- Ekonomia
Czy PiS chce zostawić po sobie przekroczenie progu ostrożnościowego?
- By krakauer
- |
- 04 maja 2017
- |
- 2 minuty czytania
Obserwując politykę budżetową Prawa i Sprawiedliwości, trzeba zadać pytanie w kwestii problemu progu ostrożnościowego, o którym mówi Konstytucja w art. 216 ust. 5. Rozdział X ustawy zasadniczej dotyczy finansów publicznych, a przywołany ust. 5 ma zasadnicze znaczenie dla całego państwa: „Nie wolno zaciągać pożyczek lub udzielać gwarancji i poręczeń finansowych, w następstwie których państwowy dług publiczny przekroczy 3/5 wartości rocznego produktu krajowego brutto. Sposób obliczania wartości rocznego produktu krajowego brutto oraz państwowego długu publicznego określa ustawa.” Delegację ustawową określa ustawa z dnia 27 sierpnia 2009 r. o finansach publicznych (Dz.U. 2009 Nr 157 poz. 1240 z późn. zm.). Rozdział 3 tej ustawy w art. 86 i następnych odnosi się dokładnie do kwestii progów ostrożnościowych zawartych w Konstytucji i programu sanacji finansów publicznych – obligatoryjnie wynikającego z przekroczenia progów. Zawarte tam zapisy to automaty, po prostu po przekroczeniu progu relacji zadłużenia do PKB na poziomie 55% – nie przewiduje się deficytu budżetu państwa, albo relacji tego długu zgodnie ze wskaźnikiem tam opisanym. Po przekroczeniu 60% jest jeszcze gorzej, go trzeba nie tylko ograniczyć budżet, ale jeszcze ciąć istniejący dług.
Niestety już dzisiaj jesteśmy prawie na progu ostrożnościowym 55%. Wedle informacji z końca marca 2017, dostępnych na stronach Ministerstwa Finansów: „Państwowy dług publiczny (PDP, zadłużenie sektora finansów publicznych po konsolidacji) na koniec IV kwartału 2016 r. wyniósł 965.201,5 mln zł, co oznaczało:
– wzrost o 25.641,2 mln zł (+2,7%) w IV kwartale 2016 r.,
– wzrost o 87.919,1 mln zł (+10,0%) w stosunku do końca 2015 r.
Relacja PDP do PKB w 2016 r. wyniosła 52,1% (na podstawie wstępnego szacunku PKB opublikowanego przez GUS 28 II 2017 r.) i wzrosła w porównaniu z 2015 r. o 3,3 pp.
Dług sektora instytucji rządowych i samorządowych (dług EDP) stanowiący jeden z elementów kryterium fiskalnego z Maastricht wyniósł w IV kwartale 2016 r. 1.006.281,6 mln zł i wzrósł:
– o 27.684,8 mln zł (+2,8%) w IV kwartale 2016 r.,
– o 86.705,6 mln zł (+9,4%) w porównaniu z końcem 2015 r.
Relacja długu EDP do PKB w 2016 r. wyniosła 54,3% (na podstawie wstępnego szacunku PKB opublikowanego przez GUS 28 II 2017 r.) i wzrosła w porównaniu z 2015 r. o 3,2 pp.” Źródło MF [tutaj].
Nie ma co się czaić nad krajowym lub unijnym sposobem liczenia zadłużenia, bo pomiędzy 52,1% a 54,3% tak naprawdę, nie ma jakiejś szokującej różnicy. Wszystko powyżej 50% jest już na poziomie zagrożenia dla funkcjonowania naszego państwa, ponieważ biorąc pod uwagę skalę zadłużenia zagranicznego i w walutach obcych – mocniejsze wahnięcie na Złotym, może spowodować MIMOWOLNE przekroczenie tego progu. Po prostu Złoty spadnie o tyle, że wartość długu przeliczana z walut zadłużenia, na walutę krajową da nam przekroczenie progu ostrożnościowego. To można stosunkowo łatwo policzyć, a w konsekwencji poznać liczby bezpieczeństwa, czyli ile rząd jeszcze może wydać.
Mając powyższe na uwadze w kontekście swobody finansowej z jaką Prawo i Sprawiedliwość podchodzi do dysponowania środkami publicznymi – trzeba się zastanowić czy mamy do czynienia ze strategią, że po nas potop? Jeżeli nie, to prawdopodobnie liczą na to, że uda się im zmienić Konstytucję, żeby móc dalej zadłużać państwo. W pierwszym przypadku to oczywiście scenariusz, jakby musieli oddać władzę, a w drugim to scenariusz kontynuacji, zapewniający im finansowanie do póki inflacja nie upomni się o swoje.
Właśnie o „demonie” inflacji trzeba w tym przypadku pamiętać, bo jak do tej pory, to żyliśmy bez tego przekleństwa, jednak jeżeli tylko się ją uwolni, to będzie bardzo trudno, a nawet trudniej, niż bardzo – znowu ją okiełznać. Kraj tak bardzo zadłużony jak nasz, musi się z tym liczyć, że z inflacją nie wygra. Jeżeli się ona pojawi, w tym znaczeniu że będzie odczuwalna na poziomie około 10%, to wszyscy równo zapłacą za politykę Prawa i Sprawiedliwości, ale najrówniej zapłacą ci, którzy żyją z miesiąca na miesiąc. Przy czym z perspektywy władzy, wcale nie będzie lżej. Co prawda inflacja jest najlepszym sposobem na uporanie się z zadłużeniem, jednak trzeba pamiętać, że w naszym przypadku – zadłużenie zagraniczne nie pozwoli cieszyć się nam z „dobrodziejstwa” inflacji. Po prostu przyrośnie nam jeszcze więcej długów, niż mamy. Dodatkowo wraz ze spadkiem wartości waluty narodowej, będzie je jeszcze trudniej spłacać.
Oscylowanie na krawędzi progu ostrożnościowego jest niezwykle ryzykowne, osiągnęliśmy granicę poza którą nie można się już zadłużać. Rząd powinien zacząć wprowadzać politykę zaciskania pasa, a nie rozdmuchiwania wydatków socjalnych. Dopłacanie do dzieci jest dobre, ale powinno mieć jakiś filtr polityki socjalnej. Natomiast, dlaczego dopłacamy zagranicznym koncernom do ich fabryk – to jest pytanie, na które nie ma łatwej odpowiedzi.