • Polityka

    Po co dostarczać zmartwień rządowi? Zwłaszcza w kwestii europejskiej

    • By krakauer
    • |
    • 25 września 2012
    • |
    • 2 minuty czytania

    Nie ma żadnego uzasadnienia dla dostarczania dalszych zmartwień obecnemu rządowi, czy też „zarządowi III RP”, jak twierdzą niektórzy. W Unii Europejskiej właśnie z pełną mocą rozkwita debata pod prostym hasłem – jakiej Unii chcemy, na jaką jesteśmy gotowi, tymczasem nasi władcy zajmują się troską o seniorów albo feministki, ewentualnie usłużne media pokażą w porze największej oglądalności jak cieli się rekin grenlandzki czy jakieś inne niezwykle ciekawe zwierzę. Natomiast byt Polski w Unii, jako główny problem polityczny, który przerósł obecną elitę naszego kraju zupełnie nie istnieje, poza jakimiś pohukiwaniami pana ministra spraw zagranicznych na pewne środowiska polityczne w Wielkiej Brytanii o polskim niezachwianiu w euroentuzjazmie. No jeszcze trzeba wymienić przebijające się do mediów zagadnienia słynnych 300 mld zł na naszą dalszą transformację z nowej perspektywy finansowej UE. Problem polega na tym, że nie są to dla nas dobre wiadomości, albowiem na pewno nie będzie to kwota tak wysoka i jest pewne, że rząd będzie musiał się tłumaczyć z porażki negocjacyjnej, albowiem nie da się wynegocjować tak znacznych kwot przy sprzeciwie państw płatników – pogrążonych w kryzysie lub wręcz już zatopionych. Przedstawienie tej sprawy, jako sukces to poważne wyzwanie dla PR-owców rządu, albowiem pewnym jest, że mu się za to od opozycji oberwie. Będzie czarno na białym, jak krowa na łące stało ile obiecywano w klipach wyborczych a ile wynegocjowano, różnica w dół to będzie szerokie pole do strzelania w premiera osobiście i całą Platformę Obywatelską. Żeby uniknąć problemu, rząd może próbować sprawę rozmydlić, ubrać w jakieś inne zagadnienia, jednakże to na nic się nie zda, albowiem sprawa sama wybuchnie medialnie – jak tylko będą znane oficjalne stanowiska negocjacyjne poszczególnych państw. Alternatywnie można zdewaluować złotówkę na np.. 5,5 zł za Euro i jeżeli fundusze unijne zmniejszą się o około 20-30% to wyjdzie zgodnie z obietnicami i tak kwota w złotych. No, ale miejmy nadzieję, że takiego scenariusza nie zrealizujemy, albowiem oznaczałoby to w praktyce groźny powiew kryzysu, na który chyba nie jesteśmy gotowi.

    Mając na względzie jednak interes kraju, jako coś nadrzędnego nad jakimkolwiek sporem politycznym lub nawet jego brakiem, trzeba zadać pytanie o to jak głęboko jesteśmy w stanie pójść w Polsce w stronę prawdziwej integracji – takiej ze wspólnym ponadnarodowym rządem, władzami, parlamentem, uprawieniami na poziomie Brukseli do decydowania o naszym życiu codziennym itp. Czy w ogóle jesteśmy w stanie przejść do myślenia o takiej Unii? Co jesteśmy gotowi poświęcić? Sprawy obyczajowe? Prawo do zadłużania się? Walutę? Politykę zagraniczną? Obronność? Promocję gospodarczą? Czy w ogóle uświadamiamy sobie, co może dla nas oznaczać wzmocnienie Unii Europejskiej – kosztem państw narodowych? Czy w ogóle bylibyśmy w stanie uznać federację europejską za coś nadrzędnego nad naszym, może nie do końca udanym, ale mimo wszystko własnym i niepodległym (formalnie) państwem?

    Jeżeli tak, to, co by się stało na krajowej scenie politycznej, jeżeli nagle okazałoby się, że federacją rządziłby Niemiec, a właściwie Niemka? Czy przyjęlibyśmy polecenia od niemieckich urzędników wydawane w kategoriach imperatywów? A od holenderskich? I w ten sposób można mnożyć mniej lub jeszcze mniej sensowne pytania – wzmacniając narodowe fobie.

    Oczywiście to i tak nie ma znaczenia, albowiem problemem interesuje się czynnie może 0,1% społeczeństwa i to raczej zawodowo niż z potrzeby i świadomości a biernie nie więcej niż 10%. Dlatego też szanowni państwo czytelnicy polecam wiadomości na temat ocielenia się rekina czy też wieloryba grenlandzkiego, jak również najnowsze doniesienia dostępne na głównej stronie – mainstreamowego medium na temat braku bielizny dolnej u jednej z celebrytek na jakimś oficjalnym bankiecie – to są problemy! To jest naprawdę ważne! A nie żebyście się mieli państwo stresować naszą pozycją w UE za 10 lat, z pewnością będzie to przedstawione, jako sukces podobnie jak nasza słynna już prezydencja, a raczej związane z nią sześć słynnych strzałek.

    Dlatego nie zadawajmy żadnych trudnych pytań rządowi, ma wystarczająco trudną sytuację. Następny artykuł o rekinach!


    Przejdź na samą górę