- Cytaty
Pingpongowy katolik?
- By krakauer
- |
- 26 stycznia 2013
- |
- 2 minuty czytania
Jak niebezpieczny jest ideowy redukcjonizm i zwykła pycha, czy też przekonanie o własnej nieomylności mógł przekonać się znany medialny celebryta – filar prawicowej publicystyki pan redaktor portalu Fronda.pl Tomasz Terlikowski. W wywiadzie udzielonym portalowi „na:temat” pan Terlikowski odpowiadał na pytania pani Anny Wittenberg, deklarującej się tamże jako ateistka, a pytania dotyczyły ogólnego przeglądu twórczości pana Terlikowskiego, jej formy i treści – obecnej w publicystyce publicznej, jak również jego osoby. W szczególności jedna z odpowiedzi i powiązana z nią kolejna odpowiedź pokazują jak niestety niebezpieczny jest redukcjonizm i jak trzeba się go wystrzegać, będąc nawet tak doskonałym retorem jak jest nim z pewnością pan Terlikowski. Poniżej udowodnimy, na przykładzie – niestety pana Terlikowskiego jak niebezpieczne jest upraszczanie i spłycanie, a zarazem jak niebezpieczne jest przekonanie o racji w swojej przewrotnej powierzchowności, albowiem wierni Kościoła Katolickiego czytający ten nieszczęsny wywiad mogą odnieść wrażenie, a nawet nabrać przekonania że np. są gorszymi, czy też nie są katolikami, albo w jakiejś mierze oddalają się od Kościoła i nauki Jezusa. Zacytujmy część tego, co powiedział pan Terlikowski:
[Tomasz Terlikowski:] (…) Mamy taką tendencję do mówienia: jestem katolikiem, ale nie zgadzam się z tym, tym i tamtym. Wyobraża sobie pani, że ktoś się zapisuje do związku pingpongistów, a na trzecim spotkaniu mówi, że ping pong to w zasadzie fajna gra, ale stół jest za wąski, piłeczka za mała, a rakietka niewygodna i w związku z tym proponuje wprowadzić boisko do siatkówki, piłkę do nogi i kije bejsbolowe? Co byśmy powiedzieli o takim człowieku?
[Anna Wittenberg] Że nie jest pingpongistą.
[Tomasz Terlikowski:] Więc dlaczego próbujemy to robić z katolikami? Jeśli ktoś jest posłem, a głosuje przeciwko nauce Kościoła, to powstaje pytanie, czy on jest katolikiem.
Już samo porównanie chrześcijaństwa do „pingponga” a Kościoła Katolickiego do związku pingpongistów jest, co najmniej nietrafione, o ile nie jest w jakiejś mierze bluźnierstwem. Czyniąc takie porównanie autor pławi się w pysze – bryluje intelektualnie a zarazem w swej świadomości jest przekonany o słuszności doboru formy i adekwatnej do niej – opisującej kontekst treści. Niestety nic bardziej mylnego. To redukcjonizm w najczystszej formie, wręcz nagi i w pełni brutalistyczny, dla sprawy szkodliwy – napędzany przez jakieś niebezpieczne „ego”, które wychodzi z autora. Uporządkujmy zatem te sprawy, otóż Chrześcijaństwo jest religią, sprawą indywidualnej wiary w Boga osobowego, którego znamy z przekazów, objawień i pasterskiej działalności Kościołów chrześcijańskich, jak również aktywności starszych braci w wierze, którzy mają przywilej posiadania tej wiedzy kilka tysięcy lat dłużej od nas. Dla chrześcijan „obrządku” katolickiego oficjalnym przedstawicielem Boga – Jezusa na ziemi, jest (upraszczając) w wyniku następstwa po wskazanym przez niego Piotrze – obecnie kolejny Papież, zarazem Biskup Rzymu. Ma on swoją siedzibę w Rzymie, a ściślej wydzielone państwo Watykan – w samym centrum włoskiej stolicy (bardzo łatwo trafić).
Natomiast „pingpong” a właściwie ping-pong to gra sportowa – tenis stołowy, który narodził się w Anglii pod koniec XIX wieku, sama nazwa, którą przytacza pan Terlikowski została zastrzeżona przez jednego z producentów sprzętu do tej popularnej gry a następnie sprzedana potężnemu amerykańskiemu koncernowi. Organizacją, odpowiedzialną za międzynarodowe standardy – zwane też zasadami gry w tenis stołowy jest Międzynarodowa Federacja Tenisa Stołowego „International Table Tennis Federation” z siedzibą w Lozannie w Szwajcarii. Strukturę organizacyjną i przewodnictwo tej organizacji można sobie sprawdzić na jej stronie internetowej.
Dotychczasowa prezentacja chyba jest wystarczająca, dla każdego – miejmy nadzieję także pana Terlikowskiego i pani Wittenberg, żeby zrozumieć zasadniczą różnice pomiędzy byciem katolikiem, tj. przynależnym do wspólnoty chrześcijańskiej obrządku rzymskiego – uznającym Jezusa za osobowego i żywego Boga, a Papieża – Biskupa Rzymu za jego formalnego przedstawiciela na ziemi; a tenisem stołowym, międzynarodową federacją tej gry sportowej – zwanej w cytowanym wywiadzie „pingpongiem”.
Jeżeli to nie wystarczy, to podążając dalej śladem pingpongowych porównań pana Terlikowskiego, zobaczmy jak stać się pingpongistą? Najprościej jest się zapisać do jakiegoś klubu zrzeszonego w „Polskiej Federacji Tenisa Stołowego”, która np. w Warszawie (żeby pan Terlikowski miał bliżej) posiada wedle informacji na stronie „Mazowieckiego Okręgowego Związku tenisa Stołowego” – aż 24 kluby! Po spełnieniu wymagań formalnych można się zapisać i realizować swoje tenisowe pasje. Natomiast z Chrześcijaństwem jest o wiele trudniej, co prawda można samodzielnie zgłosić akces w dowolnej chwili, ale z zasady przyjęło się w kraju o ugruntowanej tradycji chrześcijańskiej, że „członkostwo” nabywa się poprzez chrzest zaraz po urodzeniu. Zawdzięcza się to rodzicom – świadomym katolikom.
Miejmy nadzieję, że już na pewno wszystkim w tym panu Terlikowskiemu (jak zeznaje wierzącemu) i pani Wittenberg (jak podaje niewierzącej) udało się wyjaśnić kluczowe dla naszego tematu różnice pomiędzy chrześcijaństwem w jego katolickim wydaniu a tenisem stołowym. Jeżeli mimo to, ktoś dalej ma wątpliwości i pozostając pod wrażeniem retorycznego redukcjonizmu pana redaktora Terlikowskiego widzi znak równości pomiędzy tymi absolutnie nie porównywalnymi sprawami, może korzystając z Internetu łatwo wyszukać filmy, obrazy, teksty opisujące te zagadnienia.
Warto, albowiem są rzeczy, które ludziom inteligentnym wolno czynić – np. dokonywać adekwatnych zestawień faktów i porównań, a także są rzeczy, które dla pragnących zachować ten status są niedopuszczalne. Nie można zestawiać chrześcijaństwa z tenisem stołowym, nawet, jeżeli to jest ładne, szybkie, „fajne” i trafiające do słuchaczy (czy też czytających) porównanie, albowiem jest nieadekwatne, a w swojej konstrukcji nieobiektywne a wręcz fałszywe i szkodzi zrozumieniu nadawanego przekazu. W tym właśnie prawdopodobnie tkwi problem pana Terlikowskiego, że on na siłę, (jako choleryk) usiłuje wygłosić tezę – zupełnie nie bacząc na to czy i jak zostanie zrozumiany, czy też w jakim stopniu. Jest to kluczowe w procesie komunikowania, albowiem z zasady – chociażby z szacunku dla interlokutora trzeba się wypowiadać tak, żeby ten nas zrozumiał! Po prostu taki jest cel komunikowania się! Jeżeli chcemy wygłaszać orację a następnie tarzać się na dywanie w spazmatycznym samouwielbieniu do własnego talentu oratorskiego – to, co innego! Zostajemy w domu – wchodzimy na stołek i łubudubu – ile fabryka dała w piersi! Też wolno! No chyba, że sąsiedzi będą mieli inne zdanie. Jednakże nie o to chodzi w wywiadzie! Rozmowie! Dialogu! Uderza brak szacunku! Może nawet mamy w tym wywiadzie chęć poniżenia? Zostawmy…
To, że ktoś będący katolikiem – ma tendencję do mówienia, z czym w nauczaniu Kościoła się nie zgadza nie upoważnia nikogo do podważania jego wiary i samego faktu do bycia w katolickiej wspólnocie chrześcijan. To była pierwsza redukcja pana redaktora Terlikowskiego, która niestety natrafiła na panią Wittenberg – prawdopodobnie niemającą rozeznania w sprawach wiary (jak sama zeznała – ateistkę), tenisa stołowego jak również elementarnej logiki. Otóż, to że właśnie w Krakowie za oknem piszącego te słowa pada śnieg i jest zimno, wcale nie jest jednoznaczne z tym, że pani Anna Wittenberg – właśnie w tym momencie zmienia prawe przednie koło w samochodzie pana redaktora Tomasza Terlikowskiego! Przy czy, właśnie w Krakowie pada śnieg, co więcej jest on biały i jest bardzo zimno, a piszący te słowa posiada okno i jest w tej chwili w Krakowie. Natomiast pani Wittemberg – może akurat zmieniać jakieś koło w samochodzie pana Terlikowskiego, jeżeli tenże by jej na to pozwolił no i przede wszystkim miał samochód. Chyba nie można próbować zobrazować tego trafniej? Niestety wnioskowanie pani prowadzącej wywiad doprowadziło już do zupełnej deprawacji intelektualnej i dewastacji zasad logiki oraz wnioskowania u pana Terlikowskiego, który dokonał kolejnej redukcji budując na swoim nieuprawnionym zestawieniu katolików i pingpongistów – analogię do posłów! Na szczęście na nich się zahamował, nie rozstrzygnął natychmiast czy są czy nie są katolikami! Zrobił to pośrednio – w sposób dorozumiany pytaniem retorycznym. Upraszczając, spłaszczając i redukując logikę do rozmiarów piłeczki pingpongowej, w której zmieścił wszystko – to „pojemności pola percepcyjnego” pani Wittemberg i chyba niestety przeciętnego czytelnika tegoż portalu.
Próbując jednak odpowiedzieć panu Terlikowskiemu na jego pytanie, a zarazem uświadomić pani Wittemberg, że do przeprowadzania wywiadów – rozmawiania o jakichkolwiek rzeczach trzeba mieć jakiekolwiek przygotowanie – nawet podstawowe i zasłanianie się deklaracją, że się jest ateistką nie zwalnia z potrzeby posiadania wiedzy i chociażby znajomości pojęć uprawniających do rozumienia o czym się mówi warto przyjrzeć się, co mówi prawo Kościoła Katolickiego – dostępne w sieci na stronie internetowej Archidiecezji Łódzkiej – chyba najlepszej stronie internetowej polskiego Kościoła instytucjonalnego. Otóż, zgodnie z kanonem 205 Kodeksu prawa kanonicznego „W pełnej wspólnocie Kościoła katolickiego pozostają tutaj na ziemi ci ochrzczeni, którzy w jego widzialnym organizmie łączą się z Chrystusem więzami wyznawania wiary, sakramentów i zwierzchnictwa kościelnego.” Oznacza to, że zgodnie z powyższą definicją „w pełni katolikiem” jest ten, kto wyznaje wiarę, przyjmuje sakramenty i uznaje zwierzchnictwo kościelne. Zobaczmy zatem jakie obowiązki ma katolik względem zwierzchnictwa kościelnego, mówi o tym kanon 212: „§ 1 To, co święci pasterze, jako reprezentanci Chrystusa, wyjaśniają jako nauczyciele wiary albo postanawiają jako kierujący Kościołem, wierni, świadomi własnej odpowiedzialności, obowiązani są wypełniać z chrześcijańskim posłuszeństwem. § 2 Wierni mają prawo, by przedstawiać pasterzom Kościoła swoje potrzeby, zwłaszcza duchowe, jak również swoje życzenia. § 3 (…), przysługuje im prawo, a niekiedy nawet obowiązek wyjawiania swojego zdania świętym pasterzom w sprawach dotyczących dobra Kościoła (…).” Okazuje się, że oprócz wypełniania wyjaśnień i postanowień Kościoła mają prawo przedstawiać swoje potrzeby – uwaga – zwłaszcza duchowe, jak również swoje życzenia! Niesamowite nieprawdaż? Co więcej przysługuje im prawo do wyjawiania swojego zdania w sprawach dotyczących dobra Kościoła, a niekiedy nawet obowiązek! Gdyby tego było mało zgodnie z kanonem 214” „Wiernym przysługuje prawo sprawowania kultu Bożego, zgodnie z przepisami własnego obrządku, zatwierdzonego przez prawowitych pasterzy Kościoła, jak również podążania własną drogą życia duchowego, zgodną jednak z doktryną Kościoła.” Czyli, jako wierni możemy podążać własną drogą życia duchowego!
Zatem nie tylko chrześcijanie – katolicy mogą mieć wątpliwości i nie zgadzać się z tym i tamtym! Mogą to także czynić posłowie na Sejm, albowiem tylko dlatego bo fakt, że się jest posłem a jednocześnie katolikiem, nie ogranicza w niczym praw posła jako wierzącego katolika – członka Kościoła! Milczeniem pominiemy już kolejną redukcję pana Terlikowskiego – twierdzącą, że posłowie mogą głosować przeciwko nauce Kościoła. Owszem mogą, ale nie muszą! Co więcej, mogą to robić nieświadomie, albowiem mogą być niedouczeni w tajnikach tejże nauki! Co więcej mogą być na tyle przenikliwi, że mogą dostrzec pewne niuanse w nauce Kościoła, czy też jej interpretacji – ujawniające różnice w światopoglądzie jego poszczególnych hierarchów, nie wspominając już o niektórych środkach masowego przekazu i komunikatom, jakie serwują swoim odbiorcom. Zanim odmówimy posłom – katolikom prawa do bycia katolikami tylko dlatego bo głosują jak każe im sumienie – za lub przeciw jakimś aspektom nauki Kościoła dobrze zastanówmy się, czy wyciągnęliśmy już belkę z oka swego! Może się, bowiem okazać, że popadamy w grzech pychy, za którym wiadomo, kto stoi i cieszy się z uprawiania redukcjonizmu, który mąci w głowach ludziom wierzącym.
Reasumując – niczym nieuprawniony redukcjonizm pana Tomasza Terlikowskiego to nic innego jak wprowadzanie ludzi w błąd, czy też wykorzystywanie ich niewiedzy do możliwości merytorycznego jak również logicznego osądzenia proponowanych stwierdzeń. Na tym prostym przykładzie widać, jak bardzo odległe jest upraszczanie zawarte w opowiastkach pana Terlikowskiego od prawdy, jak bardzo ten człowiek się myli – pozwalając sobie na redukowanie katolicyzmu i prawa katolików do aktywnego uczestnictwa w Kościele do automatyzmu aktów w istocie czegoś na kształt odstępstwa, czy też nieposłuszeństwa. Podczas gdy w rzeczywistości jest wręcz odwrotnie i katolicy mają nie tylko prawo, ale wręcz obowiązek – komunikować swojemu Kościołowi sprawy, które w ich ocenie wymagają – nazwijmy to – innego spojrzenia. Zrozumie to każdy, kto pamięta, że podstawą nauczania Jezusa była miłość a nie pycha! A drogą do jego nauki jest prawda, natomiast tejże – nie ma bez dialogu, albowiem ludzki rozum stwarza dla człowieka cały szereg wyzwań związanych z rozmiarem jego pól percepcyjnych i nie tylko nie da się i części nauk Kościoła zrozumieć, ale czasami po prostu słuchacz „nie wie, że nie wie!” Czego najlepszym przykładem jest specjalistka od automatyzmu kojarzenia pingponga i chrześcijaństwa pani Wittenberg.
Swoją drogą, może źle oceniamy pana Terlikowskiego? Może on chciał wpuścić ateistkę w przysłowiowe maliny i dodatkowo zakpić z „lemingów” – czytelników „na:temat”? To także chyba żaden powód do chwały, albowiem popełniłby grzech pychy!
W każdym bądź razie – zawsze trzeba się przeciwstawić intelektualnej redukcji. Inteligentny człowiek, zwłaszcza ktoś tak doskonale władający słowem jak pan redaktor Tomasz Terlikowski powinien dostosować formę i treść przekazu do możliwości percepcyjnych rozmówczyni i odbiorców. No chyba, że nie chodziło o wywiad, zwłaszcza jego treść, ale o jego przeprowadzenie i promowanie konkretnej osoby? Mniejsza z tym – życzmy obu autorom najlepszego, w tym następnym razem – więcej dystansu do omawianych spraw, zwłaszcza jeżeli jedno jawnie deklaruje „że się nie zna”, to drugie powinno „po ojcowsku” wyjaśniać, a nie upraszczać, ze szkodą dla sprawy – bo w istocie cały wywiad wart przeczytania dotyczy spraw zasadniczych.
Niestety cała afera jest chyba najbardziej żałosnym przykładem kreowania rzeczywistości przez media – jedna dziennikarka rozmawia z drugim dziennikarzem, ta nie ma kwalifikacji do zajmowania się tematem, a drugi ma poczucie misji. Efekt? Zredukowanie katolicyzmu do pingponga i to nikogo nie dziwi! No bo jak ma dziwić, jeżeli wywiad przeprowadza ateistka, a wypowiadający się jest ofiarą własnej celebryckiej wielkości! Trudno o bardziej bolesny przykład lansowania medialnego celebrytyzmu! Szkoda, że na tym cierpi Kościół i wierni!
[Źródło:] Anna Wittenberg – wywiad z panem Tomaszem Terlikowskim pt.: „Tomasz Terlikowski: Walka o dusze toczy się w mediach [wywiad]” z 25.01.2013r., http://natemat.pl/48197,tomasz-terlikowski-walka-o-dusze-toczy-sie-w-mediach-wywiad [w nawiasach wskazano nazwiska – red.] (data dostępu 25.01.2012r.).